Depresja to choroba demokratyczna, niezwracająca uwagi na płeć, rasę czy status materialny osoby, którą atakuje. Pan jednak wraz z Szymonem Żyśką napisał książkę mówiącą o depresji męskiej. Dlaczego potrzebne jest owo wyróżnienie?
– Sposób przeżywania depresji przez mężczyzn bywa odmienny od kobiecego, mimo że wciąż to ta sama choroba, z takimi samymi kryteriami diagnostycznymi. Aby mówić o depresji u pacjenta czy pacjentki, muszą wystąpić dwa z trzech głównych objawów: spadek nastroju, spadek napędu życiowego i anhedonia, czyli niemożność przeżywania przyjemności. Jeżeli utrzymują się one przez dwa tygodnie, a do tego występują któreś z zaburzeń dodatkowych: zaburzenia snu, zaburzenia jedzenia, spadek koncentracji, pesymistyczny styl myślenia, myśli samobójcze czy zaburzenia poznawcze, wówczas rozpoznajemy depresję. Wydaje się, że depresja jest u mężczyzn „niedodiagnozowana”, a jeśli się ją diagnozuje, to dość późno od wystąpienia pierwszych objawów. Większość podręczników psychiatrii wciąż jeszcze mówi o tym, że gdy w gabinecie pojawia się z mężczyzna z depresją, to zazwyczaj przyjmuje ona już ciężką postać. Mężczyzna jest bardziej skupiony na działaniu niż na przeżywaniu swoich emocji, często jest od nich odcięty, próbuje im zaprzeczyć. W pierwszych etapach depresji staje się bardziej drażliwy, wchodzi w konflikty z otoczeniem, z partnerką życiową czy partnerem. Bywa, że podejmuje działania nazywane w psychiatrii actingoutowymi. Polegają one na rozegraniu trudnych emocji w działaniu. Może to być szybsza, niebezpieczna jazda autem, nagłe, nałogowe wręcz uprawianie sportu lub inna czynność, która do tej pory była dla mężczyzny nienaturalna. To jest również moment, w którym może on sięgnąć po używki, mimo że wcześniej tego nie robił. Mężczyzna zrobi wszystko, aby zneutralizować swoje emocje. Właśnie ze względu na tę odmienność sposobu przeżywania, postanowiliśmy z Szymonem Żyśką mówić o męskiej depresji. Drugim, znacznie ważniejszym powodem napisania książki jest fakt, że mężczyźni kilkukrotnie więcej razy popełniają samobójstwo niż kobiety. Przyczyną 90 proc. samobójstw jest depresja. W Polsce na siedmiu samobójców sześciu to mężczyźni. Aby temu zapobiegać, należy o męskiej depresji mówić głośno. Oczywiście nie jesteśmy w stanie zapobiec wszystkim próbom samobójczym, ale jesteśmy w stanie zredukować ich liczbę dzięki wdrożeniu szybkiego leczenia zarówno farmakologicznego, jak i wsparcia psychoterapeutycznego. Wielu z moich pacjentów odnalazło się w naszej książce. Opowiadają, że to jest opowieść o nich. Wzmacnia mnie to w poczuciu, że warto mówić o mężczyznach chorujących na depresję, a nie tylko ich leczyć. Szymon Żyśko, dojrzale i otwarcie mówiący o swoim doświadczeniu epizodów depresyjnych, szukał psychiatry, który zgodziłby się opowiedzieć o chorobie z perspektywy klinicysty. Ponieważ moim wcześniejszym doświadczeniem zawodowym jest zdrowie publiczne, uznałem, że równie ważne jak leczenie, jest zapobieganie. Profilaktyka polega też na wczesnym wykrywaniu.
Czyli dziś ogólna narracja w mówieniu o depresji jest sfeminizowana?
– Przez długi czas uważano, że depresja jest kobietą i że występuje zdecydowanie częściej u kobiet. Między innymi dlatego, że kobietom jest łatwiej mówić o swoich emocjach, szybciej zgłaszają się i proszą o pomoc. Wynika to z różnic biologicznych (np. w budowie układów neuroprzekaźnikowych) i kulturowych. Pozornie mogłoby się wydawać, że mężczyźni mają mniejszą skłonność do depresji. Dziś ten pogląd zmienia się, ponieważ staje się coraz pewniejsze, że nie ma różnic w grupach definiowanych płcią. Podstawę zmiany myślenia o męskiej depresji stworzył eksperyment na szwedzkiej wyspie Gotlandii. Na przełomie lat 80. i 90. wyspę dosięgnął kryzys ekonomiczny. Wiele osób straciło pracę, wzrósł odsetek samobójstw. Psychiatrzy szwedzcy zaczęli szkolić lekarzy rodzinnych, aby potrafili oni wykrywać depresję u swoich pacjentów. Okazało się, że w ten sposób udało się zredukować odsetek samobójstw wśród kobiet, ale nie wśród mężczyzn. Zaczęto się zastanawiać nad przyczyną takiego stanu rzeczy i stworzono skalę gotlandzką męskiej depresji. Mimo że nie stała się oficjalnym narzędziem psychiatrii, stanowi początek mówienia o depresji u mężczyzn.
Do Pańskiego gabinetu zgłaszają się mężczyźni, którzy doświadczając objawów depresji, postanowili udać się po pomoc. Istnieje jednak cała szara strefa mężczyzn, którzy mimo oczywistych symptomów choroby z pomocy nigdy nie skorzystali. Uważa Pan, że tych drugich jest wielu czy raczej to margines chorujących?
– Wydaje się, że w statystykach występuje błąd doboru i niedoszacowanie. Może to wynikać z tego, że lekkie epizody depresji po kilku miesiącach ustępują, dlatego nie są wyłapywane. Statystyki nie oddają pełnego obrazu rzeczywistości, ponieważ dysponujemy narzędziami, które mają swoje ograniczenia. Moje obserwacje pokazują, że osób z depresją jest coraz więcej. Szczególnie przybyło ich po pandemii, która zachwiała poczuciem bezpieczeństwa. Wiele osób zmagało się z utratą pracy lub ze zmianą jej stylu na zdalny. Zostaliśmy długotrwałe odłączeni od ważnych relacji życiowych. Na te trudne doświadczenia nałożyła się sytuacja związana z wojną w Ukrainie i obecną w Polsce falą uchodźców. Nasz obraz bezpiecznego świata, w którym wydawało nam się, że żyjemy, runął. Liczba zaburzeń psychicznych, a przede wszystkim depresyjnych wzrasta w zaskakującym tempie. Dlatego tak ważne jest, abyśmy dbali o nasz styl życia. Obiektywnych rzeczy nie zmienimy, ale możemy zmienić sposób ich przeżywania. Możemy zadbać o równowagę między snem, pracą a odpoczynkiem, zatroszczyć się o swoje relacje, zadbać o higienę psychiczną. Bardzo ważne jest wczesne wykrywanie zaburzeń, które jest tak zaniedbywane przez mężczyzn. Nie diagnozujmy się sami, ale skorzystajmy z pomocy. Nie chodzi o to, aby przedramatyzować wszystkie stany trudne, które przecież są naturalnym element ludzkiego życia. Przed bólem i cierpieniem nie uciekniemy, więc nie wszystko, co wiąże się z ze smutkiem czy z chwilowym brakiem napędu życiowego, jest od razu depresją. Nie wpadajmy w histerię na temat depresji, gdyż nie sprzyja to edukacji okołodepresyjnej. Takie postawienie sprawy na ostrzu noża sprawia, że z drugiej strony bywa ona bagatelizowana. Trzeba znaleźć mądrość i złoty środek pomiędzy tymi dwoma podejściami.
Żyjemy w czasach, w których wielu mężczyzn niesie dużą odpowiedzialność, a także zmaga się z presją środowiska: bo dzieci, żona, kredyt, nowy dom do wybudowania, samochód do wymiany. Część z nich zachoruje na depresję, a część nawet się o nią nie otrze. Od czego zależy skłonność do zachorowania?
– Od struktury osobowości mężczyzny, czynników biologicznych, jak również od wielu innych przyczyn. Mężczyzna, który ma dużą przestrzeń odpowiedzialności, musi być sprawny i nie dopuszcza do siebie słabości. W takich sytuacjach należy znaleźć złoty środek. Nie chodzi o to, aby skupić się wyłącznie na sobie i zapomnieć o całym świecie. To jest bardzo narcystyczne rozwiązanie. Mężczyzna nie musi cały czas być w pancerzu, w którym nie ma miejsca na słabość. Taki jest też podtytuł naszej książki: „jak rozbić pancerz”. Świetnie ujmuje to amerykański terapeuta, franciszkanin ojciec Richard Rohr, który mówi, że mężczyzna powinien być we wzwodzie tylko wtedy, kiedy są ku temu okoliczności, a nie nieustannie. My mężczyźni musimy dopuszczać do siebie tzw. miękkie podbrzusze, przyjrzeć się swoim słabościom i uznać, że coś w nas jest niemocne. Oczywiście nie jest to opowieść o tym, że mamy się taplać w swojej słabości, lecz co jakiś czas dopuszczać ją do głosu i dać sobie pole do regresji. To jest profilaktyka depresji. Ważne jest, aby o swojej słabości umieć komuś opowiedzieć. Nie zawsze musi to być partnerka, ale na przykład przyjaciel. To jest bardzo trudne dla wielu mężczyzn, jednak pokazanie się od słabszej, wrażliwej strony nie tylko wzmacnia przyjaźń, ale także ją buduje. Relacje z innymi ludźmi są profilaktyką depresji, a także pozwalają zauważyć, że inni przeżywają podobne problemy. Najgorsze, co możemy zrobić, to odciąć się od swoich emocji i otoczenia.
Znam kilku mężczyzn, którzy wyjątkowo trudno przechodzili etap życia zwany kryzysem wieku średniego. Jak nie pomylić go z depresją?
– Kryzys wieku średniego jest ważnym etapem rozwojowym. Mężczyzna dochodzi do stanu, w którym konfrontuje się, że osiągnął w życiu wiele, ale pewnych rzeczy już nie osiągnie. To, w jaki sposób przeżyje ten stan, będzie miało wpływ na to, jak będzie przeżywał siebie w drugiej połowie życia: czy będzie pogodzonym z losem balsamicznym staruszkiem, do którego wszyscy lgną, bo ma w sobie mądrość i zgodę na przemijanie, czy stanie się sfrustrowanym zgorzkniałym starcem, od którego wszyscy uciekają. Oczywiście pomiędzy tymi dwiema skrajnymi postawami jest cały diapazon rozwiązań pośrednich. Kryzys wieku średniego może wiązać się z depresją, gdyż jest on zależny od tego, co w życiu mężczyzny już się wydarzyło. Nie należy się go jednak bać, lecz myśleć o nim jako o etapie rozwoju. Jeżeli jednak mężczyzna nie radzi sobie z przeżywaniem emocji w tym czasie, warto aby skorzystał z pomocy psychoterapeutycznej, by zobaczyć, co się dzieje w jego wnętrzu. Niedojrzałe i bardzo niebezpieczne jest zaprzeczanie kryzysowi. Dojrzałe przeżycie sprawia, że mężczyzna uświadamia sobie, że traci w jakimś obszarze, np. swojej sprawności fizycznej, ale może zyskać w innych obszarach, np. dzieląc się mądrością życiową z innymi. Coś traci w jednym obszarze, ale zyskuje w innym, i jeśli sobie to uświadomi, jego życie stanie się pełniejsze. Gdy pojawia się wątpliwość, czy to depresja, czy kryzys wieku średniego, warto skonsultować się z psychiatrą. Bywa tak, że stany, które odbierane są jako depresyjne, nie są nimi w sensie psychiatrycznym, gdyż wynikają z pozapsychiatrycznych przyczyn. Dlatego warto konsultować się z psychiatrą, a nie psychoterapeutą, który nie jest medykiem i nie ma odpowiednich narzędzi diagnostycznych. Należy sprawdzić, czy u mężczyzny nie rozwija się niedoczynność tarczycy lub na przykład nie cierpi z powodu zaburzeń oddychania w czasie snu, które również mogą dawać obraz pseudodepresyjny.
Czy możemy mówić o profilu mężczyzny chorującego na depresję, czy jednak takie uogólnienie może być krzywdzące?
– Oczywiście pewne profile osobowościowe sprzyjają depresji, bałbym się jednak generalizacji, ponieważ każdy z nas ma inną historię, inne uwarunkowania. Diagnoza to zrzucenie do jednego worka różnych przypadków, które próbujemy uśrednić kryteriami diagnostycznymi. Tymczasem gdy pacjent pojawia się u psychoterapeuty czy lekarza, specjalista podejmuje pracę nad konkretnymi, zindywidualizowanymi stanami tego człowieka, jego przeżyciami. Diagnostyka ma znaczenie czysto techniczne, ponieważ podpowiada pewne rozwiązanie. Jednak niech nam nie umyka to, że zawsze mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją unikatowego człowieka.
Jak powinna zachować się kobieta, której mężczyzna przejawia objawy depresji, a na wszelkie formy pomocy dostaje „białej gorączki”?
– Jest to bardzo trudna sytuacja, ponieważ gdy kobieta próbuje naciskać, mężczyzna zazwyczaj reaguje agresywnie. Poniekąd może to wpisywać się w obraz męskiej depresji, ale może też wiązać się z różnymi innymi stanami. Osoba, która przeżywa depresję, tak naprawdę bardzo pragnie bliskości, jednak gdy ją dostaje, atakuje. Jest to bardzo trudne dla otoczenia. Warto rozmawiać w sposób niedyrektywny, nie stosować tanich pocieszeń, a także wskazywać na szanse płynące z uzyskania pomocy. Niech to jednak nie będzie powtarzane pięć razy dziennie, ale komunikowane delikatne, nienachalne. Jeśli mężczyzna wyjątkowo niechętnie reaguje na wszelkie prośby, aby udał się po pomoc, warto aby to kobieta skorzystała z jednorazowej wizyty u psychoterapeuty. Z pewnością wskaże on jej pewne strategie radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Trochę więcej o tym, jak rozmawiać, mówimy w naszej książce.
---
KRZYSZTOF KRAJEWSKI-SIUDA
Psychiatra, psychoterapeuta
---
Męska depresja. Jak rozbić pancerz
Krzysztof Krajewski-Siuda, Szymon Żyśko
Mando inside 2023