Jaki jest cel naszego życia? Do czego zostaliśmy powołani? Jakie perspektywy kreśli przed nami Bóg, gdy pytamy Go o sens naszego istnienia? O Jego fascynującym pięknie, o życiu przenikniętym światłem nadziei mówi Ewangelia czytana w święto Przemienienia Pańskiego. Na górze Tabor Piotr, Jakub i Jan zobaczyli kawałek nieba: Boga, który do nich mówi z obłoku pełnego blasku, zobaczyli jaśniejącą, przemienioną twarz Nauczyciela i Bożych ludzi, którzy choć zmarli wiele lat temu, wciąż żyją, są obecni i rozmawiają z Synem Bożym jak równy z równym.
To oszałamiające doświadczenie nie zrewolucjonizowało jednak ich życia. Z góry Przemienienia zeszli w codzienność, która niebawem miała odsłonić przed nimi złowrogie oblicze cierpienia, lęku i śmierci, zdemaskować ich własną niemoc i słabość ludzkiej natury, która, choć tęskni do nieba, nie potrafi skutecznie uwolnić się od zła. Ta sama trójka pójdzie niebawem z Jezusem na inną górę – do Getsemani, gdzie wpadną w drzemkę, zamiast towarzyszyć swojemu Mistrzowi w trudnych dla Niego chwilach. Na kolejnej górze – Kalwarii – zostanie już tylko jeden z nich, bo pozostali uciekną w popłochu, wypierając się znajomości z Panem. Co w nich zostało z tęsknoty obudzonej na Taborze? Dlaczego Piotr z takim samym żarem nie wypowiedział, już później, tych samych słów: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” – dobrze, że jesteśmy, że możemy Ci towarzyszyć, że jesteśmy obecni w najgorszych chwilach Twojego ziemskiego życia…?
Nasze uniesienia, chwile zachwytu i kontemplacji życie często weryfikuje dość boleśnie. Ale to nie znaczy, że Bóg cofa swoje słowo, że zmienia nasze przeznaczenie i decyduje, że niegodni jesteśmy wiecznego światła w niebie. On jest wierny ponad wszystko. Prowadzi nas na nasze osobiste góry Tabor, do Getsemani i na Golgotę, i jest z nami nawet wtedy, gdy zapominamy o Jego jaśniejącej Twarzy, o słowach miłości, o sensie wyczerpującej wędrówki w górę i schodzenia ku życiu, ku codzienności.
Dwie wskazówki mogą okazać się pomocne w podtrzymywaniu żarliwej tęsknoty do życia przemienionego. Pierwszą z nich słyszą uczniowie ze świetlistego obłoku: „Jego słuchajcie”. Na wiele kuszących przepisów na szczęście natkniemy się w życiu. Wiele razy pobłądzimy w drodze albo ustaniemy w niej osłabieni. „Jego słuchajcie!” – mówi Najwyższy. Słowo Pana – oto najpewniejszy kompas dla zabłąkanych i zniechęconych. Drugiej wskazówki udziela Jezus podczas schodzenia w dół: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”. Zapewne uczniów rozpierało niecierpliwe pragnienie rozgłoszenia niezwykłych wydarzeń. Milczenie jednak bywa skuteczniejszym sposobem głoszenia. Niech przemawia życie. Niech przemiana dotyka nie słów, choćby najbardziej wzniosłych, ale czynów, pragnień, najgłębszych tęsknot.
Perspektywy, jakie roztacza Pan, ukazując swoją boskość najbliższym uczniom, nie mogą zostać bez echa. Jeśli bowiem uwierzyliśmy, że niebo jest dla nas, jeśli wiemy, że dla Boga jesteśmy umiłowani, jeśli zobaczyliśmy w swoim życiu jaśniejącą Twarz Chrystusa, nie możemy żyć tak, jakby nic się nie zmieniło. Taka nadzieja zobowiązuje do tego, by ponieść ją innym, by się nią dzielić, by żyć piękniej i lepiej. Nie, nie dlatego, żeby zasłużyć sobie na chwałę nieba, bo Jezus już zwyciężył i ofiarował nam życie wieczne. Nadzieja zobowiązuje do pięknego, dobrego życia, bo po prostu nie da się inaczej. Nie da się żyć byle jak, jeśli naszą perspektywą jest świat, którego kawałek odsłonił przed apostołami Jezus na Taborze. To nie znaczy, że będzie idealnie. Zło wciąż próbuje się wedrzeć w nasze słabe serca, rutyna i znużenie codziennością odbierają siłę, wciąż także nie potrafimy kochać tak, jak kocha Bóg. Dla Niego jednak liczy się, że tęsknimy do niebiańskiego piękna, do przemiany. Ważne, że pragniemy kochać, bo zostaliśmy umiłowani.