Tak jak żelazna kurtyna oddzielała pierwszy i drugi świat, tak kurtyna aksamitna przesłoniła nam nieco prawdę o wydarzeniach roku 1989 w Czechosłowacji. Poza charakterystyczną nazwą i postacią Václava Havla przeciętny Kowalski o wydarzeniach u naszego południowego sąsiada wie niewiele. Co więcej, narosło wokół niej kilka uproszczeń.
Czechosłowacka droga nie była pierwszą, w której przejęcie władzy odbyło się w bezkrwawy sposób. Co więcej, sami uczestnicy wydarzeń nie posługiwali się początkowo terminem aksamitnej rewolucji – ukuli go najprawdopodobniej zachodni dziennikarze. Aby było jeszcze ciekawiej, w Czechosłowacji nie doszło do jednej, ale dwóch rewolucji: czeskiej i słowackiej.
Na południu bez zmian
Aby dokładniej zrozumieć tło wydarzeń, musimy wniknąć w specyfikę Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej. Status kraju po II wojnie światowej znacząco różnił się od polskiej rzeczywistości. Komuniści wygrali tutejsze wybory bez potrzeby sięgania po fałszerstwa, na terenie kraju nie stacjonowały też wojska radzieckie.
Oczywiście stosowano represje. Szacuje się, że życie w CSRS straciło ok. 6 tys. osób. Biorąc jednak pod uwagę, że mniejsze o połowę socjalistyczne Węgry w tym samym czasie wymordowały 100 tys. obywateli, a pobliska Rumunia – 300 tys., Czechosłowacja wydawała się bezpieczną oazą. Prześladowano głównie Kościół, ale zjawisko to było pokłosiem nie tylko komunizmu, ale znacznie dłuższej praktyki.
Ta względna swoboda doprowadziła w 1968 r. do praskiej wiosny. Gdy w odwecie kraj zalała fala wojsk Układu Warszawskiego, zalał go także partyjny beton. Czechosłowaccy komuniści postanowili już nigdy więcej nie wychylać się, stając się jednym z najpokorniejszych uczniów Moskwy. Obywatele popadli w letarg, zawiązując z władzą cichą umowę, w której za brak politycznego zaangażowania płacono stosunkowo wysokim, na tle innych demoludów, standardem życia. Krecik, kofola i wycieczki w Sudety miały wystarczyć. Do czasu.
Wiatr przemian
W latach 80. rysy kryzysu przecięły wszystkie kraje bloku wschodniego. W Czechosłowacji półki nie świeciły pustkami, a i do sklepów nie ustawiały się długie kolejki, niemniej pewne niedobory były widoczne dla każdego. W tej sytuacji miejscowym władzom nie pozostawało nic innego jak nasłuchiwanie wschodniego wiatru. Gdy Michaił Gorbaczow ogłosił swoją pierestrojkę, w Pradze wprowadzono jej odpowiednik (prestavba). Zmiany w sektorze gospodarczym okazały się jednak zbyt ostrożne i nieadekwatne do skali problemów.
Całkowicie zapomniano za to o głasnosti. Monopol państwowy na środki masowego przekazu był całkowity. Nie istniały wentyle bezpieczeństwa, dysydenci działali w pełnej konspiracji. Władze niezbyt się ich obawiały, szacując, że ścisłych wrogów systemu jest około 500, w porywach dziesięć razy więcej. W tym zacnym gronie znaleźli się przede wszystkim niektórzy intelektualiści i ludzie kultury luźno związani z inicjatywą Karta 77. Nie stanowili oni zwartej siły politycznej. Było to środowisko skupione wokół Václava Havla, które bardziej rozważało budowanie życia równoległego do systemu niż walkę z nim.
Inną ważną grupą tworzącą trzon opozycji były środowiska ekologiczne, które rozwinęły się szczególnie po katastrofie czarnobylskiej. Nie bez znaczenia była także mniejszość węgierska, która pod wpływem przemian w Budapeszcie postulowała inicjację podobnych działań w Pradze. Wciąż istnieli także stronnicy bohatera praskiej wiosny – Aleksandra Dubčeka, który pod koniec lat 80. rozbudzał rewizjonistyczne nastroje w szeregach Czechosłowackiej Partii Komunistycznej. Istniał także podziemny Kościół i to on jako pierwszy rzucił wyzwanie systemowi.
Wydeptywanie rewolucji
Pochód do niepodległości rozpoczął się w marcu 1988 r. w Bratysławie. Zorganizowana tutaj tzw. świeczkowa manifestacja w intencji wolności religijnej zgromadziła kilka tysięcy ludzi. Choć została szybko spacyfikowana, to jednak fakt, że był to pierwszy przejaw społecznego niezadowolenia po 1968 r., otworzył etap kolejnych protestów. Nie były one liczne, ale wywołały reakcję władz: w październiku amnestią objęto więźniów politycznych, w grudniu przerwano zagłuszanie Radia Wolna Europa. W kontekście religijnym nie bez znaczenia była także kanonizacja św. Agnieszki Praskiej, która pozwoliła katolikom na „policzenie się”. Od poprzedniego podobnego wydarzenia mijało 300 lat.
Decydujący wpływ na dynamikę wydarzeń w Czechosłowacji miały jednak przemiany w Polsce i na Węgrzech. Coraz częstsze stały się także ucieczki obywateli NRD, którzy porzucali swoje pojazdy pod ambasadą RFN w Pradze i za jej pośrednictwem ubiegali się o azyl. Czechosłowackie społeczeństwo, informacyjnie całkowicie wyizolowane, w końcu zaczynało zauważać, że prawda czasu i prawda ekranu nie idą ze sobą w parze.
Często mówi się, że Polakom wywalczenie wolności zajęło 10 lat, Węgrom 10 miesięcy, mieszkańcom NRD – 10 tygodni, a Czechosłowakom – 10 dni. Dużo w tym prawdy, ale warto nadmienić, że owe 10 dni nie byłoby możliwe bez poprzedzających je przemian. Bez sąsiadów czerwony sztandar nad Pragą mógłby powiewać jeszcze długo.
Masaryk na stówkę!
Podobnie jak protesty w 1988 r., tak samo rewolucja rozpoczęła się w Bratysławie. Był 16 listopada, gdy na ulicach słowackiej stolicy zgromadzili się studenci. Data nie była przypadkowa – nazajutrz obchodzono Międzynarodowy Dzień Studenta, upamiętniający represje hitlerowskie wobec czechosłowackiego świata akademickiego. Co ważne, tym razem nie zdecydowano się na użycie siły. To ośmieliło studentów praskich.
17 listopada na ulicach stolicy kraju zgromadziły się tysiące młodych ludzi. Oddali oni hołd ofiarom II wojny światowej, ale z czasem zaczęli także wznosić hasła antysystemowe. Jedno z zabawniejszych brzmiało „Masaryk na stówkę”. Nawiązywano w ten sposób do wprowadzonego niedawno banknotu o wartości 100 koron z podobizną znienawidzonego pierwszego lidera komunistycznej Czechosłowacji – Klementa Gottwalda. Powszechną praktyką było uszkadzanie tego środka płatniczego przez wydrapywanie oczu polityka lub dorysowywanie mu rogów.
Gdy studenci ruszyli w kierunku centrum Pragi, władze postanowiły działać. Doszło do brutalnej pacyfikacji, w której blisko 600 osób zostało rannych. Pojawiła się także informacja o śmierci jednego ze studentów. Jakkolwiek była to zaledwie plotka, to jednak przez cały czas trwania rewolucji będzie istniało święte przekonanie, że nie jest ona jednak bezkrwawa. Nieistniejący męczennik w kolejnych dniach wyciągał na ulice coraz większą ilość osób.
Rewolucja na VHS
18 listopada studenci przystąpili do strajku, który rozszerzył się na wszystkie uniwersytety. Poparli go przedstawiciele kultury, m.in. zamykając teatry. 19 listopada powołano do życia Forum Obywatelskie. Była to improwizowana reprezentacja społeczeństwa skupiona wokół Václava Havla i innych intelektualistów. Następnego dnia narodził się także jej słowacki odpowiednik– Społeczeństwo Przeciw Przemocy.
Warto w tym miejscu dodać, że w tym momencie należałoby już mówić o istnieniu dwóch rewolucji. Jakkolwiek Słowacy i Czesi ze sobą współpracowali, to jednak nie tworzyli jednolitego frontu. W planach dysydentów czeskich liczono na porozumienie z władzami, Słowakom zależało bardziej na budowaniu świadomego społeczeństwa.
Dużym sukcesem protestujących było rozlanie rewolucji na mniejsze miasta. Ogromną rolę w tym odegrali studenci, którzy wcielili się w emisariuszy ruchu i jeździli po całym kraju, rozprowadzając m.in. kasety VHS z nagraniami protestów. Codziennie odbywały się coraz większe manifestacje.
Reakcja komunistów była typowa. Przygotowując środki do siłowego rozwiązania problemu, premier Ladislav Adamec starał się ograniczyć postulaty Forum, z którego przedstawicielami spotkał się po raz pierwszy 21 listopada. Zaledwie trzy dni później kierownictwo partii podało się do dymisji, a sytuację władzy pogorszył fakt wpłynięcia opozycji na telewizję i radio, aby transmitowała wydarzenia. Komuniści szli na kolejne ustępstwa, ale tylko takie, które pozwoliłby im zachować władzę.
Strajkowe referendum
W tej napiętej sytuacji istniały dwa pomysły na dalszy los Czechosłowacji. Pierwszym z nich była promowana przez władzę idea socjalizmu bez wypaczeń. Druga była mniej enigmatyczna i skracała się do przeprowadzenia wolnych wyborów. Aby dowiedzieć się, która koncepcja ma większe poparcie społeczne, doszło do nieformalnego referendum. 27 listopada o godz. 12.00 rozpoczął się strajk generalny, który miał pokazać, jak wielka w społeczeństwie jest chęć zmian.
Rezultat, jak to już stało się tradycją w roku 1989, był zaskoczeniem dla tak rządzących, jak i opozycji. Ponad 75 proc. społeczeństwa nie podjęło tego dnia pracy. Porażka komunistów była absolutna. Dwie kolejne próby utworzenia rządu legły w gruzach. Na początku grudnia wyrzucono z konstytucji artykuł mówiący o wiodącej roli partii komunistycznej, a ze szkół zniknął marksizm. Otwarto także granicę z Niemcami Zachodnimi. 29 grudnia prezydentem Czechosłowacji został Václav Havel. Od demokracji nie było już odwrotu.
Gorzkie zwycięstwo
Władze przejściowe przystąpiły do przygotowywania wyborów. Wielkim, choć absurdalnym pod pewnymi względami problemem, stała się wiosną 1990 r. tzw. wojna o myślnik. Był to spór o nową nazwę państwa, która w równym stopniu traktowałaby wchodzące w jego skład kraje. Czechosłowacka Republika Socjalistyczna w ciągu kwartału zamieniła się w Czechosłowacką Republikę Federacyjną (na Słowacji pisaną z myślnikiem), a następnie w Czeską i Słowacką Republikę Federacyjną. Spór stanowił preludium do późniejszego rozpadu państwa.
8 i 9 czerwca odbyły się pierwsze demokratyczne wybory w Czechosłowacji. Frekwencja okazała się oszałamiająca – do urn poszło ponad 96 proc. uprawnionych do głosowania. Zwycięstwo odnieśli przedstawiciele Forum Obywatelskiego i Społeczeństwa Przeciw Przemocy, którzy zgromadzili łącznie niemal 50 proc. głosów. Mozaikę parlamentarną uzupełniali chadecy, słowaccy nacjonaliści, morawscy autonomiści oraz komuniści, którzy uzyskali ponad 13 proc. miejsc.
Parlament, który miał zająć się budowaniem nowej Czechosłowacji, dość szybko został przygnieciony przez ciężar swojego zadania. Demokracja rodziła się przez kolejne podziały. Główne zadanie władz – napisanie konstytucji – nie zostało zrealizowane. Za to po kilkunastu kolejnych miesiącach napisano już dwie ustawy zasadnicze – z tym że jedną dla niezależnych Czech, a drugą dla niepodległej Słowacji.
Matka współczesnych rewolucji
Aksamitna rewolucja była prawdziwym paradoksem. Trudno inaczej nazwać sytuację, w której konformistyczne społeczeństwo zmienia swoją postawę na kilka dni, aby po chwili znów zanurzyć się w codzienności. Był to havlovski ideał „niepolitycznej polityki”.
Mało w rewolucji było też rewolucyjnych posunięć – po nagłym początku przebieg przemian okazał się bardziej stonowany. Nieco inną ocenę mają także mieszkańcy obu współczesnych krajów. Dla Słowaków łagodna rewolucja, jak ją nazywają, była krokiem do niepodległości. W Czechach ocena listopadowych wydarzeń jest bardziej zróżnicowana. Dla wielu to okres niewykorzystanych szans, zbyt wolnych reform, wreszcie początek upadku państwa związkowego, w którym to Czesi odgrywali dominującą rolę.
Niezależnie jednak od tego wszystkiego aksamitna rewolucja stała się matką licznych rewolucji. Naśladowano ją zwłaszcza w krajach postsowieckich. Możemy jednak powoli zacząć się zastanawiać, na ile aksamitna forma nadal jest skuteczna i czy reżimy nie zaczęły się w niej odnajdywać.