Logo Przewdonik Katolicki

Ma pani jeszcze dwóch synów i męża

Elżbieta Olszak
Zdjęcie legitymacyjne Piotra Majchrzaka na wystawie poświęconej ofiarom stanu wojennego w Katowicach w 2007 r. fot. Adrian Slazok/REPORTER

Piotr Majchrzak zginął dokładnie 40 lat temu. Jest najmłodszą z 91 oficjalnie potwierdzonych ofiar stanu wojennego w Polsce. Od samego początku służby robiły wszystko, by zataić prawdę i nikogo nie pociągnąć do odpowiedzialności.

Artykuł o Piotrze Majchrzaku Jeśli ludzie zamilkną, kamienie wołać będą napisałam w 1995 r., czyli 13 lat po jego śmierci. Opublikowany został w miesięczniku „Nasza Rodzina”, wydawanym przez pallotynów w Paryżu. Wszystkie notatki, zdjęcia, legitymacje Piotra otrzymałam od Teresy Majchrzak – mojej koleżanki. Pracowałam z nią w tej samej szkole, już po śmierci Piotra. Spotykałyśmy się także każdego 13. dnia miesiąca u Matki Bożej Bolesnej na Mszach św. za Ojczyznę, ks. Popiełuszkę i ofiary stanu wojennego.
Zadzwoniłam do niej z Paryża i powiedziałam: „Teresa – dojrzałam, chcę napisać o Piotrze”. Usłyszałam, że będzie to pierwszy artykuł o jej synu. Wcześniej były tylko nekrologi i kartki przylepiane na murach. Wszystkie dokumenty przywiózł mi ksiądz. Czekał na mnie na placu de la Concorde. Nie znałam go, ale Teresa mu zaufała. Były to bowiem czasy, kiedy wartościowe rzeczy przekazywano sobie z rąk do rąk. Rok później, na 15. rocznicę stanu wojennego, zaproponowano mi przedruk tego artykułu w „Przewodniku Katolickim”.
Przez prawie 30 lat rodzice Piotra niestrudzenie podejmowali wysiłki, domagając się wyjaśnienia okoliczności śmiertelnego pobicia ich syna i ukarania sprawców tej zbrodni. Szczególnie aktywna była Teresa do ostatnich chwil życia (zm. 20 marca 2021 r.). Pierwsze dochodzenie rozpoczęło się kilka godzin po śmierci Piotra. Jednak władze PRL-u i współpracująca z nimi prokuratura od samego początku nastawione były na całkowite zagłuszanie pamięci o Piotrze i obronę sprawców. Zaniedbywano elementarne czynności śledcze. Podczas kolejnych procesów wyszło na jaw wiele nowych faktów, ale prokuratorzy świadomie je pomijali. Niestety, prawda nadal jest ukryta, a zbrodniarze bezkarni.
Próbuję więc kolejny raz – teraz już z dystansu 27 lat od ukazania się pierwszego artykułu – opisać wysiłki rodziny, a z drugiej strony determinację funkcjonariuszy ZOMO, milicji, SB i prokuratury, aby prawdę jak najbardziej zagmatwać, zataić i nikogo nie pociągnąć do odpowiedzialności.

W kałuży krwi
Przeanalizujmy ponownie tę tragedię, która wydarzyła się w ciągu zaledwie kilku minut na ul. Fredry w Poznaniu 11 maja 1982 r. Około godz. 21.00 Piotr, po rozstaniu z kolegą przy Okrąglaku, prawdopodobnie biegnie ul. Fredry na przystanek tramwajowy. Przed restauracją W-Z czteroosobowy oddział ZOMO, wezwany kilka minut wcześniej przez kierownika restauracji, legitymuje uczestników bójki. O godz. 21.05 dyspozytor pełniący ostry dyżur w szpitalu na ul. Lutyckiej otrzymuje pilne wezwanie karetki do nagłego wypadku na ul. Fredry. Karetka reanimacyjna nadjeżdża po pięciu minutach i zatrzymuje się przy kościele. Jest godz. 21.10. Piotr leży nieprzytomny pod drzewem, przy schodach prawego, bocznego wejścia do kościoła. Ma roztrzaskaną głowę, głęboko poranioną twarz. Na sobie ma poszarpaną, zakrwawioną kurtkę. Leży w kałuży krwi. Co się wydarzyło w ciągu tych 5–7 minut?
Ekipa pogotowia podejmuje natychmiast akcję reanimacyjną. Piotr nie odzyskuje przytomności. Zostaje umieszczony w karetce. Pogotowie jednak nie rusza. Dowódca patrolu ZOMO rozmawia przez telefon, prawdopodobnie ze swoim przełożonym. Rozmowa trwa około 35 minut. Dlaczego tak długo? Z kim i o czym rozmawia? Przecież Piotr potrzebuje natychmiastowej pomocy. Prawdopodobnie tematem rozmowy jest podjęcie decyzji przez wyższych rangą dowódców, gdzie ma być przewieziony Piotr. Może czekają, aż młody, wysportowany 19-letni chłopak umrze w karetce i problem sam się rozwiąże?
Wreszcie karetka odjeżdża. O godz. 21.50 potwierdzone jest przyjęcie Piotra na oddział intensywnej terapii w szpitalu na ul. Lutyckiej. Kilka minut po północy lekarze przeprowadzają zabieg trepanacji czaszki. Przy jego łóżku czekają na odzyskanie przytomności lekarze, ale nie opuszczają go również funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Dlaczego oni tam są? Przecież to młody chłopak, uczeń Technikum Ogrodniczego, żaden przestępca czy ważny polityk. Jedyny logiczny wniosek – boją się, że Piotr odzyska przytomność i wskaże oprawców?

Jeden procent szans
Od momentu pobicia Piotra, on sam i rodzina Majchrzaków są pod stałą inwigilacją służb porządkowych. Upływał właśnie piąty miesiąc stanu wojennego, patrole milicji, ZOMO i funkcjonariuszy SB były codziennością na ulicach. Jednak zainteresowanie Piotrem i jego rodziną jest zastanawiające.
Już 11 maja, gdy cała rodzina czeka całą noc na jego powrót, Teresa zauważa milicjantów spacerujących w tę i z powrotem, po drugiej stronie ulicy. Od 6.00 rano, gdy kończy się godzina policyjna, szuka Piotra wszędzie. Dzwoni z budek telefonicznych po komisariatach, szpitalach, biega do rodziny i znajomych. Dopiero po południu odbiera telegram, że Piotr leży na intensywnej terapii w szpitalu na Lutyckiej. Jedzie tam taksówką z koleżanką. Szpital jest zmilitaryzowany. Rozmawia z lekarzem, którego nie odstępują na krok funkcjonariusze SB. Lekarz przekazuje tragiczną diagnozę: „syn ma jeden procent szansy na przeżycie, chyba że zdarzy się cud”. Nie pozwalają jej zobaczyć Piotra, ale Teresa odpycha zdezorientowanych mężczyzn i wbiega na salę. Piotr leży z całkowicie zabandażowaną głową, nie oddycha samodzielnie, jest podłączony do aparatury, a całe ciało ma obłożone lodem. Teresa dotyka go i zadaje lekarzowi dramatyczne pytanie: „Dlaczego on jest taki gorący?”. Lekarz odpowiada: „Mózg mu się zagotował”. Kilka godzin później do Teresy dołącza ojciec Piotra. Wspomina później, że długie lata nie mógł zapomnieć widoku syna na szpitalnym łóżku. Wieść o pobiciu Piotra dociera do przyjaciół – trwają na modlitwie u dominikanów.

Groźba esbeka
Teresa uzyskuje dyskretną wiadomość o miejscu tragicznego zdarzenia. Jedzie tam z mężem i szwagrem. Przy oględzinach miejsca zauważają, że nie ma żadnych śladów krwi, wymienione zostały płytki chodnikowe, a schody kościoła zostały dokładnie umyte. Są obserwowani przez chodzące po drugiej stronie ulicy patrole milicji i wolno przejeżdżające wozy milicyjne. Od kierownika restauracji W-Z uzyskują przerażające świadectwo. Mówi, że na własne oczy widział przez okno biura, jak „strasznie bili tego chłopaka”. Teresa słabnie. W ciągu rozmowy kilka razy wchodzi kelner, a w końcu wywołuje kierownika do telefonu. Po powrocie kierownik oznajmia, że już nic nie powie i prosi ich o opuszczenie biura. Przed restauracją stoi samochód milicyjny, a przy szoferce kelner, który ich cały czas obserwowuje.
Wieczorem do mieszkania Majchrzaków przychodzi kapitan SB. „Ma pani jeszcze dwóch synów i męża i chyba nie chce, aby przytrafiło im się coś złego” – grozi. Zaręcza: „My sami chcemy dojść do prawdy”.
To dochodzenie, a raczej fałszowanie prawdy przez służby stanu wojennego, rozpoczęło się już na miejscu pobicia Piotra. Uznano wtedy za sprawcę „pijanego mężczyznę z parasolem”. Jednak nie zatrzymano podejrzanego, ale odwieziono go do izby wytrzeźwień wraz z domniemanym narzędziem zbrodni. Dopiero na drugi dzień poddano parasol badaniu i nie stwierdzono na nim śladów krwi. Ten wątek powracał jeszcze wielokrotnie podczas procesów, ale za tą wersją tragicznego zdarzenia opowiadali się tylko funkcjonariusze służb siłowych, prokuratura i resortowy dziennikarz.

Manifestacja na pogrzebie
Piotr zmarł 18 maja 1982 r., nie odzyskawszy świadomości. Sekcja zwłok wykazała obrażenia zewnętrzne: trzy drobne rany na twarzy, z których jedna penetrowała poniżej gałki ocznej do mózgu, na głębokość 6 cm. Obrażenia wewnętrzne: złamanie blaszki stropu lewego oczodołu, stłuczenie i rozmiękania jąder podstawy mózgu i rdzenia. Biegły stwierdził, że przyczyną śmierci było uderzenie narzędziem twardym i tępym, względnie upadek na twarde podłoże – a więc parasol jest wykluczony. Nie wykluczał natomiast uderzenia pałką szturmową, w jaką wyposażeni byli wtedy funkcjonariusze ZOMO i milicji. Rana kłuta do mózgu, ocenił, powstała przez użycie wąskiego, ostrego narzędzia – a więc nie przez parasol.
Nazajutrz po śmieci syna, wczesnym rankiem, Teresa została wezwana na wielogodzinne przesłuchanie do prokuratury. Raz tylko podano jej szklankę wody. Dopiero po wyjściu mogła pomyśleć o pogrzebie. Przeżywała dylemat, w czym pochować syna. Miała buty, które kupiła mu wcześniej i chowała na okazję imienin, i nową podkoszulkę. Sklepy były puste, takie to były czasy. Ostatecznie ojciec chrzestny Piotra oddał mu swój garnitur ślubny.
Pogrzeb Piotra był wielką manifestacją sprzeciwu wobec brutalności władz. Mimo zakazu w szkole uczestniczyło w nim bardzo dużo młodzieży. Zapowiedziano rodzinie, że trumna nie zostanie otwarta. Stało się jednak inaczej. Brat Teresy – silny, potężny mężczyzna – wbrew zakazowi i protestom obecnych w kaplicy funkcjonariuszy, otworzył wieko trumny i umożliwił rodzinie ostatnie pożegnanie. Uczestnicy pogrzebu zostali sfotografowani i rozpoznani. Wobec ludzi, którzy zajmowali jakieś stanowiska, wyciągano konsekwencje służbowe, a członków partii wzywano na rozmowy do Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

Pamięć trwa
Piotr Majchrzak jest najmłodszą z 91 oficjalnie potwierdzonych ofiar stanu wojennego w Polsce, jedną z pięciu ofiar oficjalnie uznanych w Poznaniu. Pamięć o nim żyje nie tylko wśród poznaniaków. Mimo że od jego śmierci upłynęło 40 lat, wciąż podejmowane są różnorodne inicjatywy utrwalenia jego pamięci.
Pierwszą inicjatywą było zawieszenie pamiątkowej tablicy, która była systematycznie niszczona, a kwiaty pod nią składane natychmiast usuwane. W 1989 r., z inicjatywy Solidarności Walczącej, przy szczególnym zaangażowaniu Macieja Frankiewicza, w miejscu tragicznego pobicia ustawiony zostaje głaz z wymownym napisem: „Gdy ludzie zamilkną, kamienie wołać będą”. Staje się ono miejscem symbolicznym. To tutaj gromadzą się poznaniacy, aby domagać się sprawiedliwości i kultywować pamięć o Piotrze i innych ofiarach stanu wojennego w Polsce.
W 2002 r. dziennikarki Radia Merkury (dziś Radio Poznań) odnajdują naocznego świadka, który widział, jak zomowcy bili Piotra. Nagrywają z nim wywiad. Gdy siedem lat później dochodzi do kolejnej rozprawy sądowej, świadek już nie żyje, a nagranie sędziowie uznają za niewiarygodne. Również w 2002 r. reportażysta Zbigniew Branach, staraniem Zarządu Regionu Wielkopolska NSZZ Solidarność, wydaje książkę Czerwony Parasol. Zawarte są w niej wspomnienia rodziny, kolegów i znajomych, dających świadectwo o Piotrze – radosnym, szczerym, przyjacielskim, uczynnym, religijnym chłopaku, interesującym się historią, muzyką, grającym na pianinie, uprawiającym karate, patriocie noszącym w stanie wojennym na kurtce opornik jako symbol sprzeciwu wobec przemocy stanu wojennego.
W 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznacza pośmiertnie Piotra Majchrzaka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
W 2013 r. powstaje film dokumentalny Pod opieką operacyjną, zawierający autentyczne nagrania akcji służb porządkowych stanu wojennego i rekonstrukcję wydarzeń dotyczących Piotra.
W 2014 r. odbyła się szczególna uroczystość. Imię Piotra Majchrzaka nadano zaułkowi w pobliżu Cmentarza Zasłużonych Wielkopolan i Pomnika Armii Poznań. Zaułek łączy ul. Tadeusza Kościuszki i ul. Księcia Józefa. Uroczystość odbyła się w 33. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. „Jesteśmy bardzo zaszczyceni i wzruszeni tym, że po latach od tragicznej śmierci Piotra pamięć o nim nie tylko przetrwała wśród poznaniaków, ale zmaterializowała się w tym pięknym miejscu” – dziękowała Teresa.
W tym roku 18 maja, w 40. rocznicę śmierci Piotra w Muzeum Poznańskiego Czerwca ’56, otwarto wystawę „Czekając na prawdę. Piotr Majchrzak 1963–1982”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki