Jeśli żyjesz bardziej w przeszłości, to możesz na przykład rozpamiętywać, jak inaczej mogłeś zareagować kiedyś, jaka to szkoda, że twoi rodzice lub ty jako rodzic nie zrobiłeś tego, co powinieneś zrobić lepiej. Żyjąc bardziej w przyszłości, tworzysz plany i listy na to, co spodziewasz się, że będzie lepszym i ciekawszym jutrem albo kolejnym rokiem. A co gdyby zamiast tego doceniać chwilę obecną – bo w końcu tylko ją mamy? Nie umniejszając wartości wspomnień, pamięci oraz nadziei i planów, częstsze pozostawanie w teraźniejszości może poprawić stan naszego zdrowia i dać nam narzędzia do lepszego radzenia sobie ze stresem.
Godność chwili obecnej
Jon Kabat-Zinn, autor książki Gdziekolwiek jesteś, bądź, jest nauczycielem i autorem kursu uważności MBSR (Mindfulness Based Stress Reduction), który pomaga m.in. osobom zmagającym się z długotrwałym bólem, np. w chorobach przewlekłych. Opisuje uważność jako „szczególny rodzaj uwagi: świadomej, skierowanej na obecną chwilę i nieosądzającej”. Twierdzi, że uważność pozwala nam na szczodre dysponowanie swoimi relacjami, gdy w pełni skupiamy się na chwili obecnej i byciu z naszymi bliskimi, dajemy im swój cały czas i obecność bez wybiegania myślami w przyszłość. Pozwala też poczuć naszą godność – nie musimy niczego więcej robić, by na tę godność zasłużyć, ona tam jest od naszego urodzenia, w każdym oddechu. W końcu jako ludzie jesteśmy przede wszystkim istotami żyjącymi (ang. human being), choć zwykliśmy określać swoją wartość przez to, co robimy (human doing).
Uważność w stresie
Uważność pomaga też w byciu bardziej świadomym własnych emocji i w przechodzeniu przez nie do końca, aby domknąć reakcję stresową i rozładować napięcie, które towarzyszy stresowi i trudnym emocjom. Z badań, które Kabat-Zinn przeprowadził w trakcie swojego kilkutygodniowego kursu, wynika, że osoby, które regularnie ćwiczyły uważność, lepiej radziły sobie ze stresem, wzmocniły swój system odpornościowy i obniżyły wpływ cierpienia i bólu fizycznego na swoje życie. Nie sprawia to, że choroba czy ból znika, ale ćwicząc uważność, możemy lepiej radzić sobie z myślami, które temu cierpieniu towarzyszą. Zastępujemy na przykład myśl „to nigdy się nie skończy” skupieniem na odczuciach i bólu, który czujemy tu i teraz. W tym sensie przechodzimy przez jedną trudną sytuację na raz, nie skupiając się na tym, co będzie potem.
Praktyki codzienne
Jak zachowywać uważność w zabieganej codzienności? Jon Kabat-Zinn proponuje, by nie traktować uważności jako jakiegoś specjalnego stanu, w którym poczujemy coś wyjątkowego i nagle cały stres odpłynie. Zaleca raczej, by praktykę uważności wprowadzić w codzienne życie. Może to być uważne rozpoczynanie dnia: zanim się rozbudzimy i wyskoczymy z łóżka, możemy zrobić kilka głębokich oddechów, poczuć swoje ciało, świadomie wejść w to, co nas czeka. Uważność można ćwiczyć też w najprostszych czynnościach, z których składa się dzień: uważnym zamykaniu drzwi, myciu naczyń, np. skupiając się na tym, jak woda przepływa między palcami. Możemy też wzbudzić przy tym w sobie pozytywną intencję, powtarzając, że robię to z miłością. Nie zawsze jest to proste i możliwe, częściej trzaskamy ze złością naczyniami, by przejść do tych o wiele ważniejszych spraw, i tracimy te momenty pomiędzy. Jeśli stoisz w korkach, poczuj ciepło na twarzy, dotykaj świadomie sprzęgła, kierownicy, oddychaj uważniej za każdym razem, gdy ruszasz. Wzdychaj z czułością dla siebie, gdy znowu stoisz.
Uważne może być też zmienianie pozycji ciała na taką, która lepiej nam służy (przy pisaniu tego tekstu zrobiłam to kilka razy). Zobacz, czy teraz siedzisz wygodnie, a jeśli nie, popraw, nawet nieznacznie, ułożenie pleców, rąk czy poduszki. Świadomy może być każdy spacer do sklepu po mleko. Zwolnienie tempa, skupienie na ciele, oddechu i obecnej chwili. Docenienie faktu, że możesz chodzić, co jest niedostępne dla tak wielu ludzi. Na chwilę możesz przestać uważać to za oczywiste i sprawdzić, co się stanie.
Uważne wchodzenie po schodach jest kolejną praktyką i świetną metaforą bycia pomiędzy – już nie jesteśmy w tym miejscu, z którego wyszliśmy, a jeszcze nie doszliśmy do tego kolejnego. Jesteśmy pomiędzy i często jak najszybciej chcemy wyjść ze stanu, w którym pozornie nic się nie dzieje, i przejść do następnego działania. Kabat-Zinn zaprasza do doświadczenia, by właśnie wtedy zwolnić i uważniej stawiać kroki, sprawdzać, co czujemy, jak reagujemy na takie wolniejsze tempo, bo „jeśli twój umysł nie jest skupiony tutaj, wątpliwe, by skupił się tylko dlatego, że dotrzesz gdzie indziej”. Jak mówi praktyka uważności, „może być coś tak prostego i krótkiego jak świadome zamykanie drzwi lub coś tak skomplikowanego i bolesnego jak koniec jakiejś epoki w twoim życiu”.
Uważne przemijanie
Przeciwieństwem uważności może być pośpiech, blokowanie dostępu do trudnych odczuć, nieprzeżywanie ich w pełni. Oddajmy jeszcze raz głos autorowi: „nieuważne postępowanie może wkraść się w nasze życie w chwilach najdonioślejszych zmian i zakończeń, włączając w to starzenie się i śmierć. Również i tutaj uważność może być uzdrawiająca. Możemy tak gwałtownie bronić się przed otwartym doznaniem emocjonalnego bólu – czy będzie to żal, smutek, wstyd, rozczarowanie, gniew, czy nawet radość lub zadowolenie – że nieświadomie pogrążamy się w obłoku otępienia, w którym nie pozwalamy sobie na odczuwanie czegokolwiek lub nie chcemy zdać sobie sprawy z tego, co czujemy. Nieświadomość niczym mgła zasłania właśnie te chwile, które mogłyby być najlepszą okazją, by dostrzec, jak realna jest nietrwałość, (…) dotknąć tajemnicy bycia małym, kruchym i przemijającym, pogodzić się z absolutną nieuchronnością zmiany”.
W tym sensie praktyka uważności może nam pomóc radzić sobie z trudnościami spowodowanymi zamykaniem różnych etapów życia, towarzyszeniem w żałobie, przygotowaniem się na czyjeś odejście lub wreszcie własną chorobę czy cierpienie. Piszę te słowa wieczorem w szpitalu, po całym dniu towarzyszenia choremu dziecku, odpowiadania na jego wielokrotne pytania „kiedy wrócimy do domu” (niedługo) i „co teraz będzie”. Staram się korzystać z tego czasu, cieszyć się, że widzę moje dziecko o wiele dłużej niż w codziennym zabieganym dniu, i znajdować radość z czytania po raz dziesiąty tej samej przygody Kubusia Puchatka. Myślę, że Kabat-Zinn mógłby być ze mnie dumny.