W imię Trójcy Świętej wpisanej w znak krzyża zaczynamy i kończymy każdą Eucharystię. Zresztą całkiem podobnie dzieje się podczas innych sakramentów, nabożeństw i modlitw. Czynić coś „w imieniu kogoś” oznacza najpierw działanie jego mocą lub z jego upoważnienia. Już w starożytności żołnierze powoływali się na tego cesarza lub króla, który aktualnie sprawował władzę. Setnik uwierzył na słowo Jezusa (por Łk 7, 7–8), między innymi dlatego, że sam miał nad sobą cesarza. Ponieważ za oficerem stał autorytet władzy cesarskiej, jego podwładni wykonywali jego rozkazy. Rzymianin rozpoznał, że Jezus też działa mocą „wyższej" instancji, boskiej i dlatego słowo Jezusa uznał za równie skuteczne i stwórcze.
Kiedy czytamy, że chrześcijanie będą prześladowani „z powodu Jego imienia”, domyślamy się, że chodzi o przynależność do Chrystusa, kontynuowanie Jego misji, życie według tego, jak uczył i sam postępował. Podobnie przecież przejmuje się pałeczkę po jakimś zmarłym założycielu firmy, fundacji, zakonu czy innej instytucji. Jest on pomysłodawcą i zarazem pewnego rodzaju motywacją do dalszego działania.
W jedności
Znak krzyża na początku i na końcu Eucharystii przywołuje również nasz chrzest, a także Zmartwychwstanie. Przecież dokładnie to wydarzenie przeżywamy podczas Eucharystii jako nieustannie obecne. Jezus mówi po swoim zmartwychwstaniu, aby chrzcić, „w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19). Pięknie wyraża tę samą prawdę krótka modlitwa tuż przed Komunią św., którą do Chrystusa wypowiada w imieniu wszystkich uczestników celebrans, zazwyczaj po cichu: „Ty z woli Ojca za współdziałaniem Ducha Świętego przez swoją śmierć dałeś życie światu”. Jak w pigułce łączy się tutaj współgranie wszystkich osób boskich z krzyżem i zmartwychwstaniem. Eucharystia wprowadza nas w przestrzeń działania Trójcy Świętej, w Jej, jeśli tak można powiedzieć, sposób życia i istnienia. Poznajemy podczas niej Boga, który jest wspólnotą osób, dialogiem, wymianą i współpracą. Są to różne odcienie miłości. Trójca to jeden Bóg, ale w trzech relacjach. Osoby boskie działają zawsze w jedności, ale niekoniecznie razem. Ojciec nie umierał na krzyżu, choć był tam obecny. Także Syn nie zstąpił w dniu Pięćdziesiątnicy, lecz Duch Święty. Każda osoba boska daje to, co wspólne, i zarazem to, co specyficzne dla niej.
Trójca to również Bóg działający w historii, zaangażowany, stojący po stronie ludzi. Wszystko zaczynamy w imię Boga Trójcy, bo przyznajemy się w ten sposób do Boga i nie odprawiamy jakiegoś pobożnego wspomnienia lub teatru. Wymiana między Bogiem a ludźmi jest możliwa dzięki mocy Boga, nie naszej. Tam też dokonuje się współpraca z ludźmi z Bogiem i poszczególnych osób we wspólnocie eucharystycznej. Czynimy znak krzyża na początku i na końcu, ale w postawie stojącej, czyli jako ludzie Zmartwychwstania, którzy już w nim uczestniczą. Podczas Mszy św. każdy wykonuje właściwe sobie zadania, ale jesteśmy jednym Ciałem.
Ikona Rublowa
Od paru lat podczas osobistej modlitwy wpatruję się w wiszącą w moim pokoju ikonę Andrieja Rublowa Trójca Święta zwaną też czasami Gościnnością Abrahama. Artysta przedstawił troje aniołów, którzy przybyli do Abrahama, aby zapowiedzieć mu narodziny syna (Por Rdz 18). Ojcowie Kościoła dostrzegli w nich symbol Trójcy Świętej. Patriarcha podjął ich hojnie i kazał przygotować pasterską ucztę w dość pokaźnych ilościach. Wprawdzie Abraham stwierdził, że przyniesie „nieco” chleba, to jednak polecił Sarze upiec podpłomyki z trzech miar mąki, czyli jednej efy, co w dzisiejszych jednostkach wynosi między 17 a 31 kg mąki. Tak czy owak, to sporo chleba jak na taką liczbę ludzi. Do tego doszły tłuste cielę, twaróg i mleko. Goście usiedli też w cieniu potężnych dębów, aby się ochronić od słońca, i umyli sobie nogi. Spotkanie Abrahama z Panem wywołuje w nim taką lawinę „wylewającej się” gościnności, chociaż jeszcze nie usłyszał dobrej nowiny o poczęciu Izaaka. W tym spotkaniu dochodzi do niesamowitej wymiany. W encyklice o miłości Benedykt XVI słusznie zauważa, że człowiek „nie może zawsze tylko dawać, musi także otrzymywać. Kto chce ofiarować miłość, sam musi ją otrzymać w darze”. Tak właśnie Rublow ukazał na swojej ikonie Trójcę Świętą jako Osoby, które dają i przyjmują. Wpatrzone w siebie i dające siebie nawzajem. Widać to w ich spojrzeniach i niekończącym się tańcu. Mnie najbardziej zachwyca to, że Bóg przyjmuje dary Abrahama, nie pogardza jego gościnnością. Rozważając tę scenę biblijną i patrząc na ikonę Rublowa, nieuchronnie rodzi się skojarzenie i z rozmnożeniem chleba, gdzie ludzie jedli do sytości, i z winem na weselu w Kanie, które Jezus ofiarował w nadmiarze, nie mówiąc już o umyciu nóg uczniom w Wieczerniku. Podczas Eucharystii jesteśmy „podjęci” przez Boga tak jak Abraham podjął Go pod dębami Mamre. Hojnie, z całkowitym oddaniem, bezinteresownie. Święty Tomasz z Akwinu pisze, że „skutkiem Eucharystii jest przemiana ludzkości w Boga”. Ale nie w jakkolwiek pojmowanego Boga. Jesteśmy stworzeni na obraz Boga Trójcy.
Podobni do Boga
Co z tego wynika dla Kościoła? Działać w imię Boga Trójcy to przede wszystkim przyjmować miłość i przekazywać ją dalej. To podstawowe zadanie Kościoła, każdego wiernego – najpierw przyjmować, aby następnie być przekaźnikiem, pewnego rodzaju pośrednikiem między Bogiem a światem. Nieprzypadkowo Jezus nazwał swoich uczniów „światłością świata”. Żyć imieniem Trójcy Świętej to być zdolnym do wdzięcznego przyjęcia daru i do hojnego przekazywania go dalej. Imię Trójcy przypomina nam, do kogo mamy stawać się podobni, a chrzest i Eucharystia stopniowo nas stwarzają, modelują i przelewają w nas Bożą miłość.
Analogicznie do Trójcy Świętej, którą jednoczy bóstwo, dzięki chrztowi, czyli udziale w życiu Boga, wszyscy w Kościele jesteśmy równi, chociaż pełnimy różne funkcje i zadania, podobnie jak boskie Osoby działają zgodnie „mocą” boskości, ale też każda z nich na swój sposób. Przecież podczas chrztu wszyscy uczestnicy liturgii zostali włączeni w rodzinę Boga. Całe zgromadzenie przypomina sobie znakiem krzyża, wzbogaconym słowem, że stoi przed ołtarzem, ponieważ na krzyżu umarł za nich Jezus, a przez chrzest, jak przez bramę, weszli na inną drogę – wiarę. Jakby nie patrzeć wiara jest najpierw uznaniem, że jesteśmy w relacji. Tym, co nas łączy i czyni nas równymi w Kościele, jest wspólne powołanie, godność dzieci Bożych, a także misja bycia kapłanami, czyli osobami, które na wzór Trójcy Świętej dają innym siebie, bo najpierw na Eucharystii otrzymują miłość od Boskich Osób, ale też w ofierze przynoszą to, co jest owocem działania boskiej miłości w życiu codziennym. Tym, co nas odróżnia, to różne zadania, formy życia chrześcijańskiego, funkcje i charyzmaty. Święcenia nie czynią nikogo „wyższym” niż pozostali członkowie Kościoła. Podobnie nie jest istotne, jakie zadania wykonujemy, byleby w nich wyrażała się miłość Boga do człowieka.