Był 7 stycznia 1919 r. Nad poznańskimi ulicami dało się słyszeć wyraźny warkot silnika. Mieszkańcy w ciągu kilku ostatnich lat przywykli do widoku samolotu, niemniej tym razem przyglądali się mu baczniej niż zazwyczaj. Maszyna odbywała swój lot dość wolno i na niskiej wysokości. Mieszkańcy co rusz przystawali, spoglądali w niebo i radośnie machali do pilota. Samolot różnił się od dotychczas im znanych jednym detalem: biało-czerwoną szachownicą.
Lotnisko zamiast samolotu
Życie w niewielkiej podpoznańskiej Ławicy zmieniło się diametralnie w 1913 r. Wtedy to powstał tutejszy port, a raczej jak wówczas mawiano – stacja lotnicza. Ze strategicznego punktu widzenia była to inwestycja niepotrzebna, o powstaniu lotniska decydowało jednak coś innego. Niemcy rozpalała w tym czasie gorączka chorobliwego militaryzmu: każdy chciał mieć swój udział w budowaniu armii, która za chwilę rzuci wyzwanie światowemu porządkowi. Największa niemieckojęzyczna gazeta w Poznaniu „Posener Tagelblatt” ogłosiła zbiórkę na zakup samolotu o imieniu „Posen”. Odzew był tak wielki, że zgromadzone środki pozwoliły na stworzenie lotniska, które uroczyście otworzył sam cesarz Wilhelm II.
W czasie wojennej zawieruchy Poznań znalazł się daleko od frontu, toteż miejscowa stacja pełniła głównie rolę szkoleniową i remontową. Tutaj przyuczano nowych pilotów i mechaników. Kompleks Ławicy obejmował aż 300 ha ziemi z hangarami, wieżą i koszarami dla 200 żołnierzy.
Znaczenie lotniska zmieniło się w momencie wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Dla Polaków stacja była oknem na świat, z którego będą mogli prowadzić loty obserwacyjne i bojowe. Dla Niemców był to ostatni bastion Twierdzy Poznań. Choć oddział był w izolacji, to jednak udało się utworzyć most powietrzny z Frankfurtem, skąd dowożono żywność i uzbrojenie. W ten sposób długo można było trzymać powstańców w szachu. Rozmyślano też ponoć o zbombardowaniu miasta. Starcie było nieuniknione.
Pełna pula
Na szczęście dla powstańców załoga Ławicy miała mieszany skład. Wśród Polaków szybko zrodziła się grupa spiskowców, na czele której stał kłecczanin – sierżant-pilot Wiktor Pniewski. Zaprawiony w walkach na froncie zachodnim, po przebytej rekonwalescencji został skierowany do Poznania, gdzie od razu rozpoczął konspiracyjne działania. Udało mu się przeforsować wejście Polaków do składu rady żołnierskiej, co dawało realny wpływ na funkcjonowanie lotniska i wiedzę o niemieckich planach. Dzięki działalności Pniewskiego i kolegów udało się m.in. zapobiec wywózce samolotów w bezpieczniejsze miejsce.
Z pomocą Mieczysława Palucha, jednego z bardziej aktywnych dowódców powstania, Pniewski opracował plan zdobycia obiektu. Zakładał on pozorowane uderzenie oddziału jazdy, wykorzystanie artylerii oraz zmobilizowanie polskich żołnierzy znajdujących się w ławickim oddziale. Postanowiono, że jeśli negocjacje nie przyniosą efektu, atak nastąpi 6 stycznia.
Gra toczyła się o wielką stawkę. Niemcy zdawali sobie sprawę, że w zdominowanym przez Polaków rejonie Poznania stoją na gorszych pozycjach. Posiadali jednak kilka asów w rękawie. Jednym z nich były groźby. Za sprawą zakopanego przewodu lotnisko posiadało połączenie z fortem VII, które umożliwiało detonację znajdujących się w nim zapasów amunicji. Podobnie zdawano sobie sprawę, że Polakom zależy przede wszystkim na samolotach. Nawet zdobywając lotnisko, istniało ryzyko, że Niemcy uszkodzą maszyny i infrastrukturę. Pojawiały się także pogłoski, że samoloty zostaną wykorzystane do bombardowania krnąbrnego miasta. Atak powstańczy musiał brać te wszystkie możliwości pod uwagę. Działania powinny być szybkie i precyzyjne. Nie chodziło o samo pokonanie przeciwnika. Walczono o zgarnięcie całej puli.
Atak doskonały
5 stycznia podjęto negocjacje z dowodzącym niemieckim garnizonem porucznikiem Fischerem, które zakończyły się jednak szybko stanowczym sprzeciwem oficera. Hardy dowódca zdawał sobie sprawę ze swoich atutów. Tym samym przystąpiono do realizacji planu zbrojnego przejęcia lotniska. Jednym z pierwszych zadań powstańców było opanowanie fortu VII. Strażnicy poddali się bez walki, a powstańcy przecięli kabel, który umożliwiał zdalne wysadzenie obiektu. Odcięto także łączność i elektryczność na samej Ławicy.
O godz. 2.00 w nocy w kierunku lotniska wymaszerował oddział złożony z ok. 350-400 powstańców pod dowództwem ppor. Andrzeja Kopy. Piechotę rozlokowano w dwóch zgrupowaniach na północny i południowy zachód od płyty lotniska. Na niewielkim wzgórzu w okolicach stacji kolejowej Wola rozmieszczono dwa działa. Kierunek berliński zabezpieczyli powstańcy z Dopiewa.
O godz. 6.15 wysłano czterech konnych parlamentariuszy. Przywitano ich wystrzałami, co sprawiło, że jeden z powstańców spadł ze spłoszonego konia i dostał się do niewoli. Z pewnością dla niego bój o Ławicę zdawał się trwać w nieskończoność, gdyż wzburzony niemiecki dowódca rozmyślał o jego rozstrzelaniu.
---
Ciąg dalszy artykułu można przeczytać w „Przewodniku Katolickim” Historia
Jego kolejne wydanie poświęcone jest Powstaniu Wielkopolskiemu i jest już dostępne.