Logo Przewdonik Katolicki

Ile kosztuje zła opinia

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Polskie władze od kilku lat stawiają na inwestowanie w relacje nie tyle z Waszyngtonem, ile z prezydentem Trumpem i jego ekipą

Nad Wisłą nikt się zapewne nie spodziewał, że Polska będzie powracać w wypowiedziach Joe Bidena, głównego konkurenta prezydenta USA Donalda Trumpa. Bidena Polacy dobrze pamiętają, bo był wiceprezydentem za czasów Baracka Obamy. Ale czy on zapamiętał Polskę dobrze?
Jak dotąd z jego wypowiedzi wyłania się nie najlepszy obraz naszego kraju. Miesiąc temu Amerykanin napisał, odnosząc się do naszego kraju, że prawa osób LGBT to prawa człowieka i ani w Europie, ani gdzie indziej na świecie nie ma miejsca na strefy wolne od LGBT. Z kolei kilka dni temu krytykując politykę zagraniczną Trumpa, wytykał mu popieranie wszystkich „zbirów” na świecie. „Widzisz, co się dzieje, od Białorusi po Polskę, Węgry i wzrost totalitarnych reżimów” – mówił. Nie chcę wchodzić w egzegezę tego, co miał na myśli: czy stwierdził, że Polska to totalitarny reżim, czy nas do nich porównał, czy tylko mu się tak powiedziało. Dość stwierdzić, że faworytowi wyborów prezydenckich w USA Polska nie kojarzy się najlepiej.
Mamy tu dwa problemy. Pierwszym powinien być nasz polski rachunek sumienia, czy rzeczywiście rządzący zadbali o to, by wizerunek naszego kraju był dobry. Tu rządzący zachowują daleko idącą niekonsekwencję. Z jednej strony twierdzą, że będziemy robić, co uważamy za słuszne, bez względu na krytykę z zagranicy. Ale równocześnie, gdy się okazuje, że nasza zła opinia zaczyna przynosić nam realne szkody – o tym za chwilę – to oburzają się święcie, głośno sarkając, że „Biden obraził Polskę” (tytuł z jednego z prorządowych mediów), narzekając na liberalne media, które wykrzywiają wizerunek naszego kraju. I przekonują, że to z pewnością lewicowa obsesja sprawia, że rząd, który dał Polakom 500 plus, walczy o polskie interesy, a nie chodzi na pasku Berlina czy Brukseli, jest niesprawiedliwie krytykowany. Przyjrzyjmy się wiadomościom, które z Polski przebiły się do amerykańskich mediów. Mamy tam informacje o kolejnych etapach przejmowania przez partię rządzącą sądownictwa, mamy odnotowane wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o tym, że ideologia LGBT jest gorsza od bolszewizmu z kampanii wyborczej. Patrząc na te przekazy, trudno byłoby Polskę polubić. A przecież nie są to doniesienia całkiem zmyślone.
Tu dochodzimy do drugiego problemu. We wtorek 3 listopada Amerykanie wybiorą prezydenta. Donald Trump jest kochany przez masy, niecierpiany przez elity. Wiele dziś wskazuje na to, że może przegrać wybory, a następnym prezydentem zostanie Biden. Polskie władze od kilku lat stawiają na inwestowanie w relacje nie tyle z Waszyngtonem, ile z prezydentem Trumpem i jego ekipą. Jeśli do Białego Domu wprowadzi się Joe Biden, to nasza zła opinia może stać się dla nas poważnym obciążeniem. Nie, Biden pewnie nie wycofa amerykańskich wojsk z Polską, ale może relacje znacznie ochłodzić. A to właśnie dobrymi relacjami z USA rządząca prawica kompensowała sobie coraz gorsze relacje z Unią Europejską czy Niemcami. Zła opinia może się okazać naprawdę kosztowna.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki