Logo Przewdonik Katolicki

Bądź cały, czyli słów kilka o udziale ciała w doświadczeniu Boga

o. Maksymilian Nawara OSB
Fot.

Zatrzymujemy się na chwilę modlitwy osobistej, w kościele czy w domu. Chyba każdy z nas doświadcza, czy doświadczył tego, że tak naprawdę nie wiemy, co mamy robić w czasie modlitwy. Może w głowie pojawia się wewnętrzny dialog: Uklęknąć? tak, ale długo tak nie mogę, bo bolą mnie kolana; to może siądę? tak, tylko jakoś wtedy nie mogę się skupić; no to może będę stał? - ale stał? przeskakując z nogi na nogę - raczej nie.

 

Zatrzymujemy się na chwilę modlitwy osobistej, w kościele czy w domu. Chyba każdy z nas doświadcza, czy doświadczył tego, że tak naprawdę nie wiemy, co mamy robić w czasie modlitwy.

 

Może w głowie pojawia się wewnętrzny dialog: Uklęknąć? – tak, ale długo tak nie mogę, bo bolą mnie kolana; to może siądę? – tak, tylko jakoś wtedy nie mogę się skupić; no to może będę stał?  - ale stał? przeskakując z nogi na nogę - raczej nie.

A może to obojętne?

W końcu niezależnie od przyjętej przez nas postawy odmawiamy modlitwę, a potem rozpoczyna się nieskończony potok myśli, z towarzyszącą mu ciągłą zmianą pozycji ciała. Dlaczego tak trudno wytrwać? Dlaczego ciało nam przeszkadza?

Czy ciało coś znaczy w doświadczeniu modlitwy? Czy ciało ma jakiś udział w doświadczeniu Boga?

 

Ciało i umysł

Nie trzeba dziś przekonywać, że człowiek stanowi jedność ciała i duszy, a także ducha, czyli tej części nas samych, w której - jak mówią Ojcowie Kościoła - możemy doświadczyć Boga zamieszkującego nasze serca. Tę wewnętrzną duchową dyspozycyjność człowieka dla Boga Ojcowie nazywali także umysłem. Często mówiąc o duszy, mówiono także o umyśle i odwrotnie.  I każdy z nas doświadcza tej jedności psychiczno-duchowo-cielesnej nieustannie: kiedy się zdenerwujemy, ściska nas w żołądku i mamy biegunkę; kiedy doświadczymy głębokiego skupienia i wyciszenia, nasze ciało jest zrelaksowane.

Istnieje także zależność, czy współzależność, ciała i umysłu w czynieniu dobra. Jakoś bowiem tak już przedziwnie jest, że samo myślenie nie wystarcza, żeby czegoś dokonać. Można wiele  dobrych i złych rzeczy pomyśleć, a nawet postanowić, ale bez ciała nie można ich wykonać. Natomiast samo ciało nie podejmuje decyzji i niczego nie postanawia. Św. Marek Eremita zauważa, że podobnie jest w życiu modlitwy. Umysł nie może być wyciszony, o ile wyciszone nie jest ciało. Istotne jest więc znalezienie harmonii we wzajemnych odniesieniach między umysłem a ciałem. Próbować je rozdzielić, to tak, jakby chcieć zburzyć ścianę, która oddziela umysł od ciała, a której faktycznie nie ma. I jeżeli nie widzimy tego bezpośredniego przełożenia, jakie zachodzi między tymi dwoma wymiarami, to dzieje się to z krzywdą albo dla umysłu, albo dla ciała.

A jakie jest to bezpośrednie przełożenie?

 

Bezruch i skupienie

Spróbujmy utrzymać należną modlitwie uwagę, siedząc wygodnie w fotelu… Sami doświadczamy, że często kończy się to drzemką lub marzeniami.

Skupienie, które próbowałoby się odrywać od ciała, nie byłoby pełne. Z drugiej strony droga do skupienia to nie zaciskanie powiek, zębów, marszczenie czoła czy inne formy napinania mięśni. To wszystko wywołuje jedynie dodatkowe napięcia, powoduje zmęczenie i sprawia, że trudno jest dłużej wytrzymać w takiej postawie. Modlitwa zamiast przynosić ukojenie i pokrzepienie, staje się czymś żmudnym, nudnym i obciążającym. Między innymi także dlatego, że w ten sposób nie uspokajają się nasze myśli. Znikną może na krótko, ale potem samoistniejące w nas napięcie wywołuje nowe myśli, zwyczajne „rozproszenia”, wiążące się z nienaturalną postawą.

W jaki sposób można zatem włączyć ciało w modlitwę tak, aby ono rzeczywiście w niej uczestniczyło, a nie było tylko zbędnym balastem? W jaki sposób „skupić” ciało, aby skupiony został umysł?

Oczywiście, gdybyśmy chcieli zapytać, co najbardziej przeszkadza w modlitewnym skupieniu, odpowiedzią byłoby:  różnorodne myśli oraz ich ruchliwość. Intensywność myślenia współczesnego człowieka odbierającego miliony bodźców jest olbrzymia. Nie można nie myśleć, ale trudno szukać sposobu zatrzymania czy wyhamowania myślenia w samych myślach. 

Wewnętrzna ruchliwość – pozbawiona jakby kontroli – oznacza nie tyle, że człowiek w swoim myśleniu „stracił głowę” i nie jest w stanie się skupić, ile raczej to, że głowa straciła kontakt z ciałem. Dla Ojców Pustyni modlitwa (proseuche) i uwaga (prosoche) były ze sobą nierozerwalnie związane. Nie można wejść w modlitwę, będąc nieuważnym, a uwaga zawsze sprowadza do chwili obecnej, do Obecności Pana, który jest tu i teraz. Umysł wędruje w tysiące kierunków, a my za nim podążamy. Wędrujemy ku przyszłości, powracamy do przeszłości. Jesteśmy jak uczniowie w drodze do Emaus. Rozmawiamy „o tym co zaszło” i zastanawiamy się „nad tym co będzie”, i to wszystko w czasie modlitwy. W efekcie jesteśmy nieobecni, jesteśmy poza chwilą obecną i nie rozpoznajemy Pana, który idzie z nami.

Zamiast poddawać się coraz to nowym myślom, unoszącym nas dalej i dalej, bez końca, można dać się zatrzymać nieruchomości własnego ciała. Ojcowie zauważyli, że nieruchomość pozycji wspomaga uważność, uspakaja falujący umysł. Św. Hezychiusz z Synaju mówił, że „nie można zobaczyć odbicia księżyca w wodzie, jeśli ciągle miesza się tę wodę”.

Nieruchomość oczywiście zakłada, że wybór postawy ciała nie jest przypadkowy. Oznacza, iż trzeba ją będzie zachować bez zmiany przez określony czas. Niespokojny wewnętrznie człowiek niemal od razu będzie poddany pokusie, aby coś „zmienić”,  „przyspieszać” lub „skrócić” – po prostu dlatego, że dopiero próba przyjęcia cielesnego bezruchu uprzytamnia, jak wielka jest „wewnętrzna” ruchliwość – trudniejsza do przyjęcia, kiedy  bezruch ciała stawia jej opór.

Postawa z prostym kręgosłupem, krzesło bez oparcia, małe krzesełko modlitewne pomagają zostać w bezruchu. Taka postawa - choć trudna na początku - szybko jednak uświadamia nam, że dłuższe trwanie w postawie „skrzywienia” jest w gruncie rzeczy trudniejsze i bardziej obciążające. Przyjęcie nieruchomej pozycji ciała ma ułatwić zatrzymanie naszej uwagi, skupienie jej na jednym. Oczywiście nie dzieje się to automatycznie i wymaga wysiłku. Ojcowie polecali w tym celu spokojne powtarzanie jednej formuły modlitewnej, jednej modlitwy, aktu strzelistego. Dziś możemy wymienić oprócz najbardziej znanej formuły Modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste zmiłuj się nade mną”, także „Jezu ufam Tobie”, „Zdrowaś Maryjo” czy wiele, wiele innych.

Bezruch, zatrzymanie, uspokojenie ciała i umysłu, skupienie go na jednym pozwalają zrozumieć, że w doświadczeniu Boga nie chodzi o to, jak wiele jesteśmy w stanie wymyślić czy rozważyć, ale jak bardzo jesteśmy w stanie się otworzyć na Jego obecność. Centrum i wszystkim jest Jezus - Jedyny „zawsze i w pełni Obecny”.

 

Oddech

Oddychanie jest czymś tak naturalnym, że nie zwracamy na nie uwagi. Jednak prawdą jest, że każdy człowiek wziął kiedyś pierwszy wdech, co równało się z wejściem w ten świat. Otrzymał życie od Boga. I za każdym razem, kiedy wdycha powietrze, otrzymuje ten dar życia raz jeszcze. Przy końcu ziemskiego biegu nastąpi zaś ostatni wydech, co będzie równało się z oddaniem życia Bogu. Można zatem powiedzieć, że życie to oddech, że życie rozciąga się pomiędzy wdechem a wydechem.

Oddech jest czymś bardzo ważnym. Wiele razy słyszymy mądre rady, aby oddychać głęboko, gdy jesteśmy zdenerwowani lub przestraszeni. Oddech ewidentnie wpływa na naszą psychikę. Już w VI wieku św. Jan Klimak zauważył, że oddech jest bardzo pomocny w skupieniu, w uwadze i modlitwie: „Złącz Imię Jezus z twoim oddechem”. Poprzez wieki wielu mnichów - idąc za wskazówkami takich mistrzów życia duchowego jak Jan Klimak, Grzegorz z Synaju, Kalikst i Ignacy, Hezychiusz z Synaju i wielu innych - korzystało z pomocy ciała w skupieniu i uważności, włączając je tym samym aktywnie w doświadczenie Boga na modlitwie. Kluczowe znaczenie miało przyjęcie odpowiedniej postawy oraz związanie powtarzanej formuły Modlitwy Jezusowej z oddechem. „Imię” oznaczało dla nich zgodnie z tradycja biblijną „obecność”. Łącząc powtarzanie Imienia Jezus z wdechem, otwierali się na obecność, stawali w Obecności. Łącząc powtarzanie formuły „zmiłuj się nade mną” z wydechem, oddawali wszystko Panu. Ta bardzo prosta nauka wytyczyła drogę dla ogromnej duchowej  tradycji hezychazmu (od gr. hezychia – wyciszenie), w której ciało nie jest przeszkodą, ale aktywnie uczestniczy w doświadczeniu Boga.

 

Doświadczyć Boga całym sobą

Wszystko to co powiedzieliśmy do tej pory nie znaczy oczywiście, że aby doświadczyć Boga w czasie modlitwy, trzeba stosować określoną technikę modlitewną czy przyjmować określoną postawę ciała. Ale oznacza to, że każdy człowiek, jeśli chce poważnie wejść na drogę modlitwy, musi prędzej czy później znaleźć swoją formę modlitwy, w której winien także zauważyć, że nie jest tylko duszą, ale i ciałem, a jako człowiek scalony modli się i doświadcza Boga całym sobą.

Zachodnie chrześcijaństwo nigdy nie było tak ubogie w gesty modlitewne, jak ma to miejsce dzisiaj. Kiedyś mnisi wołali: „Bez prostracji, ukłonów, wyciągnięć rąk, klęczenia, oficjum Twoje Bracie jest powszednie, chłodne i jałowe, podobnie jak odmawiane w jego trakcie modlitwy”. Z rozmaitych powodów całe to bogactwo cielesnych form ekspresji od przełomu tysiącleci krok po kroku zanikało tak, że do czasów nowożytnych dotrwało jedynie klęczenie.  

A przecież wciąż żywe mogą być praktyki takie jak na przykład metanie, czyli pokłony, które od czasów biblijnych należą do trwałych elementów życia duchowego, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Św. Jan Busnaya, żyjący w 979 roku, tak określił ich porządek: „Porządek prostracji jest następujący: należy upaść przed krzyżem, aż kolana i głowa (to znaczy właściwie czoło) dotkną ziemi. Przy skłonie natomiast kolana nie docierają do ziemi, lecz jedynie ręce i głowa, podczas gdy całe ciało zostaje zawieszone w powietrzu”.

Albo postawa wzniesionych rąk, która we wczesnych pismach chrześcijańskich stanowiła synonim modlitwy. Wreszcie postawa „leżenia krzyżem”, dająca skruszonemu możliwość wyrażenia upokorzenia i chęci pokuty całym sobą. I wiele, wiele innych. Wszystkie one służą zrozumieniu tego, co Orygenes zwięźle wyraził w swoim dziełku „O modlitwie”: „W tajemniczy sposób ciało, którego postawa stanowi ikonę wewnętrznego nastawienia duszy, pociąga w końcu za sobą stanowiącą opór duszę...”.

Może trzeba nam odejść od przeintelektualizowanego życia duchowego i modlić się również ciałem.

 

 

 

 


o. Maksymilian Nawara jest szefem Ośrodka Medytacji Chrześcijańskiej w Klasztorze oo. Benedyktynów w Lubiniu

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki