Monika Białkowska: Nie czuje ksiądz, że coś tu nie gra? Człowiek, który rozpętał potworną wojnę, Putin, do spółki z patriarchą Cyrylem kreują się w swojej walce na obrońców moralności. Występują przeciwko wyrzucaniu religii z życia publicznego. Protestują przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych, są przeciwni eutanazji. Biorą na sztandary to wszystko, co jest pewnym kanonem moralności chrześcijańskiej. A przecież, powtórzę, czujemy, że coś tu nie gra!
Ks. Henryk Seweryniak: Czujemy i łatwo możemy wskazać, jak bardzo te wartości, na które się powołują, są niespójne z ich działaniami. Dlatego chciałem, żebyśmy rozmawiali dziś o moralności Jezusa – ale o moralności w najszerszym tego słowa znaczeniu, o stylu myślenia o moralności w ogóle. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego ani Putin, ani Cyryl z Ewangelią mają niewiele wspólnego.
MB: Kiedy mówimy o moralności w nauczaniu Jezusa, w naturalny sposób wracamy przede wszystkim do Kazania na górze, do błogosławieństw i radykalizmów.
HS: Tymczasem te zasadnicze zręby Jezusowego myślenia o moralności są również gdzie indziej – są w przypowieściach i w Jego spotkaniach z ludźmi. Przypomnij sobie przypowieść o zagubionej owcy, którą pasterz wychodzi szukać. Albo opowieść o kobiecie, która zgubiła drachmę, czy o synu marnotrawnym. Tam wyczytać możemy obraz Boga, który będzie źródłem chrześcijańskiej moralności. To nie jest Bóg–Prawodawca, który pilnuje, żeby każdy przepis był skrupulatnie przestrzegany. To jest Bóg ratownik, dający każdemu swoją łaskę, bez żadnych wielkich warunków.
MB: Ten obraz wychodzenia bez wstępnych warunków jest jeszcze wyraźniejszy w spotkaniach Jezusa z celnikami. Dziś nie do końca dla każdego to jest jasne, ale celnicy byli środowiskiem mocno podejrzanym…
HS: Byli środowiskiem znaczącym, acz niecieszącym się ani szacunkiem, ani sympatią. Nazywani po grecku „telonai” celnicy zbierali między innymi podatki na rzecz zaborcy. Tworzyli całe przedsiębiorstwa urzędnicze. Denuncjowali przemyt. Z pewnością byli łasi na pieniądze i nie wszystko załatwiali uczciwie.
MB: Zresztą nawet gdyby byli uczciwi, pozostawało na nich to znamię zdrajców – zbierali pieniądze od swoich, od Żydów, żeby oddawać je wrogom, okupującym żydowskie ziemie…
HS: A Jezus do nich chodzi, spotyka się z nimi, ucztuje! Zwolenników takiej twardej, czystej moralności bardzo to razi.
MB: Nietrudno to sobie przenieść na nasze czasy. Nadal by raziło!
HS: A dla Jezusa jest to bardzo charakterystyczne. On nawet tam idzie szukać człowieka. Podobnie jest, gdy spotyka się z kobietami, gdy kobiety go dotykają, namaszczają, kiedy pozwala na to nawet prostytutce.
MB: To nie był byle jaki dotyk i namaszczenie. Według żydowskiego prawa to się wiązało z rytualną nieczystością.
HS: Dlatego oburzeni faryzeusze pytają Jezusa, co to ma znaczyć, dlaczego tak otwarcie łamie prawo, zgadza się na nieczystość. A On odpowiada przypowieścią o dłużnikach i pokazuje, że bardziej kochać będzie ten, któremu więcej odpuszczono.
MB: To jest zupełnie inna logika moralności, w której miłość jest ważniejsza od konkretnych przepisów. Albo inaczej – w której przepisy mają sens nie same w sobie, ale jedynie wynikając z miłości. Jeśli miłości w tym nie ma, samo przestrzeganie litery Prawa niewiele znaczy.
HS: Bardzo charakterystyczne jest, że fragment o spotkaniu z kobietą pochwyconą na cudzołóstwie znajdujemy w Ewangeliach tylko u św. Jana. Tylko Jan opowiada o próbie jej ukamienowania i o pytaniu Jezusa: „Kto z was jest bez grzechu?”. Więcej – w wielu starych odpisach Ewangelii ten fragment pomijano! To pokazuje, że prawdopodobnie nawet pierwsi chrześcijanie mieli problem, żeby tak radykalnie rewolucyjne zachowanie Jezusa włączać do oficjalnie czytanej liturgii słowa. Ale nie mogli tego pominąć zupełnie, bo to się wydarzyło.
MB: Bo taki właśnie był Jezus – który nie mieścił się w głowach ani pobożnych Żydów, ani nawet swoich uczniów. I nie mieścił się w normach moralności swojego świata.
HS: Takich wydarzeń, rozsadzających tę klasyczną moralność, możemy znaleźć u Jezusa dużo. Widać tu, że nie można Ewangelii sprowadzać wyłącznie do etyki, bo Jezusowi chodzi o „więcej”. On sam zachowuje dystans wobec bezwzględnego zachowywania przepisów bez spojrzenia na człowieka. Jezus nie jest purystą, dla niego liczy się „więcej” niż przepisy. Szczegółowe normy Tory przeciwstawia woli Bożej, w której pełnieniu widzi ową „nadwyżkę”, oczekiwane od dzieci Bożych „więcej”. Liczy się dla Niego intencja serca, ludzki żal, nawracanie. Nie o reguły mu chodziło, ale o serce właśnie.
MB: Ale jeśli chodzi o serce, to trudno w ogóle ustalić normy obowiązujące wszystkich, zawsze i wszędzie… To my możemy dziś próbować nazwać czy określić, co jest wypełnianiem myśli i wezwania Jezusa. Ale to nadal jest wtórne, na służbie miłości – nie wypełnianie norm jest celem życia chrześcijan…
HS: Jezus chce odrodzenia tego konkretnego człowieka. Dlatego idzie za każdym zagubionym, a nie stawia zagubionemu warunki.
MB: Dlatego denerwuję się, kiedy ktoś mnie pyta: „Czy ja mam grzech, jeśli zrobiłem to i to?”. Nie mam pojęcia, czy ktoś popełnił grzech, nawet jeśli złamał jakąś normę. Nie mogę wejść w czyjeś sumienie. Żydzi mają to rozpisane w setkach przykazań, nie muszą pytać. Chrześcijaństwu nie udało się życia uchwycić w normy. Żeby wiedzieć, czy coś jest winą, nie można szukać w prawie, ale w oczach Jezusa. Trzeba się w nich przejrzeć i tam znaleźć odpowiedzi.
HS: Nawet pojęciu sprawiedliwości Jezus się wymyka. Mówi: „jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż faryzeuszy…”. Nie niszczy tej sprawiedliwości, nie kwestionuje jej, ale szuka czegoś większego – sprawiedliwości opartej nie tylko na Prawie, ale na wewnętrznej prawdzie człowieka. Bo może być tak, że człowiek będzie moralny, cnotliwy, zadowolony z siebie, że wszystko tak doskonale wypełnił – a usłyszy, że sprawiedliwym jest celnik, bijący się pokornie w piersi na progu świątyni. W rzeczywistości – napisze Benedykt XVI – chodzi tu o dwie odmienne postawy wobec Boga i siebie samego. Faryzeusz nie widzi Boga i jest wpatrzony tylko w siebie. Bóg nie jest mu potrzebny, on sam potrafi zadbać o własną sprawiedliwość. Nie ma tutaj prawdziwej więzi z Bogiem, wystarczy własne działanie. On sam siebie czyni sprawiedliwym. Drugi natomiast patrzy na Boga i w tym spojrzeniu widzi siebie. Jezus odwraca logikę tego Prawa. Pokazuje, że nie Prawo jest najwyższą wartością, ale sam Bóg. I Prawo należy zachowywać nie dlatego, że jest Prawem i że „tak trzeba” – wartością jest zachowanie Prawa z miłości, nie z obowiązku. A On sam idzie ratować, przyprowadzać, zbawiać i swoją miłość dawać ludziom.
MB: Może właśnie to tak bolało ówczesnych Żydów? Bo Jezus mówił: Nie opierajcie się na Prawie, nie pokładajcie nadziei w przestrzeganiu Prawa, oprzyjcie się na Mnie i we Mnie miejcie nadzieję? To rzeczywiście była w ich oczach wielka uzurpacja, wywrócenie całego porządku, jaki znali.
HS: A Jezus przyniósł wolność i pokazał ostateczny sens Prawa. Przy okazji też – żeby wrócić do początku rozmowy – doskonale pokazał, że nie można być obrońcą żadnej moralności, jeśli się nie kocha i kłamie, niszczy w imię politycznego, narodowego czy pseudoreligijnego egoizmu. Będzie się wtedy, jak pisał twój Żychiewicz, jedynie doktrynerem. Oby szybko upadłym doktrynerem. I kłamcą.