Logo Przewdonik Katolicki

Jak kampania banalizuje prawdziwe problemy

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Stwierdzenie, że PiS wezwało na pomoc wagnerowców, pokazuje, że w naszej polityce zapanowało już zupełne szaleństwo

Nie wiem, która sytuacja jest dla komentatora gorsza – ta, gdy jego prognozy się nie spełniają, czy ta, gdy zaczyna narzekać, że politycy nie zwracają uwagi na coś ważnego, a chwilę później okazuje się, że wszyscy na ten temat mówią, ale zamiast sprawę potraktować poważnie, tak naprawdę ją ośmieszają? Taki właśnie dylemat miałem po napisaniu ostatniego felietonu, w którym narzekałem, że najważniejsi politycy zajmują się różnymi sprawami, ale nie dostrzegają zagrożenia związanego z obecnością na Białorusi najemników z Grupy Wagnera. W złą godzinę te słowa napisałem, bo kilka dni później wagnerowcy byli na ustach wszystkich.
Premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty w fabryce Krabów – bardzo dobrego sprzętu wojskowego miotającego pociski artyleryjskie na dość dużą odległość (świetnie się sprawdza na froncie ukraińskim), który Polacy stworzyli, łącząc rozwiązania brytyjskie i koreańskie – zaczął bić na alarm. – Mamy informację, że ponad 100 najemników Grupy Wagnera przesunęło się w kierunku przesmyku suwalskiego niedaleko Grodna na Białorusi – obwieścił szef rządu. Sprawa brzmi o tyle poważnie, że przesmyk suwalski, odcinek granicy Polski i Litwy, jest jednym z najbardziej krytycznych miejsc w całym NATO. Od zachodu graniczy z obwodem królewieckim, od wschodu z Białorusią. Gdyby wojskom rosyjskim (albo jakimś prowokatorom) udało się opanować ten kilkudziesięciokilometrowy pas ziemi i zablokować przejścia graniczne między Polską a Litwą, państwa bałtyckie zostałyby odcięte od reszty Europy. Premier poinformował, że stuosobowy oddział dotarł do Grodna przy polskiej granicy i albo będzie pomagał białoruskim pogranicznikom przerzucać migrantów do Polski, albo też wniknie w przebraniu na nasze terytorium, by tu przeprowadzać jakieś prowokacje.
Lider opozycji Donald Tusk szybko obwieścił, że deklaracja premiera oznacza, że Prawo i Sprawiedliwość szuka pomocy wagnerowców w obawie przed przegranymi wyborami. Podobną narrację zaczęło natychmiast powtarzać sporo drugoplanowych postaci z opozycji lub z nią sympatyzujących. I tak poważny problem został sprowadzony do politycznej młócki.
Rzeczywiście premier padł ofiarą własnej retoryki. Nieustannie atakował Platformę Obywatelską, że nie potrafiła zapewnić Polsce bezpieczeństwa. Za każdym razem – jak to w kampanii – uderzał w opozycję. Tak więc jego zapowiedź została odczytana całkiem kampanijnie. Rzeczywiście stu bojowników Wagnera w zderzeniu z Polską i całą jej siłą, o której mówi rząd – dziesiątkami samolotów, setkami czołgów, wyrzutni rakiet, 300 tys. żołnierzy nowej armii, którą chce zbudować PiS – nie brzmi jak straszna groźba.
Ale równocześnie stwierdzenie, że PiS wezwało na pomoc wagnerowców – bo i takie wypowiedzi można było przeczytać po stronie opozycyjnej – pokazuje, że w naszej polityce zapanowało już zupełne szaleństwo. Można błędy PiS-owi wytykać, krytykować za – w mej ocenie – autokratyczne skłonności. Ale twierdzić, że istnieje jakiś sojusz między rządem a zbrodniczą formacją, która siała śmierć na Ukrainie, to znak, że w naszej polityce nie ma żadnych hamulców. A będzie jeszcze gorzej, bo do wyborów zostało nieco ponad dwa miesiące.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki