Jeśli masz w samochodzie zapasowe koło i apteczkę, jeśli wykupujesz polisę ubezpieczeniową, jeśli masz w domu latarkę, umiesz upiec chleb, a do tego jeśli wiesz, jak posiać nasiona, to oznacza, że już jesteś jednym z nas. Jesteś kimś, kto mniej lub bardziej poważnie myśli o tym, że warto się przygotować do sytuacji kryzysowych, kataklizmów, a nawet do wojny – tak mówią o sobie sami preppersi, ludzie, których sposób na życie był często określany mianem paranoi lub szaleństwa. Teraz te same osoby pytają ich o rzeczy, z których do niedawna się wyśmiewały.
Kruche bezpieczeństwo
– Preppers zanim zachce mu się pić, kopie studnię. Robi coś z pewnym wyprzedzeniem, pewnym zamysłem, aby przygotować się do sytuacji kryzysowej. Skoro się przygotowuje, to znaczy, że czegoś się obawia. Tych obaw jest tak wiele jak ludzi i ich opinii na ten temat – mówił niedawno na spotkaniu w Katowicach Piotr Czuryłło, jeden z pierwszych preppersów w Europie, autor poradników na temat tego, jak się przygotować na wszelkiego rodzaju nietypowe sytuacje.
Ostatnie dwa lata przyniosły wydarzenia, których wpływu na codzienne życie nikt nie kwestionuje. Najpierw covid, następnie rosnąca inflacja, i co za tym idzie wzrost cen, wreszcie wojna w Ukrainie spowodowały, że wielu ludzi zdało sobie sprawę z tego, jak kruche było nasze poczucie bezpieczeństwa. Stąd, jak przekonywał Czuryłło, wzrost zainteresowania tym, jak żyją i jak radzą sobie w takich sytuacjach preppersi.
– Tak naprawdę to wszystko sprowadza się do tzw. zaradności życiowej. Najprawdopodobniej każda sytuacja kryzysowa (wojna, zmiany klimatu, kryzys finansowy) sprowadzi nas na łono natury. To jest scenariusz, do którego powinniśmy się przygotować, czyli nabrać życiowej zaradności i przezorności.
Na własnych warunkach
Te cechy mieli jeszcze nasi dziadkowie, szczególnie ci, których dotknęła wojna i trudne powojenne czasy. Współcześnie większość z nas zdaje się na jakiś system. Nie myślimy, co zrobić, gdy nadciąga burza, bo przecież ktoś ma nas przed nią ostrzec. Nie przejmujemy się tym, co będziemy jedli, bo przecież wystarczy podjechać do supermarketu. Brakuje gotówki? Bierzemy kredyt i życie kręci się dalej. I tak stajemy się coraz bardziej zależni.
– Długo tak żyłam – mówi Beata, która zdecydowała się przerwać tę spiralę konieczności posiadania dobrej pracy, bo przecież należy mieć te reklamowane rzeczy, na zakup których potrzeba jeszcze więcej pieniędzy i jednocześnie trzeba spłacać kredyty. – Na początku z konieczności, bo po prostu sytuacja mnie przerosła, z czasem już świadomie, stałam się gospodarna i oszczędna, co dało mi poczucie, że to ja decyduję o tym, jak żyję. Z czasem moje zainteresowania poszły dalej. Zaczęłam się zastanawiać, co z domem, w którym mieszkamy, co ze zdrowiem mojej rodziny, jak zabezpieczyć się na wypadek kataklizmów i tak trafiłam na preppersów – opowiada Beata. – Preppersi to nie jest społeczność, która nic innego nie robi, tylko wynajduje jakieś zagrożenia, czegoś się obawia i sieje panikę. Wręcz przeciwnie. To, że bierzemy pod uwagę zagrożenia, że się staramy do nich przygotować, pozwala nam w zupełnie innych barwach widzieć swoją przyszłość i cieszyć się życiem. Pozwala nam także pomóc innym, gdy zachodzi taka konieczność.
Beata nie żyje już na kredyt i nie zapełnia szaf kolejnymi kolekcjami ubrań. Nadal lubi włożyć ładną sukienkę, więc nauczyła się szyć. Zamiast nocnych zakupów w supermarkecie nauczyła się piec chleb i robić domowe przetwory. Nadal pracuje, ale na własnych warunkach.
Prawdziwa siła
Mieszka na wsi, a właściwe to nawet nie na wsi, bo do najbliższej miejscowości ma dwa kilometry. Życie w takim miejscu wymusza na człowieku nabycie pewnych umiejętności: trzeba liczyć na siebie i umieć odnaleźć się w każdej sytuacji. Potrafi wybudować dom, naprawić urządzenia w obejściu, wie, co zrobić z autem i traktorem, gdy te nie chcą ruszyć, umie strzelać, na wypadek gdyby musiał sam zdobyć pożywienie. Jest przygotowany na niemal każdą sytuację: konflikt militarny, zmiany klimatyczne czy brak prądu.
– Jesteśmy bardzo uzależnieni od dostaw prądu z sieci, jego brak jest dla nas coraz bardziej kłopotliwy, wymyślam więc sposoby, jak go pozyskiwać – mówi Arek, rolnik, preppers, mąż i ojciec. Z rowerka treningowego zbudował prosty generator prądu, lampy ogrodowe zaadaptował na ładowarki solarowe do akumulatorów. Ma dwie studnie, wiatrak, warsztat do pracy, wędzarnię, ziemiankę. Nie ma jeszcze schronu, ale poważnie o tym myśli. Ziarno i inne plony pochodzą z własnej ziemi, a w obejściu jest krowa, świnie i sporo różnego drobiu.
– Najważniejsze są umiejętności i wiedza, a nie pieniądze i zapasy. Z tych pierwszych można skorzystać zawsze i wszędzie, te drugie mogą się skończyć lub zostaniemy ich pozbawieni – zaznacza Arek.
Prepperingiem zaraził całą swoją rodzinę. Żona, choć pochodzi z miasta, wyszła za niego właśnie dla takiego życia. – I oczywiście z miłości – śmieje się. – Dzieci traktują to jako formę zabawy, gdy podrosną, same zdecydują, jak będą żyć. Z domu wyniosą szacunek do pracy i poczucie, że z każdym wyzwaniem można sobie poradzić. Mam nadzieję, że będą samodzielne, ale też że będą wiedziały, jaką wartością jest Bóg, rodzina i przyjaciele. To oni dają prawdziwą siłę do radzenia sobie z niebezpieczeństwami.
Przetrwaj tam, gdzie żyjesz
– Aby być przygotowanym na naprawdę trudne sytuacje, jak na przykład wojna, należy przede wszystkim zadbać o psychikę – przekonuje żołnierz zawodowy, uczestnik kilku misji wojskowych. – Strach jest naturalną cechą i jest przydatny, gdyż wyostrza zmysły, jednak nie może zdominować człowieka. Każda wojna, każdy agresor bazuje na strachu. Naszą bronią powinna być wiedza, dlatego gdy na przykład jeździmy rowerem po okolicy, zacznijmy baczniej przyglądać się, gdzie są i dokąd prowadzą mniej uczęszczane drogi, polne trakty i leśne dróżki, zapamiętywać charakterystyczne miejsca w okolicy. Taka wiedza w chwili zagrożenia atakiem może okazać się bezcenna. Powtarzam: lęk jest sprawą naturalną, ale należy się nauczyć z nim żyć, a w sytuacjach kryzysowych kierować się rozsądkiem, a nie emocjami.
Jeśli mieszkasz w mieście, nie znasz dobrze topografii terenu, to nie ma sensu w sytuacji kryzysowej wyruszać na wieś. I odwrotnie. Należy także zgromadzić niezbędne rzeczy. – Najważniejsze to woda, sól i alkohol – kontynuuje doświadczony wojskowy. – Wiadomo, woda jest niezbędna do życia. Jeśli zabraknie tej z kranu, pozostają studnie, jeziora, rzeki, źródła. Świetnym domowym magazynem na wodę jest akwarium. Warto zdobyć wiedzę, jak filtrować wodę i ją uzdatniać. Sól jest konserwantem, głównie chodzi o mięso, natomiast alkohol jest środkiem dezynfekującym. W sytuacji wojny obie te rzeczy mogą być naszym towarem wymiennym. Należy mieć zapasy żywności, odpowiedniej odzieży, opału i leków. Te ostatnie najlepiej podzielić na trzy kategorie: związane z ranami i oparzeniami, leki, które używamy stale, oraz witaminy i suplementy.
– Warto mieć namiot. Gdy zabraknie paliwa do ogrzania domu, stawiamy namiot w pokoju i w nim śpimy. To znacznie lepsze niż kolejna kołdra. Jeśli jest to możliwe, starajmy się pozostać w miejscu, w którym żyjemy i dobrze je znamy. To podnosi nasze szanse na przetrwanie. Opuszczamy je wtedy, gdy coś bezpośrednio nam zagraża.