Dwa tomy Teczek na Baraniaka abp. Marka Jędraszewskiego, a następnie filmy dokumentalne Joanny Hajdasz sprawiły, że postać abp. Antoniego Baraniaka i to, czego dokonał, została przypomniana i doceniona. Przy tej okazji wiele osób było zaskoczonych, że metropolita poznański był salezjaninem. Czy właśnie to stało się dla Księdza inspiracją, aby życiorys abp. Baraniaka pokazać właśnie przez pryzmat jego salezjańskiego powołania?
– Tak, gdyż to bardzo ważny rys charakteryzujący tę postać. Większość swojego życia abp Antoni Baraniak był związany ze zgromadzeniem salezjańskim. Dokładnie od 1917 r., kiedy stał się uczniem szkoły w Oświęcimiu, aż do święceń biskupich w 1951 r., formalnie przynależał do zgromadzenia. Także później nadal utrzymywał bardzo żywe więzi. Można nawet powiedzieć, że na tle episkopatu niespotykanie silne, gdyż mieliśmy kilku biskupów, którzy wywodzili się z rodzin zakonnych i na tym tle bardzo się wyróżniał.
Ten okres salezjański, gdy patrzymy na niego z perspektywy czasu i perspektywy historycznej, na pewno zadecydował o tym, jakim był duchownym. To był okres, kiedy dojrzewał do funkcji, które później zostały mu w Kościele powierzone. W zasadzie na każdym etapie jego życia ta salezjańskość pozwoliła mu tak skutecznie pracować na rzecz Kościoła.
Kto i dlaczego skierował Antoniego Baraniaka do salezjańskiej szkoły w Oświęcimiu?
– Szkoła w Oświęcimiu bardzo szybko zdobyła sobie rozgłos we wszystkich trzech zaborach i stała się taką kuźnią polskiego patriotyzmu. Bardzo wielu chłopców trafiało tam z zaboru pruskiego – z Wielkopolski, ze Śląska – i wielu z nich zostawało salezjanami. Tak też było w przypadku późniejszego abp. Antoniego Baraniaka, który trafił do Oświęcimia dzięki życzliwości swojego proboszcza, ks. Antoniego Wiśniewskiego, wielkiego społecznika, który starał się wspierać uzdolnioną młodzież. Postać proboszcza parafii Mchy w Wielkopolsce jest kluczowa dla dalszych losów trzynastoletniego chłopaka, który za zgodą rodziców opuścił dom i podjął naukę z dala od rodziny. Udało mi się odnaleźć relację ojca chrzestnego abp. Baraniaka, który go odwoził do Oświęcimia. Najpierw jechali do Wrocławia po wizy, następnie na granicy z zaborem austriackim dokonano bardzo szczegółowej rewizji i Antoniemu zabrano srebrne monety, które dostał od rodziców na tzw. czarną godzinę. Właśnie w szkole w Oświęcimiu Antoni Baraniak zafascynował się duchowością Jana Bosko i postanowił zostać salezjaninem. To był rok 1920, kiedy trafił do nowicjatu w Kleczy Dolnej koło Wadowic, gdzie zaczęła się jego salezjańska formacja. Po złożeniu pierwszych ślubów został skierowany na studia w zakresie filozofii. Kolejnym, bardzo ważnym etapem salezjańskiej formacji, był czas tzw. praktyki duszpastersko-wychowawczej, którą odbywał najpierw w Kleczy, następnie w Czerwińsku, by wreszcie trafić do zakładu na Litewską w Warszawie.
Dlaczego właśnie ten okres w życiu metropolity poznańskiego jest tak ważny?
– Z kilku powodów. Przede wszystkim Baraniak miał okazję rozwijać swoje talenty, zwłaszcza doskonalenie nauki języków obcych. Interesował się także historią oraz zaczął pisać artykuły do periodyków salezjańskich. Już sama ta działalność mogłaby być przyczynkiem do ciekawej monografii, ale moim zdaniem kluczowym jest okres pół roku spędzonego w zakładzie na ul. Litewskiej w Warszawie. Tak się złożyło, że w tym czasie kard. August Hlond zlecił ks. Józefowi Gawlinie zorganizowanie Katolickiej Agencji Prasowej. Ks. Gawlina zamieszkał na ul. Litewskiej i rozpoczął bardzo ścisłą współpracę z salezjanami, którzy zajęli się tłumaczeniem depesz KAP-u głównie na włoski, ale także na wiele innych języków. To właśnie wtedy prymas Polski, który bardzo często bywał u salezjanów, zwrócił uwagę na niezwykle zdolnego kleryka Antoniego Baraniaka i zaczął wykorzystywać jego zdolności językowe, powierzając mu drobne wtedy jeszcze sprawy, zwłaszcza w kontaktach z nuncjaturą. Te kilka miesięcy zadecydowało ostatecznie o całej przyszłości Baraniaka, gdyż od tej chwili jego losy zaczęły się coraz silnej splatać z prymasem Polski. Z czasem zapadła decyzja, że w przyszłości Baraniak został najpierw sekretarzem, a następnie kapelanem prymasa Augusta Hlonda, który sfinansował jego studia z zakresu prawa kanonicznego w Rzymie, zakończone doktoratem. Z tego okresu zachowały się sprawozdania pisane przez kleryka Baraniaka dla prymasa Polski, w których relacjonował przebieg studiów, rozliczał się z pieniędzy i postępów. Z Rzymu Antoni Baraniak powrócił do Polski w 1933 r. i rozpoczął pracę w sekretariacie prymasa. Nie przerwała tego nawet wojna, gdyż Baraniak opuścił Polskę wraz z prymasem Hlondem.
Bardzo obszernie opisuje Ksiądz poszczególne etapy życia abp. Antoniego Baraniaka, także te związane z jego współpracą z prymasem Stefanem Wyszyńskim, jednak z jednym wyjątkiem – czasem jego uwięzienia. Dlaczego?
– Tak, rzeczywiście stosunkowo mało miejsca poświęciłem okresowi, kiedy abp Baraniak przebywał w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie z prostej przyczyny: ponieważ to jest najlepiej opisany przez historyków okres jego biografii, więc nie chciałem powtarzać rzeczy już omówionych. Natomiast starałem się spojrzeć na ten czas także przez pryzmat salezjański. Okazuje się, że tych wątków salezjańskich związanych z czasem uwięzienia abp. Baraniaka jest bardzo wiele.
Ostatnią wizytą prymasa Wyszyńskiego przed nocą jego aresztowania była wizytacja naszej parafii przy bazylice Najświętszego Serca Jezusowego na Pradze. Później, gdy salezjanie już dowiedzieli się o aresztowaniu zarówno prymasa, jak i bp. Baraniaka, zaczęli kolportować fotografie z tej uroczystości z adnotacją żądania uwolnienia prymasa i bp. Baraniaka. Szczególnie ważne, oprócz wielu innych wątków salezjańskich, są słowa samego abp. Baraniaka, którymi dzielił się ze współbraćmi: że w najtrudniejszych momentach pobytu w więzieniu miał przed oczyma obraz Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych z Oświęcimia, patronki zgromadzenia salezjańskiego. Mówił o tym, że widział tłumy klęczące w kościele i modlące się w jego intencji. I drugi obraz, który także często stawał mu przed oczami, to był obraz Matki Boskiej z Czerwińska. Okazało się, że te jego wizje, które miał w najtrudniejszych momentach na Rakowieckiej, miały miejsce. Siostry salezjanki od momentu uwięzienia bp. Baraniaka codziennie we wszystkich domach – są na to potwierdzenia w kronikach – podejmowały modlitwę w jego intencji. Dotarłem do dokumentów z relacjami, ile kto przyjął Komunii św. To są wątki, które wykraczają poza dotychczasową wiedzę, skoncentrowaną głównie na torturach, którym został poddany abp Baraniak.
Wreszcie władze zdecydowały się na zakończenie przesłuchań, ale nie zwróciły pełnej wolności. Biskup Baraniak został przewieziony do salezjańskiego domu w Marszałkach koło Ostrzeszowa, gdzie miał być izolowany. Salezjanie złamali wszystkie zakazy i dosłownie podjęli bój o życie bp. Baraniaka, którego stan zdrowia po opuszczenia więzienia był bardzo zły. To jest mało znana historia szturmu nie tylko do nieba, ale także walka o to, aby bp Baraniak przeżył.
Chciałam jeszcze zapytać o tytuł książki. Skąd wziął się pomysł na niego?
– Ten tytuł nie jest moim genialnym wynalazkiem. Właśnie transparentami z takim napisem witano Antoniego Baraniaka we wszystkich domach salezjańskich po odzyskaniu pełnej wolności, gdy mógł już swobodnie poruszać się po Polsce, pielgrzymując od domu do domu. Defensor ecclesiae – Obrońca Kościoła – tak go wtedy nazywano. To była niezwykła pielgrzymka. W każdym domu salezjańskim gromadziły się tłumy, które wiwatowały na jego cześć. Pielgrzymka zakończyła się na Jasnej Górze. Te salezjańskie wątki są dzisiaj dla naszego zgromadzenia świadectwem głębokiej więzi męczonego biskupa z naszym zgromadzeniem. One także zobowiązują nas do podtrzymywania pamięci o życiu i posłudze metropolity poznańskiego.
---
Ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB
Salezjanin, autor najnowszej biografii abp. Antoniego Baraniaka Defensor Ecclesiae. Arcybiskup Antoni Baraniak (1904–1977). Salezjańskie koleje życia i posługi metropolity poznańskiego