Logo Przewdonik Katolicki

Zamknięci w okopach

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Przekonanie, że skoro jakiś pomysł rzucają nasi przeciwnicy polityczni, musi to być złe, wygrało

Coraz częściej ostatnio mam wrażenie, że ton naszej dyskusji publicznej nadaje kilku zwariowanych radykałów w mediach społecznościowych. I nawet jeśli nie do wszystkich dociera ich „trajkotanie”, to poprzez wpływ, który mają na kształtowanie opinii komentatorów, dziennikarzy czy polityków, są w stanie wszystko zmienić w absurd.
Tak było przy okazji decyzji o budowie zapory przy granicy z Obwodem Królewieckim. Sam krytykowałem partię rządzącą za to, jak traktowano osoby, które nielegalnie przekraczały granicę z Białorusią, gdy wyziębionych, wymęczonych, głodnych migrantów wypychano z powrotem na wschód, ale sama ochrona granicy wydaje mi się czymś oczywistym. Szczególnie z Rosją. Jednak chór komentatorski orzekł, że skoro to pomysł PiS, to trzeba go skrytykować. Wynajdywano więc najdziwniejsze argumenty, byleby go wyśmiać. I nawet gdy sondaże pokazały, że większości Polaków, nawet wyborców opozycji, idea budowy zasieków na północnym wschodzie Polski się podoba, ton się nie zmienił. Przekonanie, że skoro jakiś pomysł rzucają nasi przeciwnicy polityczni, musi to być złe, wygrało.
Tak samo było po upadku rakiety w Przewodowie. Część komentatorów z góry uznała, że rządzący coś chcieli przy okazji tej tragedii ugrać. I choć nie było na to dowodów, oburzali się, że tą tragedią chcą przykryć własne wpadki, skandale itp. Dominowało przekonanie, że rząd nawalił z komunikacją, że wszystko przebiegło źle itp. I znów – nawet sondaż pokazujący, że Polacy zdecydowanie dobrze oceniają reakcję rządu na tę tragedię, tego nie zmienił. Gdy zaś okazało się, że prezydent dał się wkręcić przez telefon rosyjskim żartownisiom, którzy udawali prezydenta Francji, uznali, że to potwierdza ich rację. Oczywiście ta sytuacja absolutnie nie powinna mieć miejsca i pokazuje, że ktoś nie zachował procedur, że mogło dojść do znacznie poważniejszego skandalu. Ale ten incydent w żaden sposób nie zmienia faktu, że po upadku rakiety polskie władze zachowały zimną krew, konsultowały się z sojusznikami, a później były chwalone za to nawet przez krytyczne często wobec PiS zachodnie media.
Taki automatyzm właściwie wyklucza jakąkolwiek debatę. I nie chcę tu zwalać winy na kilku związanych z opozycją internautów, którzy wszystko sprowadzają do absurdu, w sytuacji, w której główny program informacyjny telewizji publicznej robi dokładnie to samo, przekonując, że największym złem, jakie spotkało Polskę w tysiącletniej historii jest Platforma i Donald Tusk.
Gdy nikt nie wierzy, że druga strona może mieć dobre intencje, że wszystko, co robi, musi być złe itp., rozmowa nie ma sensu. Ale też to zamyka tych radykałów po obu stronach w swoich bańkach. Większość społeczeństwa nie jest aż tak politycznie zacietrzewiona, by się opowiadać całym sercem po jednej ze stron. W efekcie często zwykli wyborcy mają wrażenie, że komentatorzy, dziennikarze i inni liderzy opinii publicznej są zupełnie oderwani od rzeczywistości. A gdy zwykli ludzie uważają, że media zamiast reprezentować swoich odbiorców, uczestniczą w politycznych wojnach, nasza debata ma jeszcze mniejsze szanse, by się naprawić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki