Zanim jednak zacznę opowiadać, co dokonuje się w procesie medytacji kontemplacyjnej, chcę zaprosić dzisiaj do samej praktyki modlitwy. Może to wydawać się działaniem na opak, wszak przyzwyczailiśmy się do tego, aby najpierw ktoś nam opowiedział o danej rzeczywistości, a dopiero później praktycznie nas w nią wprowadził. Dziś, wzorując się na starożytnej praktyce chrześcijan, odwrócimy ten porządek. Wejdziemy w samo doświadczenie modlitwy, tak jak katechumeni najpierw wchodzili w doświadczenie własnego chrztu, a dopiero potem poddamy swoje umysły i serca kształtowaniu przez katechezę mistagogiczną, to znaczy wyjaśniającą tajemniczą rzeczywistość duchową, w której uczestniczyli oni, w naszym zaś przypadku, opowiadającą o drganiach duszy na ścieżkach modlitwy kontemplacyjnej.
Zapraszam do wejścia w doświadczenie, prosząc jednocześnie o obdarowanie mnie odrobiną zaufania. Postaram się poprowadzić cię do źródeł miłującej Obecności, która swój początek bierze w wydarzeniu Zmartwychwstania Pańskiego.
Od czego zacząć?
Na dobry i spokojny początek proponuję kwadrans codziennej modlitwy kontemplacyjnej. Wyłącz wszystkie elektroniczne rozpraszacze. Wybierz odpowiednie dla siebie miejsce. Usiądź wygodnie lub uklęknij przy pomocy stołeczka bądź poduszki modlitewnej, jeśli takie posiadasz. Pozycja niech będzie taka, aby nie trzeba było zmagać się z bólem bądź drętwieniem. Niech będzie stabilna. Wyprostuj się. Prosty kręgosłup zapewnia stabilność całemu ciału. Pomaga również utrzymać koncentrację i wewnętrzną uważność. Zamknij oczy. Dłonie niech spoczywają swobodnie w taki sposób, abyś nie musiał się nimi zajmować. Na początku pozwól zauważyć swoje ciało. Przywitaj się z nim. Zobacz, jakie ono jest w poszczególnych jego odcinkach. Głowa, szyja, kark, ramiona. Następnie ręce i dłonie, klatka piersiowa oraz brzuch. Uda, kolana, łydki, stopy. Zwyczajnie zauważ i uśmiechnij się do nich. Nie musisz się spieszyć. Zobacz, jak się czujesz. Czy coś cię nie boli, nie uwiera. Może jesteś zmęczony, spięty, a może rozluźniony i zrelaksowany. Niezależenie od tego, jak się czujesz, wszystko w tobie może być. Dla Boga twój stan fizyczny nie ma znaczenia. Pozwól sobie w całej pełni zauważać własne ciało. Wszystko, co w twoim ciele się pojawia, ma prawo być i możesz pozwolić, aby było. Twoje ciało, twoja fizyczność jest dobra, przyjmij ją z całym jej inwentarzem.
Oddech
Spróbuj teraz zauważyć swój oddech. Czy jest płytki, czy głęboki, szybki czy powolny. Oddychaj swobodnie. Wdech i wydech. Delikatnie, znajdując swój naturalny rytm. W oddechu jest zawarte tchnienie życia. Pierwszą rzeczą, którą uczyniliśmy po pojawieniu się na tym świecie, zanim jeszcze wrzasnęliśmy i zapłakaliśmy, było wzięcie wdechu. Ostatnią rzeczą, którą uczynimy, będzie wydanie ostatniego naszego tchnienia. Nasze życie jest więc zawieszone między wdechem a wydechem. Koresponduje to z całą historią stworzenia i zbawienia. Bóg tchnął w nozdrza Adama tchnienie życia, na krzyżu zaś oddał ducha, a dosłownie wydał ostatni swój dech. Zauważanie własnego oddechu pomaga w koncentracji, wyciszeniu, większej uważności. Za każdym razem, gdy się rozproszysz, możesz świadomie wrócić do oddechu, który na nowo zakotwiczy się w obecności najpierw samego siebie, a następnie Tego, który jest obecny w tobie.
Emocje i uczucia
Następnie spróbuj zauważyć cały swój psychiczny płaszcz. Spójrz na swoje emocje i uczucia. Jak się czujesz właśnie w tym momencie. Nie – jak się czułeś wczoraj czy po powstaniu z łóżka. Również nie chodzi o oczekiwanie względem siebie, jak niby masz się czuć przed Bogiem na modlitwie. Zauważ to, jak rzeczywiście czujesz się właśnie teraz. Wszystko, co w tobie jest, ma prawo być. Nie ma takich uczuć czy emocji, które oddzielałyby cię od tej miłującej Obecności dobrego Boga. Niezależnie, czy doświadczasz smutku czy radości, gniewu czy euforii, frustracji czy pokoju, pamiętaj, że wszystko to ma prawo w tobie być. Nie musisz niczego zmieniać, naginać ani kamuflować. Bóg przyjmuje cię w całej rozciągłości twoich emocji, charakteru i osobowości. Wszystko, co w tobie jest, jest dobre i potrzebne.
Stan ducha
Tak samo jak przypatrywałeś się swoim emocjom i uczuciom, spróbuj spojrzeć na swój duchowy stan. Po prostu zauważ go. Nazwij go i pozwól mu być. Niezależnie, jaki by był, nie stanowi on przeszkody w spotkaniu z Bogiem. Nikt i nic nie może cię odłączyć od Bożej Obecności. Przyjmij siebie w całej pełni. Nie oceniaj siebie i nie miej oczekiwań. Zaakceptuj, to znaczy przyjmij jako fakt całe swoje obecne i aktualne położenie.
Mieszka we mnie Bóg
Po tym, jak zauważyłeś i przyjąłeś siebie w prawdzie o twoim aktualnym stanie, możesz wejść w miłującą Obecność. On jest i przyjmuje cię w takiej kondycji, w jakiej się właśnie znajdujesz. Nie musisz udawać, nie musisz zakładać żadnych masek, nie musisz grać żadnej wymyślonej przez siebie roli. Możesz pozwolić sobie być takim, jakim aktualnie jesteś. Możesz, ponieważ również On pozwala ci właśnie takim być.
Teraz możesz uświadomić sobie, że jesteś zamieszkany przez Trójcę Świętą. Jesteś świątynią samego Ducha. Pan przebywa w Twoim wnętrzu. Bóg Ojciec, Jezus Syn oraz Duch Święty dokonują cichego i pełnego miłości dialogu między sobą. Zapraszają cię do niego. Jezus, w Duchu Świętym modli się do Ojca. Modlitwa Jezusa w tobie już trwa. Pozwól jej wybrzmieć. Patrz na modlącego się w tobie Jezusa. Jest On niczym rwący potok, który zaprasza cię jedynie do tego, aby rzucić się w życiodajny nurt modlitwy Syna Bożego. Pozwól, w całej prostocie, być obecnym przy Jezusie, tak samo jak dwoje zakochanych pozwalają sobie trwać w swojej milczącej obecności na ławce w parku. Nie muszą nic mówić, a jednak karmią się swoją obecnością.
Miłująca Obecność Boga
Możesz tę miłującą Obecność Jezusa aktualizować w sobie przez delikatne powtarzanie imienia Jezus. Niech ono będzie dla ciebie kotwicą, która nie pozwoli bezwolnie dryfować po bezkresnym oceanie myśli. Za każdym razem, gdy zauważysz, że tak zwane rozproszenia wyciągnęły cię z Bożej Obecności, delikatnie powróć do niej, zauważając własny oddech lub delikatnie szepcząc imię Jezus. Nie oceniaj siebie, nie zadręczaj, nie podkopuj. Taki stan rzeczy jest naturalny dla konstrukcji naszych umysłów. Jedyne, co możesz uczynić, to wrócić do medytacji, wrócić do modlitwy Jezusa w tobie, wrócić do miłującej Obecności Boga, która otula cię i wewnętrznie przemienia.
Przyjmij również dobrą nowinę o tym, że wszystko, co w tobie jest, ma prawo być. O tym wszystkim Bóg doskonale wie. Wie, czego ci potrzeba, wie, co przeżywasz w swoim życiu, z czym się aktualnie zmagasz. On zna nasze serca bardziej niż ktokolwiek inny. Możesz powierzyć Mu siebie, ufając, że nie pozostawi tego wszystkiego, co przeżywasz, w zapomnieniu. Odpowie na to w odpowiednim czasie. Teraz pozwól sobie trwać w Jego miłującej i wszechogarniającej wszystko Obecności.
Możesz również, jeśli tylko chcesz i tego potrzebujesz, pozwolić sobie na miłosne wylanie swojego serca przed Panem. Możesz wyjawić Mu tajemnice swojego serca. Możesz przedstawić Mu swoje wewnętrzne zmagania i pragnienia. Możesz wyrazić to słowami, emocjami i uczuciami, prostą intelektualną świadomością lub utkaną opowieścią swojego życia. Możesz, albowiem w Jego Obecności możesz pozwolić sobie na każdy rodzaj bycia przed Nim.
Staraj się trwać w ciszy, w Jego Obecności, w świadomości własnego bycia. Wracaj do oddechu lub imienia Jezus, do świadomości bycia przy Nim za każdym razem, gdy jakakolwiek rzeczywistość oderwie cię od Niego. Nie przejmuj się licznymi odejściami, to naturalne na drodze modlitwy. Najważniejsze są twoje powroty. Najważniejsza jest wiara w to, że poddajemy się działaniu Ducha Świętego w naszym wnętrzu. On jest i to wystarczy. Wystarczy nam Jego miłująca Obecność.
Powrót do codzienności
Na zakończenie modlitwy dokonaj aktu zawierzenia. Możesz odmówić Modlitwę Pańską, antyfonę Pod Twoją Obronę lub modlitwę zawierzenia napisaną przez św. Karola de Foucauld. Powierz się Panu. A następnie idź i wejdź z całą śmiałością we własne życie. Bądź uważny na własne ciało i psychikę, własnego ducha oraz towarzyszącego ci Ducha Jezusa. Spróbuj zauważać otaczającą cię rzeczywistość, przyrodę, architekturę oraz sztukę. Pozwól temu istnieć. Zauważaj również twojego brata i siostrę, którzy zostali postawieni w twoim życiu. Zauważ ich cielesność i osobowość. Ich emocje i przeżycia. Ich duchowy i egzystencjalny stan. Pozwól im być, tak jak pozwalasz samemu sobie na bycie. Pozwól im być w całej różnorodności i pięknie inności. Bądź, a nie bywaj, we własnym życiu. Zanurz się w rzeczywistość codzienności, która jest powszechną i uniwersalną epifanią Chrystusa Zmartwychwstałego, albowiem w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.
Jeśli chcesz, wróć do modlitwy kontemplacyjnej każdego dnia. A na razie trwaj, bądź, obserwuj. Spróbuj powstrzymać się od pytań. Trwaj i próbuj wytrwać. W kolejnych odsłonach szkoły modlitwy kontemplatywnej postaram się odpowiedzieć na rodzące się wyzwania naszej wspólnej wędrówki do źródeł miłującej Obecności.
---
Modlitwa zawierzenia
św. Karola de Foucauld
Ojcze,
Powierzam się Tobie,
Uczyń ze mną, co zechcesz.
Cokolwiek uczynisz ze mną,
dziękuję Ci.
Jestem gotów na wszystko,
Przyjmuję wszystko,
Aby Twoja wola spełniała
się we mnie i we wszystkich
Twoich stworzeniach.
Nie pragnę nic więcej mój Boże.
W Twoje ręce powierzam
ducha mego,
Z całą miłością mojego serca.
Kocham Cię
i miłość przynagla mnie,
by oddać się całkowicie
w Twoje ręce,
Z nieskończoną ufnością,
Bo Ty jesteś moim Ojcem.