Logo Przewdonik Katolicki

Tak rzadko jesteśmy u siebie

Mateusz Filipowski OCD
fot. Unsplash

W raju wydarzyło się dramatyczne roztrzaskanie całej otaczającej nas rzeczywistości. Wszystkie relacje zostały naruszone i zranione.

Pękła relacja człowieka wobec samego siebie. Rajski człowiek zaczął bowiem odczuwać wstyd i potrzebował przybrać się w gałązki figowe. Pękła także nasza relacja względem drugiego człowieka. Zaczęli nawzajem obwiniać samych siebie o przekroczenie prawa Bożego. Pękła również relacja człowieka do całego stworzenia. Została bowiem wprowadzona nieprzyjaźń między potomstwem Ewy i potomstwem węża. Przede wszystkim zaś pękła relacja człowieka z Bogiem. Do tej pory człowiek rozmawiał z Bogiem tak, jak się rozmawia z przyjacielem. Twarzą w twarz, żyjąc we wzajemnej bliskości w pierwotnym Edenie. Jednak po grzechu pierworodnym ta pierwotna bliskość i jedność z Bogiem została radykalnie zerwana. Od tego momentu kontakt z Bogiem dokonuje się jakby w obłoku. Wyrwa jest tak wielka, że człowiek zaczął się nawet lękać wypowiadać imienia Bożego. Wejście w bezpośrednią relację z Bogiem Jahwe oznaczało śmierć dla człowieka ze względu na radykalną różnicę, jaka zachodzi w kondycji między świętością Boga a grzesznością człowieka.

Nowy początek
Wcielenie Jezusa Chrystusa dało nowy początek w relacji z Bogiem. Stał się On człowiekiem, aby zasypać tę radykalną wyrwę, jaka zaistniała po grzechu pierworodnym. Stał się kimś dramatycznie bliskim, kogo można bez lęku wzywać po imieniu. On, który jest prawdziwym Bogiem oraz najprawdziwszym człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami, wszedł w ludzką egzystencję, aby stać się dla nas miejscem powtórnego spotkania z Bogiem. Już bez obłoku, bez gałązek figowych, bez żadnych symboli i znaków. On jest pomostem, On jest miejscem spotkania z Ojcem, On jest samym spotkaniem i więzią, która zachodzi między nami a Bogiem. Wobec cudu Wcielenia poza Jezusem Chrystusem nasza modlitwa nie istnieje. On jest gwarantem naszej modlitwy. On jest Tym, który w nas samych modli się do Ojca, przedstawiając nas i nasze potrzeby przed obliczem Boga. Jedyna modlitwa, jaka istnieje, to modlitwa Jezusa jako uniwersalnego i jedynego pośrednika między nami a Bogiem. Kiedy więc klękamy lub siadamy do modlitwy i kiedy mówimy: „modlę się”, to musimy mieć świadomość, że jedynie wszczepiamy się w winną latorośl i zaczynamy uczestniczyć w Duchu Świętym w modlitwie samego Jezusa. Wchodzimy w dzieło, które przerasta nasze naturalne siły i zdolności, wszak nadal jesteśmy ludźmi, obarczeni konsekwencjami pierwotnego grzechu. Stając zaś do modlitwy, rzucamy się w rwący potok modlitwy samego Jezusa i poddajemy się Jego ożywiającej relacji z Ojcem. Źródłem zaś tego potoku, tej wydarzającej się modlitwy w nas, jest Duch Święty, który wszystko ożywia i udoskonala.
Wszystko więc, czego się podejmujemy, jest naszym pokornym wkładem odpieczętowania tego źródła. Najważniejszy zaś akt, do którego jesteśmy zaproszeni, to akt zaufania, w którym rzucamy się w wir tego rwącego potoku. Potrzeba nam tutaj oparcia się nie na sobie, swoich umiejętnościach czy zasługach, którymi możemy się poszczycić przed Bogiem, lecz na czystej wierze w to, że za każdym razem, kiedy stajemy do modlitwy, będziemy nosić w sobie pokorną świadomość, że to Jezus się w nas modli. On jest gwarantem naszej modlitwy, On sam będzie tkał naszą osobistą relację z Ojcem. Teologalna cnota wiary nam podpowiada, że właśnie wewnątrz nas samych jest pewna jakość modlitwy Jezusa do Ojca, która pragnie ogarnąć całą naszą egzystencję we wszystkich jej wymiarach. Bóg pragnie, abyśmy odkryli to głębokie miejsce ukrycia, w którym wydarza się niepowtarzalna relacyjność samej Trójcy Świętej. Świadomość ta jest niezwykle uwalniająca i odciążająca. Nie muszę już bowiem dźwigać ciężarów, wynikających z oczekiwań względem własnej modlitwy. Nie muszę budować domu modlitwy na piasku własnych ograniczeń. Niezależenie od tego, jak będziemy przeżywać naszą modlitwę w danym momencie, mogę się oprzeć na skale, na fundamencie, jakim jest modlitwa samego Jezusa, który pragnie być dla nas drogą i mostem spotkania z Ojcem.

Stawanie w obecności Boga
Świadomość wydarzającej się modlitwy Jezusa w naszym wnętrzu prowadzi nas do fundamentalnego elementu każdej modlitwy, jakim jest trwanie w Obecności Boga na modlitwie. Teresa od Jezusa zaprasza nas do uczynienia podczas modlitwy aktu uobecnienia Jezusa w nas samych. Aczkolwiek hiszpański termin, którego używa Teresa, jest o wiele bardziej precyzyjny. Można go oddać jako uobecnienie czystej obecności, stawanie w obecności Boga, przywoływanie Obecnego lub też wzywanie Tego, który jest. Sercem i istotą takiej modlitwy, a więc całego również mojego życia, jest i będzie czysta obecność – pierwotne bycie. Związane jest to z tym, w jaki sposób Bóg nam się objawił na kartach Pisma Świętego. Nasz Bóg bowiem w Księdze Wyjścia (3, 14) przedstawił się nam jako: JHWH – Jestem, który jestem. W rozdziale 15 przeczytamy także, że „On, który jest, brzmi Jego imię”. Istotą bowiem Jego istnienia jest bycie.
Z perspektywy życia duchowego oraz modlitwy kontemplatywnej można się naprawdę ucieszyć faktem, że Bóg nie przedstawił się nam jako ten, który myśli, czuje, przeżywa, ale właśnie jako Ten, który jest. My zaś tak często sprowadzamy modlitwę w swej istocie do myślenia, czucia czy przeżywania, a jednak jej istotą jest bycie obecnym wobec Tego, który jest również obecny, który jest samą obecnością. Objawione nam imię Boga ukazuje, że w modlitwie chodzi o spotkanie z żywą Obecnością. W swoim imieniu Bóg więc zostawił nam obietnicę, że na każdej modlitwie jest On obecny.

Ciało nie jest przeszkodą
W związku z tym, skoro na mocy przymierza chrztu jesteśmy zaproszeni do głębokiej i intymnej relacji z Bogiem, to pierwszą rzeczywistością, do której zaprasza nas Bóg, jest również nasza pełna i uważna obecność. Kiedy zaczynamy być realnie zanurzeni we własnym życiu, zaczynamy również wchodzić w dyskretną i cichą obecność Boga w naszym wnętrzu. Dominikański mistyk, Mistrz Eckhart, pisał, że: „Bóg często nas nawiedza, ale my tak rzadko jesteśmy u siebie”. Bardzo często traktujemy nasze człowieczeństwo jako przeszkodzę na drodze życia modlitwy. Jednak nie ma innej drogi do spotkania z Bogiem niż nasze własne życie, nasze człowieczeństwo w całej szerokości i głębokości. Ciało, afektywność, psychika, duch – jednym słowem cały człowiek – uczestniczy w spotkaniu z Bogiem. Ojcowie Kościoła w okresie sporów dotyczących człowieczeństwa Jezusa pouczali nas, że tylko to, co zostało przez Syna Bożego przyjęte, zostaje zbawione. Tylko przyjęcie oraz włączenie całego swojego kruchego, słabego i zranionego człowieczeństwa prowadzi do prawdziwego spotkania z Bogiem. Poza człowieczeństwem Chrystusa oraz poza naszym człowieczeństwem nie ma możliwości spotkania z Bogiem żywym. Jesteśmy więc w pierwszej kolejności zaproszeni do tego, aby nauczyć się przeżywać samego siebie i własne życie. Zaproszeni do tego, aby być obecnym w całej swojej egzystencji, w obecnym tu i teraz, właśnie w tym miejscu oraz w tym stanie i kondycji, w której w danym egzystencjalnym momencie życia się znajdujemy. Na modlitwę przynosimy całe nasze życie i nas samych.
Wobec tego wezwania do bycia obecnym trzeba nam się odkleić od fałszywego tam i potem, złudnego poszukiwania modlitwy i życia duchowego gdzieś poza moim życiem oraz w jakimś iluzorycznym lepszym czasie, który ma rzekomo nastać. Obecne teraz, wraz z miejscem mojego przebywania, jest najlepszą i jedyną rzeczywistością, w której mogę rozpoznać Boga, który umiłował teraźniejszość.
Być obecnym na modlitwie oraz stanąć wobec Obecności Boga to rozpocząć wędrówkę wielkiego powrotu do głębokich i pierwotnych relacji. W pierwszej kolejności relacji do samego siebie, ale również do drugiego człowieka i całego stworzenia, co w konsekwencji poprowadzi nas do odnowienia pierwotnej relacji z samym Bogiem.

Wystarczy, byś był
Pielęgnowanie jednak tej obecności w naszym życiu wiąże się ze świadomą troską o poświęcanie konkretnego czasu na nasze trwanie w wydarzającej się w nas modlitwie Jezusa. Mamy świadomość, że nie można żyć w żadnej poważnej dla nas życiowej relacji od czasu do czasu. Nie można być mężem, żoną, rodzicem, księdzem czy osobą konsekrowaną od czasu do czasu. Bywanie w relacji zapowiada jej rozpad. Jedynie pełne i zaangażowane bycie, w całej rozciągłości swej egzystencji, pozwala tworzyć dobre, głębokie i dojrzałe relacje. W modlitwie bowiem nie chodzi o osiągnięcie lub zdobycie czegoś lub kogoś. Chodzi o zanurzenie we własnej i najbardziej pierwotnej tożsamości, która otwiera nas na bezinteresowne przyjmowanie miłości płynącej z Bożej Obecności. Stając więc do modlitwy kontemplatywnej, pozwól Jezusowi modlić się w twoim wnętrzu. Zaufaj Jego działaniu. On sam jest gwarantem twojej modlitwy. On sam cię poprowadzi drogą modlitwy, do której cię zaprasza. Wobec zaś wydarzającego się dzieła modlitwy Jezusa w tobie, wystarczy byś był, tak jak i On jest. Cały, w czułej i bezpośredniej bliskości swojego człowieczeństwa.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki