Logo Przewdonik Katolicki

Polacy i Litwini. Sto lat sporu w rodzinie

Paweł Stachowiak
Żeligowski na czele swoich żołnierzy w Wilnie, 1920 r. fot. Archiwum Narodowe, Wkipedia

W naszym kraju mało kto pamiętał o „buncie” Żeligowskiego. Świadomość całego pokolenia Litwinów została ukształtowana w przekonaniu o krzywdzie, jaką była „polska okupacja” Wilna. To ciąży na naszych relacjach aż po dziś.

Polacy i Litwini – jak to w rodzinie: kochamy się, ale gdy się poróżnimy, to już na noże. Które dwa narody łączy tak wiele? Tradycja unii od czasów Jagiełły i Witolda, długie wieki współistnienia w jednej Rzeczypospolitej. „Litwo, ojczyzno moja” – pisał Mickiewicz, Litwin, ale przecież Polak, bo w jego czasach te pojęcia się nie wykluczały. Gente Lithuanus, natione Polonus – mówił o sobie szlachcic ze Żmudzi, znad Laudy, spod Kowna – „Jestem rodem Litwin, ale narodem Polak”. Polskość była czymś, co łączyło różne tradycje, rodowe, etnograficzne, odmienne specyfiki lokalne, połączone jednak przynależnością do jednej, wspólnej Rzeczypospolitej. Polska była pojęciem szerszym, niż je dziś rozumiemy – była wyborem kulturowym, nie etnicznym.

Historia rozejścia
Długo nikt nie myślał o tym, że w przyszłości Litwa i Polska będą osobno budować swą tożsamość, że zechcą tworzyć własne, odrębne państwa i że będą one oparte na wzajemnym antagonizmie, wręcz wrogości. XIX wiek zmienił wszystko. Dawne rozumienie narodu, ponadetnicznego, kulturowego, zostało zastąpione postrzeganiem go jako wspólnoty pochodzenia, krwi, jak wtedy mówiono. Przynależność narodowa przestała być kwestią wyboru, zaczęła być tym, co determinuje los jednostki. Jestem Polakiem, bo się nim urodziłem – mój wybór, wola, nie ma tu żadnego znaczenia. Krew, pochodzenie, geny – jak byśmy dziś powiedzieli – decydują o mojej tożsamości.
Ta zmiana, przejście od idei narodu państwowego, obywatelskiego do narodu etnicznego, zaciążyła nad dziejami relacji polsko-litewskich, zniszczyła tradycję unii, poróżniła bratnie narody, spowodowała, że na te same fakty zaczęliśmy spoglądać z różnej zupełnie perspektywy. Narody rodzą się i umierają, niekiedy wystarczy aktywność kilku osób, aby obudzić zainteresowanie rodzimym językiem, obyczajem, kulturą. Za ich sprawą budzi się poczucie odrębności, samoistności, pragnienie własnego, narodowego państwa. Takie było przeznaczenie Litwinów.
Jeszcze w 1863 r., gdy wybuchało powstanie styczniowe, manifest powstańczego Rządu Narodowego był kierowany do „narodu Polski, Litwy i Rusi”, narodu w liczbie pojedynczej! Jednak już wkrótce zwyciężyła idea nacjonalistyczna, odnosząca naród do pochodzenia etnicznego. Nieliczna początkowo grupa „budzicieli narodu”, kultywujących dawne, niemal zapomniane tradycje, wzbudziła poczucie odrębności, samoistności Litwinów. Narody dawnej Rzeczypospolitej porzuciły tradycję dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego i zaczęły domagać się własnych państw narodowych – Polski dla Polaków, Litwy dla Litwinów, Ukrainy dla Ukraińców – rezygnując z tradycji wielonarodowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Niepodległa Litwa
I wojna światowa zdawała się dawać szanse narodom Europy Środkowo-Wschodniej, aby wreszcie utworzyły swoje narodowe państwa. Nawet jeśli nie całkowicie suwerenne, ale podporządkowane Niemcom, to jednak dające szansę na budowę instytucji, na kultywowanie tradycji, języka, kultury, religii. Litwini skorzystali z tej szansy. Już we wrześniu 1917 r. w Wilnie wybrano Radę Litewską, tzw. Tarybę. 16 lutego 1918 r. Taryba ogłosiła niepodległość i powstanie niepodległego Królestwa Litwy, w rzeczywistości częściowo uzależnionego od Niemiec. Tymczasowa stolica państwa litewskiego została ustanowiona w Kownie i stąd wzięło się określenie „Litwa kowieńska”. Jednak Litwini uznawali za swą stolicę Wilno i nie potrafili się pogodzić z polskimi dążeniami do panowania nad tym miastem.
Józef Piłsudski, Naczelnik Państwa od listopada 1918 r., pragnął zbudować państwo nawiązujące do dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wiążące węzłem federacji Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Litwinów; państwo, w ramach którego różne nacje będą mogły realizować swe aspiracje. Taka Rzeczpospolita – rozległa, różnorodna, wielokulturowa – zdawała się dawać szansę na skuteczne przeciwstawienie się wrogim aspiracjom sąsiadów, Niemiec i Rosji, jedynie w takiej formie wydawała się mieć szansę na przetrwanie.
Dla Litwinów wielkim problemem tamtego czasu było pytanie: kto jest zagrożeniem dla świeżej, niedawno narodzonej tożsamości narodowej, od kogo trzeba się odciąć, jeśli pragną budować całkowicie niepodległe, narodowe państwo? Elity Litwy kowieńskiej odpowiedziały na to pytanie jasno: zagrożeniem dla litewskiej tożsamości, odrębności, samoistności jest Polska. Z ich perspektywy trwająca wieki symbioza polsko-litewska doprowadziła do zaniku litewskiego języka, kultury, obyczaju, sprowadziła litewskość do swoistego „zabarwienia” polskości. Jeśli chce się budować litewską tożsamość, odrębną od polskości, to trzeba zbudować nieprzepuszczalną tamę, uwypuklającą nie jedność, ale sprzeczności dzielące Polaków i Litwinów – tak myślały elity budujące podczas I wojny światowej struktury narodowego państwa litewskiego. Ich plany i zamiary wyraźnie odbiegały od polskich koncepcji federacyjnych, nawiązujących do dawnej, przedrozbiorowej wspólnoty.

Plan Piłsudskiego
Wiosną 1919 r. armia polska wkroczyła do Wilna. Ludność miejscowa przyjęła polskie oddziały jako swoich, jako armię wyzwoleńczą niosącą wolność po dekadach zniewolenia. Jednak Józef Piłsudski pragnął, aby miasto stało się elementem przetargu, zasugerował elitom Litwy kowieńskiej, że może ono znaleźć się w granicach Litwy, ale jedynie pod warunkiem, że cała Litwa stanie się częścią federacji z Polską. Nie spotkał się ze zrozumieniem. Litwini chcieli własnego państwa narodowego, całkowicie suwerennego, ze stolicą w Wilnie. Koncepcja federacyjna zdawała się mrzonką.
W 1920 r. wydarzenia na wschodzie nabrały dramatycznego charakteru. Najpierw polsko-ukraińska ofensywa doprowadziła do zdobycia Kijowa, jednak później losy wojny odwróciły się. Kontrofensywa bolszewicka zawiodła Armię Czerwoną na przedpola Warszawy i zagroziła istnieniu polskiej państwowości. Bitwa Warszawska i bitwa niemeńska zapobiegły temu, co najgorsze. Armia polska odzyskała inicjatywę i ponownie stanęła na przedpolach Wilna. Miasto, zajęte przez bolszewików, zostało przez nich oddane Litwinom, którzy proklamowali je stolicą swojego państwa. Józef Piłsudski stanął wobec trudnego wyzwania: co zrobić, gdy Litwini odrzucają ideę federacji, ale mieszkańcy Wilna i Wileńszczyzny pragną być częścią państwa polskiego? On sam wciąż nie był w stanie rozstać się ze swą ideą federacji, postrzegał ją jako warunek bezpieczeństwa narodów żyjących w przestrzeni między Rosją i Niemcami. Uznał, że Wilno ponownie może stać się elementem przetargu, nadal nie chciał przesądzać przyszłości miasta. Nie docenił jednak siły litewskiego i polskiego nacjonalizmu.

Sfingowany bunt
Ostatni akt polsko-litewskiego dramatu nastąpił jesienią 1920 r. w końcowej fazie wojny polsko-bolszewickiej. Wilno było pod kontrolą Litwinów, a polskie oddziały, postępując szlakiem uciekających bolszewików, stanęły na przedpolach miasta. Zajęcie go było w perspektywie militarnej proste, ale wielce skomplikowane w wymiarze politycznym. Atak na cieszące się sympatią na arenie międzynarodowej państwo litewskie mógł Polskę drogo kosztować, obniżyć i tak niewysoko stojące akcje polskie, wzmocnić przekonanie o agresywnych skłonnościach polskiego państwa. Piłsudski zdecydował się zatem na krok bezprecedensowy: sfingował bunt części oddziałów polskiej armii, bunt wymierzony przeciwko niemu samemu. Wezwał gen. Lucjana Żeligowskiego i wydał mu formalny rozkaz buntu przeciw zwierzchnikowi, naczelnemu wodzowi, a zatem przeciw sobie samemu. Żeligowski na czele „zbuntowanych” oddziałów miał wkroczyć do Wilna i przejąć miasto z rąk litewskich. Tak się stało.
„Bunt” Żeligowskiego dla Litwinów był i jest aktem agresji oraz wiarołomstwa. Przypominają o polsko-litewskiej umowie wojskowej podpisanej 7 października 1920 r. w Suwałkach, która dotyczyła porozumienia w sprawie zawieszenia broni i ustalenia linii demarkacyjnej na Suwalszczyźnie. Litwini uważali, że przesądza ona na ich korzyść kwestię przynależności Wilna, Polacy podkreślali, że dotyczyła tylko Suwalszczyzny, a nie całego frontu polsko-litewskiego. Akcja Żeligowskiego, wedle litewskiej interpretacji, była początkiem polskiej okupacji Wileńszczyzny.
Litwa kowieńska nie zamierzała uregulować stosunków z Polską, uznawała, że znajduje się z nią w faktycznym stanie wojny. Granica polsko-litewska nie została oficjalnie wytyczona, nie było na niej przejść granicznych. Jeśli ktoś chciał legalnie wjechać z Polski na Litwę, musiał najpierw udać się do Prus Wschodnich, a zatem na terytorium Niemiec, a dopiero później przekroczyć granice Litwy. Inaczej pozostawała mu droga przez „zieloną granicę”, niebezpieczny proceder, który z właściwym sobie talentem opisał Melchior Wańkowicz.

(Nie)zapomniana historia
Piłsudski po „buncie” Żeligowskiego wciąż nie umiał się rozstać ze swą ideą federacyjną. Nie włączył Wileńszczyzny do Polski, ale utworzył quasi-suwerenne państwo – Litwę Środkową. Miało wytyczone granice i wszelkie zewnętrzne znamiona niepodległości – sejm, rząd, flagę, godło, wydawało nawet, wielce dziś cenione, znaczki pocztowe. Oczywiście nikt nie miał wątpliwości, jaki jest rzeczywisty status tego „państwa”. Generał Lucjan Żeligowski, sprawujący na jego terytorium władzę zwierzchnią, podstępnie zapytany przez dziennikarza, jak to jest, że wszystko, co potrzebne do utrzymania Litwy Środkowej, przysyłane jest z Polski, odpowiedział prostolinijnie: „Taż przysyłają, co zrobisz”. Naczelnik Państwa wciąż liczył na możliwość utworzenia polsko-litewskiej federacji z Wilnem w granicach Litwy, jednak gdy okazało się to nierealne, zdecydował o włączeniu Litwy Środkowej do Polski. Ostatecznie dokonało się to 18 kwietnia 1922 r.
Cała sprawa „buntu” Żeligowskiego i jego następstw zaciążyła na relacjach polsko-litewskich na długo, właściwie aż po dziś. W okresie międzywojennym świadomość całego pokolenia Litwinów została ukształtowana w przekonaniu o krzywdzie, jaką była „polska okupacja” Wilna. Nauczyciele prowadzili litewską młodzież na granicę, skąd można było podobno dostrzec wieże kościołów miasta nad Wilią, i budzili naznaczone antypolskim resentymentem poczucie wrogości i obcości wobec tego, co Polacy uważali za wzór współistnienia „obojga narodów”. W naszym kraju mało kto pamiętał o „buncie” Żeligowskiego, w pamięci zbiorowej Litwinów był on żywo obecny.
Sprawa Wileńszczyzny powróciła w okresie odzyskiwania przez Litwę niepodległości na początku lat 90. XX wieku. Litwini jako warunek nawiązania stosunków dyplomatycznych z Polską żądali oficjalnego potępienia „buntu” Żeligowskiego. Postulat ten został jednak odrzucony przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego. Dzisiaj nikt rozsądny nie próbuje wskrzeszać sporu o przynależność Wilna, jednak w pamięci Polaków miasto wciąż budzi żywy sentyment, podczas gdy Litwini pielęgnują żal i używają pojęcia „polskiej okupacji” w okresie 1920–1939. Do niedawna w dawnym wileńskim więzieniu KGB, zachowanym jako muzeum, informowano, że w budynku represjonowano Litwinów za czasów NKWD, Gestapo i... polskiej okupacji. Trudno przezwyciężyć ciężar przeszłości. Tym trudniej nam, którzy byliśmy sobie tak bliscy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki