Logo Przewdonik Katolicki

Ułamek sekundy

Natalia Budzyńska
Portret Henriego Cartiera-Bressona (1954) oraz kultowy album Paris Revisited, który we Francji ma teraz jedenaste wydanie fot. Commons.Wikimedia

Fotografować to znaczy wstrzymać oddech – mawiał jeden z najsłynniejszych fotoreporterów, Henri Cartier-Bresson. Mija siedemdziesiąt lat od wydania jego książki Decydujący moment, która do dziś jest obowiązkową pozycją dla każdego fotografa.

Fotografowie całego świata dążą do uchwycenia magicznej chwili, która będzie tym właściwym ułamkiem sekundy. Można powiedzieć, że naciśnięcie spustu migawki nigdy nie było tak łatwe jak dzisiaj, właściwie nie trzeba nawet odrywać palca, klatka – jedna za drugą – tworzy się sama, jak na taśmociągu powstają kolejne ujęcia zatrzymane w obiektywie aparatu. Jest duża szansa, że z tysiąca fotografii uda się wybrać tę jedyną, która zapisała ową ulotną chwilę. Można więc zapytać, czy teoria decydującego momentu Henriego Cartiera-Bressona jest jeszcze aktualna i czy warto się nią zajmować? Owszem, wystarczy obejrzeć jedną z wystaw jego fotografii, jakich co roku organizuje się kilka w różnych miejscach na świecie (dopiero co skończyły się wystawy w Martigny w Szwajcarii, w Mediolanie, w Chicago, w Bostonie, a w Paryżu właśnie trwa) lub chociaż wziąć do ręki album z jego najlepszymi fotografiami (we Francji ten kultowy album ma właśnie nowe, jedenaste wydanie), żeby przekonać się, że nawet dzisiaj nie każdemu udaje się zrobić dobre zdjęcie. Bresson jednak nie dawał zbytnich nadziei: uważał, że fotografii nie da się wyuczyć, że wszystkie szkoły fotografowania to zwykłe naciąganie. Dobrym fotografem trzeba się urodzić, to oznacza dar zobaczenia tego, co dla innych niewidzialne, niedostrzegalne. Istotą jest ów moment, ta chwila, której przed sekundą nie było. Jak ją przewidzieć? Jak ustawić aparat, żeby ją „złapać”? Milimetr w bok, sekunda później – i już nic z tego. Minęło, przeszło, zniknęło.

Leica
Bagatelizował swoją pozycję fotografa, zastanawiał się, czy w ogóle fotografa można nazwać artystą. Łatwiej mu było zaakceptować siebie w tej roli jako malarza i rysownika, którym stał się pod koniec życia. Rok przed śmiercią wyraził to dosadnie w jednym z wywiadów: „Fotografia to po prostu klikanie migawki, opuszczanie palca w odpowiednim momencie. Liczy się rysunek. Fotografia już mnie nie interesuje”. Zresztą od tego zaczynał. Urodził się w 1908 r. we Francji, w latach 20. studiował malarstwo i filozofię, sporo malował, będąc pod wpływem surrealistów i kubistów. Nie byłoby Bressona-fotografa gdyby nie Bresson-malarz. Jego wyczucie tła, kadru, ruchu i niemal malarskie ujęcia są bardzo charakterystyczne dla jego twórczości. Zaczął fotografować pod wpływem impulsu, nieszczęśliwa miłość i egzotyczne miejsce (był wówczas w Afryce) spowodowały, że sięgnął po aparat. Tak się zaczęło: pożyczonym aparatem zrobił fotografie, które zresztą zostały opublikowane. Po powrocie do Europy kupił więc Leicę, a jej kolejne wersje stały się jego okiem, którym patrzył na świat. Najpierw fotografował Leonor Fini, argentyńską surrealistkę, malarkę, która później była muzą Konstantego Jeleńskiego. Pierwsze fotografie zaprezentował na wystawie w Julien Levy Gallery na Manhattanie, w miejscu bardzo prestiżowym, gdzie spotykali się awangardziści, malarze surrealiści i nowojorscy fotografowie. Wyjechał jako fotograf na wyprawę etnograficzną do Meksyku, relacjonował koronację Jerzego VI i dokumentował wojnę domową w Hiszpanii. Interesowała go ulica, ale posiadał dar znalezienia się w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu. Nauczył się obsługiwać kamerę i przez jakiś czas kręcił filmy. Podczas wojny przez trzy lata był więźniem niemieckiego obozu, z którego udało mu się uciec, od 1943 r. działał we francuskim ruchu oporu. W 1947 r., razem z dwoma świetnymi fotografikami, Robertem Capą i Davidem Seymourem (właściwie Dawidem Szyminem, warszawskim Żydem, który jako żołnierz US Army fotografował pola bitwy w Europie) założył pierwszą agencję skupiającą niezależnych fotografów, Magnum. W ten sposób chcieli zerwać podległość wobec właścicieli gazet i zadbać o swoje prawa autorskie. W tym samym roku w Nowym Jorku została otwarta wystawa fotografii Bressona w słynnym muzeum sztuki współczesnej MoMA. Z Capą wyjedzie do Indochin, gdzie spędzi kilka lat, obserwując pokolonialną rzeczywistość. Mawiał, że fotograf musi być czujny i wiedzieć, gdzie powinien się znaleźć, gdzie czeka na niego temat. „W niektórych miejscach puls bije szybciej niż w innych” – tłumaczył. Był pierwszym zachodnim fotografem, który po śmierci Stalina został zaproszony do ZSRR. Za chwilę stanie się najsłynniejszym fotoreporterem świata.

Decydujący moment
MoMA pokaże dzieła Bressona ponownie w 2012 r., a Centrum Pompidou w Paryżu dwa lata później. Ale to inna wystawa uczyniła go tak sławnym: zorganizowana w 1952 r. wielka ekspozycja w Luwrze. Zresztą Luwr, świątynia sztuk pięknych, po raz pierwszy właśnie wtedy pokaże fotografie, nobilitując je do miana sztuki. Ta wystawa objedzie w kolejnych latach wiele krajów jako ilustracja do książki zatytułowanej Decydujący moment. To esej opisujący pół wieku historii świata poprzez człowieka, dla którego aparat fotograficzny stał się przedłużeniem oka. Książkę zamówili amerykańscy wydawcy: miała mieć formę albumu ze zdjęciami, wzbogaconego tekstem wyjaśniającym, jak takie fotografie wykonać. Oczywiście początkowo Bresson odmówił, ale został przekonany. Miał odpowiedzieć na pytania w stylu: co cię interesuje w fotografii, co ona dla ciebie oznacza i dlaczego to robisz. Tytułu nie wymyślił sam, odnosi się do wypowiedzi siedemnastowiecznego kardynała de Retza, którego wspomnienia czytał Bresson w tym czasie. Okładkę zaprojektował Henri Matisse, a esej ilustruje ponad setka zdjęć, które dotąd pojawiały się w czasopismach w Europie i w USA. Pisał: „Dla mnie fotografia jest jednoczesnym rozpoznaniem, w ułamku sekundy, zarówno znaczenia wydarzenia, jak i precyzyjnej organizacji form, które nadają wydarzeniu właściwą ekspresję”. Instynkt, koncentracja, wyczucie, umiejętność widzenia, a nie umiejętności techniczne – to były najważniejsze przymioty dobrego fotografa. A więc zadaniem fotografa jest obserwacja przemykającej przed jego oczami rzeczywistości i naciśnięcie migawki w takim momencie, który pokaże prawdziwą jej naturę. Zdjęcie powinno zostać wykonane z ukrycia, tak aby nie miało na rzeczywistość żadnego wpływu. Cały chaos świata w tej właśnie chwili zostaje uporządkowany – to jest akt kreacji, ta umiejętność, ten dar. Jeśli się go nie posiada, chwila umyka bezpowrotnie. Esej Decydujący moment stał się jedną z najważniejszych publikacji w historii fotografii. Cartier-Bresson zajmował się też fotografią portretową i uważał ją za najtrudniejszą. W jednym z wywiadów opowiadał, jak robił portret Ezry Pounda. „Stałem przed nim przez półtorej godziny w całkowitej ciszy. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Pocierał ręce. Zrobiłem w tym czasie około sześciu zdjęć”. Dodawał: „Musisz zapomnieć o sobie. I żadnego myślenia. Fotografia jest sposobem na wykrzyczenie tego, co czujesz”. Henri Cartier-Bresson pozostawił po sobie około pół miliona zdjęć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki