Logo Przewdonik Katolicki

Ty mnie kochasz, a ja Ciebie

Mateusz Filipowski OCD
fot. Unsplash

Na modlitwie pozostań sobą, taki, jaki naprawdę jesteś. Chrystus jako sługa dostosuje się do Ciebie na modlitwie – mówiła św. Teresa od Jezusa.

Obecność Boga jest pierwszym z dwóch zasadniczych filarów, na których wznosi się każda modlitwa. Uobecnienie, o którym mówiliśmy tydzień temu, dokonuje się w wierze, na poziomie naszego intelektu, który pozwala przylgnąć naszej woli przez miłość do Boga, w obecności którego stajemy. W modlitwie bowiem nie chodzi o przeżycia czy uczucia, lecz o spotkanie, które dokonuje się w wierze i miłości. Niebezpiecznym jest uzależniać obecność Boga od naszych stanów emocjonalnych czy uczuciowych. Nie chodzi o poczucie, lecz decyzję. 

Miłosna uważność
Utożsamienie modlitwy kontemplatywnej z jakąkolwiek formą afektywnego przeżywania czasu spotkania z Bogiem prędzej czy później może nas wyprowadzić na manowce, które ostatecznie prowadzą do porzucenia ścieżki modlitwy. Nie oznacza to jednak, że na modlitwie, również tej kontemplatywnej, nie mogą się pojawiać emocje, uczucia. One zapewne będą się pojawiać, ponieważ są częścią nas. Wnosimy je w czas spotkania z Bogiem. Ważnym jednak jest, aby trwać na modlitwie w wiernej decyzji, niezależnie od przeżywanych stanów. Zwłaszcza wobec emocji, uczuć czy przeżyć, które są dla nas trudne, wymagające czy przykre. Zaś do tych przyjemnych, wzniosłych, łatwych do udźwignięcia nie przywiązywać się. Trzeba pozostać wolnym zarówno od jednych, jak i drugich. 
Wszystko ma swój odpowiedni czas na modlitwie. Bóg jest pedagogiem. On wie, kiedy i jak działać w naszym życiu, również podczas modlitwy. Pamięć o tym na kontemplacyjnej drodze jest niezwykle ważna, ponieważ prędzej czy później pojawi się teologalna oschłość, która w swej istocie stawia nas bliżej obecności Boga niż wszelkie przeżycia, mrowienia duchowe czy różnorakie podniosłe emocje. Uważność na obecność Boga, niezależnie od życiowego momentu oraz przeżywanych stanów, jest aktem oparcia się na pierwszym i zasadniczym filarze modlitwy kontemplacyjnej.
Drugim zasadniczym elementem modlitwy kontemplacyjnej, w szczególny zaś sposób pielęgnowany w karmelitańskiej szkole modlitwy, jest to, co nazywamy miłosną rozmową lub też miłosnym wylaniem serca. Św. Jan od Krzyża mówił zaś o miłosnej uważności.
Stając w Bożej obecności, jestem ukierunkowany na osobę, z którą pragnę się spotkać, wejść w głębszą komunię. Pragnę przekierować moją uwagę na Tego, o którym wiem, że mnie kocha i przyjmuje. Spotkanie to zakłada głęboką wymianę dwóch światów. Będzie zarówno dawaniem, jak i przyjmowaniem. Mówieniem oraz słuchaniem. Oznacza to, że ten szczególny czas nie będzie tylko jakimś aktywnym gadulstwem z naszej strony, choć niewątpliwie może tam być element słowa wypowiadanego. Nie będzie to również jakieś pasywne ślęczenie, dążące do buddyjskiej pustki. 

Zabieganie o przyjaźń
Drugi filar modlitwy będzie się składał z dwóch rodzajów naszego bycia wobec Boga. Pierwszy osadza się na naszej aktywności. Chodzi o jakąś miłosną rozmowę. Wylanie swojego serca przed Bogiem. Utkanie opowieści o swoim obecnym miejscu w życiu. Dla Teresy od Jezusa niezwykle ważnym aspektem jest twórcze obcowanie w przyjaźni. Tworzenie tej przyjaźni, zabieganie o nią, staranie się o relację z Panem, tak jak się staramy o pozyskanie względów osoby, w której się zakochaliśmy. Ta aktywność buduje bliskość i otwiera na doświadczenie miłości. Przyjaźń zaś z Bogiem jest naszym zasadniczym i pierwszym powołaniem. Sam Chrystus nas wybrał i przeznaczył do tej przyjaźni. „Już was nie nazywam sługami, lecz przyjaciółmi” (J 15, 15). Relacja przyjaźni wynika z bezwarunkowego i wolnego wyboru Chrystusa. To Jego pomysł, aby znaleźć w nas swojego przyjaciela/przyjaciółkę. 
Św. Marek pisze w swojej redakcji Ewangelii, że Jezus powołał Dwunastu, aby Mu towarzyszyli. Przepiękne biblijne określenie. Jesteśmy w pierwszej kolejności wezwani do tego, aby być przy Jezusie. Być, czyli żyć z Nim w bliskości. Żyć i tworzyć relację przyjaźni. Św. Teresa będzie prosiła swoje siostry jedynie o to, aby z Chrystusem często przebywały i aby Mu towarzyszyły. W innym miejscu podzieli się wręcz szokującą podpowiedzią dla nas. Na modlitwie pozostań sobą – taki, jaki naprawdę jesteś, natomiast Chrystus jako sługa dostosuje się do ciebie na modlitwie. Bóg dostosuje się do mnie?! Można powiedzieć, że zejdzie na poziom mojej kondycji. Nie opuści mnie w moim zmaganiu i trudzie. Będzie zawsze przy mnie obecny. On ma plan na naszą wspólną drogę. On zna nasze serca, On wie, czego nam potrzeba. Niemniej w tym wszystkim zawsze będzie niezwykle delikatny, czuły, empatyczny, dla nas, dla naszej kondycji, dla naszego człowieczeństwa, dla naszej kruchości. On jest bowiem tym, który przyszedł nie po to, aby mu służono, ale aby nam usłużyć. Mogę więc być przed Nim sobą. Takim, jakim akurat w danym momencie mojego życia jestem.

Aktywna bierność
Drugi rodzaj kontemplatywnego bycia w tej miłosnej uważności wyraża się w postawie bierności, choć nie można tej bierności postrzegać na sposób buddyjski. Chodzi o głęboką i uważną na tę miłującą nas obecność, aktywną bierność. Aktywna bierność! Ona jest kluczem do serca modlitwy kontemplatywnej. 
Kto przeżył zakochanie albo był w jakiejś głębszej relacji międzyludzkiej, doskonale wie, że na początku każdej znajomości osoby nieustannie ze sobą rozmawiają, poznają się, dowiadują się o sobie wszystkiego, co możliwe. Poznają swoje historie życia, zainteresowania, swoje wady i przywary, zalety i upodobania. Można powiedzieć, że ten relacyjny etap odpowiada momentowi na drodze modlitwy, w którym staramy się poznać Pana poprzez czytanie słowa Bożego, rozważanie, słuchanie konferencji, czytanie książek czy uczestniczenie w rekolekcjach. Przychodzą również takie momenty w relacji, kiedy drugiej osobie pragnę powiedzieć coś bardzo ważnego, pragnę wylać przed nią swoje serce, albo zwyczajnie potrzebuję wypowiedzieć przed nim/nią to, co akurat w danym momencie życia przeżywam. Potrzeba do tego już pewnej znajomości, zaufania oraz bliskości. To wszystko również może wydarzać się na modlitwie, zwłaszcza w początkach życia duchowego. 
Jednak przychodzi również taki moment, gdy osoby, które rozpoznały w sobie towarzysza życia lub przyjaciela, mogą ze sobą usiąść na ławce w parku i po prostu siedzieć i milczeć. Cisza ich nie przytłacza, nie sprawia kłopotu, nie onieśmiela. Po jakimś czasie mogą nawet iść w swoją stronę i żadne z nich nie powie, że było to stracone bądź nudne spotkanie. Każde z nich zostało zapewnione o obecności tego drugiego. Każde z nich zostało napełnione i nakarmione obecnością drugiej, bliskiej osoby. W relacji mogą być takie momenty, gdy doświadczamy pustki spotkania. Może bierze się to z tego, że nawet jeśli zaktualizowaliśmy stan wiedzy odnośnie do życia drugiej osoby, to jednak nie pozwoliliśmy sobie na głębokie i bezinteresowne przebywanie ze sobą w ciszy i we własnej obecności? Każda relacja potrzebuje takich prostych, a jednocześnie intymnych momentów bycia w bliskiej wzajemności.
Podobnie rzecz się będzie miała z modlitwą. Tutaj bowiem docieramy do centralnego momentu modlitwy kontemplatywnej. Jej bowiem istota osadzona jest na głębokim oraz intymnym byciu w obecności drugiego „ty”, które zostało przeze mnie rozpoznane, ukochane, i któremu zdecydowałem się w całej pełni oddać i powierzyć. W tej gęstej ciszy moje „ja” oddaje się drugiemu „ty” (Bogu), oraz drugie „ty” (Bóg) obdarowuje mnie sobą. Ta duchowa i miłosna wymiana, jaka zachodzi między nami a Bogiem, domaga się ciszy, milczenia, miłosnej uważności oraz szacunku dla wydarzającej się między nami tajemnicy.

Mamy na Niego tylko patrzeć
Całe nasze staranie, wszystko, co było przed, wszystko, co podjęliśmy w życiu codziennym, będzie zmierzać do tego momentu. Ten moment będzie być może za każdym razem inny w swej jakości. Potrzebujemy nauczyć się również go rozpoznawać. Czasem będzie ułamkiem sekundy czy minuty, a innym razem będzie się rozlewał na dłuższy czas. Czasem będzie na poziomie kontemplacji naturalnej, prostego naszego bycia, w głębokiej ciszy, a innym razem będzie osaczony przez mnóstwo przewijających się przez nasz rozum rozproszeń. Może być palącą tęsknotą, jak i suchą nieobecnością. Raz będzie spokojną radością, a innym razem może być nawet bólem niezrozumienia i zagubienia. Jednak za każdym razem będziemy mogli rozpoznać, że On rzeczywiście jest obecny i pragnie z nami trwać w tej cichej i miłosnej uważności. Św. Teresa podpowiada nam: „Chcę, abyście na niego tylko patrzyły”. Mamy na Niego tylko patrzeć, w miłości i ufności. Patrzeć na Tego, który na nas ze swoją bezgraniczną miłością nieustannie patrzy.
Modlitwa kontemplacyjna jest więc oparta na dwóch zasadniczych filarach. Obecności oraz miłosnej uważności. Potrzebujemy być obecnymi na modlitwie, ponieważ i On jest zawsze obecny. Jak i potrzebujemy nauczyć się przeżywać tę obecność poprzez nasze aktywne staranie się o przyjaźń z Chrystusem oraz aktywnie bierne przyjmowanie wszystkiego, czym Pan nas pragnie obdarować.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki