W lutym tego roku uczestnicy drogi synodalnej Kościoła w Niemczech przegłosowali tekst, wzywający do wyświęcania kobiet na kapłanów. Tekst przyjęty był dużą większością głosów: 174 za wobec 30 przeciwnych i 6 wstrzymujących się. Oczywiście niemiecka droga synodalna nie jest reprezentatywna dla całego Kościoła, wręcz przeciwnie, wzbudza duże kontrowersje. Jej przykład pokazuje jednak nastroje i pytania stawiane przynajmniej w części Kościoła.
Papież Franciszek, który o święceniach kapłańskich dla kobiet wypowiadał się jednoznacznie – przypominając, że Jan Paweł II wydał w tej sprawie orzeczenie, które przez wszystkich w Kościele powinno być uznane za ostateczne – powołał komisję do spraw zbadania kwestii diakonatu kobiet. To przez wielu odczytywane jest jako otwarcie drogi jeśli nie do samych święceń, to przynajmniej dla rozmowy o kapłaństwie kobiet.
Dlaczego jednak Franciszek, otwierając bezprecedensową w Kościele katolickim dyskusję na temat diakonatu kobiet, tak jednoznacznie zamyka rozmowę dotyczącą kapłaństwa kobiet? Czy jest możliwość, że kiedyś on lub kolejni papieże zmienią w tej sprawie zdanie?
Wola i prawo
Pierwszą kwestią, którą należy tu zauważyć, jest płaszczyzna, po której się poruszamy. Pytanie o kapłaństwo kobiet w Kościele można stawiać na poziomie socjologicznym, na poziomie społecznym, na poziomie psychologicznym czy wychowawczym i wnioski z każdego z tych poziomów będą cenne. Często nawet twierdzenie, że kobiety powinny być święcone, będzie na tych poziomach słuszne: kobiety księża rzeczywiście mogłyby być odpowiedzią na kryzys powołań, mogłyby wnieść do Kościoła dużo świeżości, mogłyby osłabić klerykalizm, Kościół stałby się znakiem równości i sprawiedliwości – argumenty można tu mnożyć niemal w nieskończoność. Najważniejszy jednak w tej sprawie był i pozostanie argument teologiczny, który przed innymi nie ustąpi. Argument ten streszcza się w pytaniu, czy Kościół ma prawo i czy ma moc udzielać święceń kapłańskich kobietom. Podkreślmy: nie chodzi o to, czy chce lub nie chce tego robić, ale czy Jezus swoim działaniem uprawnił Kościół do takiego działania – czy będzie to uzurpacja, nadużycie Jego daru.
Dlatego też sama już dyskusja na temat diakonatu kobiet nie polega na przerzucaniu się argumentami i szukaniu tych najskuteczniejszych, które przekonają drogą stronę – ale na badaniu przez specjalną komisję treści Objawienia pod tym właśnie kątem. Jak to wyglądało w historii? Ile wiemy o diakonisach w pierwotnym Kościele? Czy to była posługa, czy święcenia? Tym bardziej więc, jeśli chodzi o kapłaństwo kobiet, pytania nie dotyczą tego, jakie skutki to przyniesie dla Kościoła, ale tego, jaka była intencja założyciela Kościoła, czyli samego Jezusa. Czy kiedy Jezus do grona Dwunastu wybrał wyłącznie mężczyzn, zrobił to w wyniku ograniczenia swoją kulturą – czy jednoznacznie i z jakiegoś powodu chciał, żeby to byli wyłącznie mężczyźni?
Inni pośród wielu
W starożytności kobiety-kapłanki nie były niczym wyjątkowym. Bogini Westa miała swoje westalki, kobiety opiekowały się też kultem Demeter, Dionozosa czy Fortuny. Żydzi na własne oczy obserwować mogli pogańskie kulty kananejskie, połączone z prostytucją sakralną. Jednocześnie w świecie żydowskim było to nie do pomyślenia – niewykluczone, że właśnie ze względu na owe kulty pogańskie, od których judaizm mocno się dystansował, podkreślając swoją odrębność i wyjątkowość, unikając nawet pozorów podobieństwa.
Wyrastające z judaizmu chrześcijaństwo mogło zachować tę tendencję i – nie będzie to chyba słowo na wyrost – obrzydzenie wobec pogańskich kultów, a co za tym idzie, do kobiet pełniących funkcje kapłańskie. Czy to jednak oznacza, że chrześcijaństwo skazane było na dyskryminację kobiet? Czy dlatego właśnie Jezus nie przyjął kobiet do grona Dwunastu, co dziś skutkuje niemożnością udzielania im święceń kapłańskich?
Oczywiście jest to prawdopodobne. Wczesne chrześcijaństwo kształtowało się w świecie religii pogańskich i zdecydowanie chciało się spośród nich wyróżniać. Samo wyłączenie się z judaizmu było ogromnym wysiłkiem i pierwsi chrześcijanie płacili za to wysoką cenę. Kobiety-kapłanki mogły to mocno utrudnić, dać Żydom do ręki kolejne argumenty przeciwko chrześcijanom. Łatwo byłoby ustawić chrześcijan w jednym szeregu z poganami.
Schematy połamane
Czy tak rzeczywiście było? Czy decyzja Jezusa warunkowana była kulturowo? Czy myślał o przyszłości młodego Kościoła? A może po prostu sam, jako pobożny Żyd, nie wyrastał poza swoją kulturę i budował taką rzeczywistość, która była dla Niego wyobrażalna – a kobiety przewodniczące liturgii się w niej nie mieściły?
To również jest możliwe. Ale jednocześnie ten sam Jezus wobec kobiet zachowywał się w sposób na tamte czasy rewolucyjny. W świecie, w którym kobiety były własnością ojca lub męża, w którym nie mogły zeznawać w sądzie, czytać Tory, uczestniczyć w nabożeństwach; gdzie mężczyzna w codziennej modlitwie dziękował Bogu za to, że nie urodził się kobietą – w tym świecie Jezus robi rzeczy niespotykane. Przyjmuje kobiety jako swoich uczniów. Nie trafiają one wprawdzie do grona Dwunastu, ale odnosi się do nich w Ewangeliach grecki termin akolutheo, „idące za” – termin ściśle techniczny, stosowany na określenie uczniów Jezusa. Uczennice chodzące za rabinem i słuchające jego nauk w żydowskim rabinacie były nie do pomyślenia. Jezus wyraźnie złamał tu ważne tabu.
Rabini żydowscy w swoich naukach nie odnosili się też do kobiet. Swoje nauki kierowali do mężczyzn i przywoływali przykłady z życia mężczyzn. Jezus opowiadał o zaczynie, o zagubionej drahmie, o wdowie – zachowywał równowagę między przykładami dotyczącymi codziennej rzeczywistości obu płci. Łatwo to dziś przeoczyć, tak jest to dla nas naturalne, ale w czasach Jezusa absolutnie naturalne nie było.
Kolejnym tabu obalonym przez Jezusa była cielesna nieczystość kobiet. Żydzi mieli tu przepisy, które dokładnie regulowały tę kwestię. Przykładowo nawet własnemu mężowi nie wolno było w żaden sposób dotknąć żony w czasie menstruacji i przez siedem dni po jej zakończeniu. Tymczasem Jezus pozwala się dotykać nie tylko obcym kobietom, ale również kobiecie cierpiącej na krwotok czy prostytutce. Oprócz tego zwyczajnie przyjaźnił się z kobietami, odwiedzał je w domu i trudno znaleźć choć jeden fragment w Ewangelii, w którym Jezus pokazałby kobiecie jej niższość czy podległość mężowi.
Czy zatem rzeczywiście w prosty sposób decyzję Jezusa o wyborze Dwunastu wyłącznie spośród mężczyzn można uzasadniać kulturą? Jeśli Jezus złamał wszystkie możliwe kobiecie tabu swojego czasu – dlaczego nagle w tym jednym tego nie zrobił?
Kobiety przy ołtarzu?
Ciekawe jest, że w starożytnym Kościele pytań o sprawowanie Eucharystii przez kobiety niemal nie stawiano. Pojawiały się one wprawdzie wśród montanistów i gnostyków, ale szybko były uznawane za herezję. Kobiety cieszyły się wówczas nie tylko dużym szacunkiem, ale zajmowały się ewangelizacją na równi z mężczyznami – wiemy, że w IV wieku w Kościele były diakonisy, choć nadal trwają badania dotyczące ich roli. Eucharystia pozostawała sprawą mężczyzn.
Tak naprawdę na większą skalę kwestia ta pojawiła się w Kościele katolickim dopiero w XIX w. i po tym, jak do urzędu duchownego kobiety zaczęły być dopuszczane w kościołach protestanckich – kościołach, które nie traktują kapłaństwa jako sakrament. Pierwszą oficjalnie ordynowaną kobietą była Antoinette Brown z Kościoła kongregacjonistycznego w Stanach Zjednoczonych, w roku 1853. Potem decyzje o ordynowaniu kobiet podejmowali w USA metodyści, baptyści, prezbiterianie. Kobiety dopuszczono również do studiowania teologii ewangelickiej. Kościoły luterańskie w Europie decyzje o ordynacji kobiet podejmowały już w XX w., od Holandii w 1929 r. po Finlandię w 1988 r. i Polskę w 2022.
Definitywnie
Nic dziwnego, że pytania o święcenia kobiet pojawiły się też w Kościele katolickim. W 1971 r. na synodzie biskupów w Rzymie temat ten został podjęty, ale nie trafił do dokumentu końcowego. Przełomowym wydarzeniem było udzielenie święceń kobietom w Kościele anglikańskim. W 1971 i 1973 r. biskup anglikański w Hongkongu udzielił święceń trzem kobietom. Papież Paweł VI wydał wówczas deklarację Inter insigniores, w której przypomina, że nieprzerwana tradycja Kościoła pozwala udzielać święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom. Papież przywoływał w niej kolejne argumenty za takimi święceniami, a następnie je obalał.
W 1988 r. Kościół anglikański zdecydował, że będzie dopuszczał kobiety do święceń biskupich. Zaraz potem Jan Paweł II podpisał list apostolski Ordinatio sacerdotalis, dokument ten nie tylko potwierdza naukę Kościoła o niedopuszczeniu kobiet do kapłaństwa, ale też używa bardzo mocnego stwierdzenia: „aby usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22, 32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne [definitive tenendam]”. Takie sformułowanie to nic innego jak orzeczenie ex cathedra, czyli nauczanie nieomylne.
Nieomylne?
Ciekawe – choć łatwe do przewidzenia jest, że wcale nie zamknęło drzwi do dyskusji. Do Watykanu spłynęły dubia, na które odpowiadał ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Joseph Ratzinger. Czy doktryna głoszona przez Jana Pawła jest ostateczna i należąca do depozytu wiary? Tak, ponieważ oparta jest na spisanym słowie Bożym i od początku niezmiennie zachowywana w Tradycji Kościoła. – Dlatego w obecnej sytuacji papież, sprawując swój urząd utwierdzania braci, przedstawił tę samą doktrynę w formalnej deklaracji, stwierdzając jednoznacznie to, co powinno być uznawane zawsze, wszędzie i przez wszystkich wiernych, ponieważ należy do depozytu wiary – pisał kard. Ratzinger.
I to również nie zakończyło dyskusji. Kolejni krytycy tego rozwiązania zauważali, że orzeczenie Jana Pawła II nie spełnia wymogów nauczania ex cathedra, trudno bowiem jest ustalić, czy zgadzają się z nim wszyscy biskupi. „Nauczanie ostateczne” (definitive tenendam) – w przeciwieństwie do „nauczania objawionego” jest też tego rodzaju nauczaniem, którego odrzucenie nie pociąga za sobą popadnięcia w ekskomunikę czy herezję. To oznacza też, że może się ono zmienić, jak zmianie uległo uznawane niegdyś za nieomylne nauczanie Piusa XII o monogenizmie, czyli o pochodzeniu całej ludzkości od jednej tylko pary, Adama i Ewy. Z tego też względu mówi się, że formuła użyta przez Jana Pawła II była „omylnym nauczaniem nieomylnym”. Dziś, przy stanie wiedzy, jaki mamy, uznajemy ją za nieomylną. Przyjmujemy, że nowe badania mogą coś w tej kwestii zmienić, ale też nie prowadzimy takich badań z intencją wykazania w owym nauczaniu błędu.
Materia niezmienna
W 2018 r. abp Ladaria, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, w artykule opublikowanym tuż po nominacji na to stanowisko pisał, że Kościół jest na zawsze związany decyzją Jezusa, która wyklucza, żeby kapłaństwo służebne mogło być ważnie udzielone kobietom. Podkreślał, że należy to do materii sakramentu święceń i Kościół nie ma możliwości zmiany – tak jak nie ma możliwości zmiany materii Eucharystii z chleba i wina na ryż i mleko.
Zwolennicy święcenia kobiet pytają: jaka pozytywna prawda zbawcza kryje się za wykluczeniem kobiet z kapłaństwa? To rzeczywiście jest ważne, zasadnicze wręcz pytanie. Przeciwnicy takich święceń odpowiadają pytaniem: dlaczego w takim razie Jezus nie wziął żadnej z kobiet do grona Dwunastu? Czy, znając całe Jego myślenie, nie nazbyt prosto zrzucamy wszystko na kulturę? Jeśli tak bardzo szedł pod prąd swoim czasom, w tej jednak kwestii nagle się ugiął?
Oba te pytania są równie ważne i na żadne z nich nie mamy jeszcze wyczerpującej odpowiedzi. Tymczasem dopóki ich nie znajdziemy, nic się nie zmieni – bo nie może się zmienić, jeśli Kościół nie będzie miał pewności nie tyle co do własnych korzyści ze święcenia kobiet, ile pewności co do intencji Jezusa. Dziś jest przekonany, że Jego intencją – z jakiegoś powodu – było święcenie wyłącznie mężczyzn.