Rozmowy potrzebujemy jak tlenu. Ale jej w Polsce nie ma. Tak, ja znowu o tym i wiem, że to może być nudne, ale ryzykuję mimo to, bo tu naprawdę o ważny problem chodzi. A poza tym znów usłyszałem – w krótkim czasie i od wielu mądrych ludzi – że nie ma innego wyjścia, by jakoś się w Kościele, w Polsce i w świecie poukładać, aniżeli poprzez rozmowę. W dodatku taką, która zakłada gotowość do przemyślenia argumentów, pochodzących także od osób czy środowisk, z góry – powiedzmy sobie to szczerze – traktowanych przez nas nieufnie.
No bo przecież każdy z nas ma w sobie pewne założenia (by nie powiedzieć: uprzedzenia), które z góry wykluczają, by poglądy wypowiadane w telewizji X, radiu Y czy tygodniku Z zasługiwały na jakąkolwiek uwagę, a tym bardziej – refleksję. To samo dotyczy różnych autorytetów, które są autorytetami poszczególnych polskich plemion, bo do takich je sprowadziliśmy, żadnemu nie udzielając prawa do bycia nim ponad naszymi podziałami.
I tak upraszczamy sobie obraz świata, przykrawając go do naszych, jedynie słusznych poglądów i wyobrażeń, nie starając się niuansować naszego rozumienia rzeczywistości – przecież nie w imię tego, by prawdę relatywizować, przeciwnie: by się do niej zbliżyć. Bo ta przecież jest „symfoniczna” – raczej skomplikowana niż prosta, wielobarwna raczej niż czarno-biała. Ale wolimy sycić się własnym obrazem prawdy, a raczej naszym jej wyobrażeniem. Nie pytamy, czy na pewno jest to obraz prawdziwy. Wiadomo, że tak, bo to mój obraz! I tak to trwa. Ale trwać nie może i niechaj to do nas dotrze, do nas, polskich katolików, którzy na co dzień, z byle powodu skaczemy sobie do oczu. Wiosną, za sprawą pandemii, przybyło nam parę nowych tematów, które od tego czasu rozgrzewają nasze zapiekłe spory: o formę przyjmowania Komunii św., o maseczki w kościołach, o „wiarę” w czasach COVID-19.
Musimy zacząć inaczej myśleć o spotkaniu z drugim człowiekiem, odkryć wartość wymiany zdań, docenić walory dialogu. Przecież mamy się od kogo uczyć: niezrównanym mistrzem spotkania i rozmowy z drugim człowiekiem był nie kto inny przecież niż Jan Paweł II, którego niby tak czcimy, i któremu tak bardzo podobno jesteśmy wdzięczni.
Uprzytomnijmy więc sobie, że papież Wojtyła, co przypomniano na niedawnej konferencji w Warszawie, zachęcał do prowadzenia dialogu: zarówno w Kościele, jak i dialogu Kościoła ze światem; dialogu prowadzonego mądrze, kompetentnie i ze zrozumieniem ludzi inaczej myślących. Pójdziemy tą drogą?
W tym samym duchu przebiegał niedawny Tydzień Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie. Na koniec przypomniano tam, że „Usłyszeć drugiego w dialogu to przyjąć dar jego obecności dla siebie, to także nieustannie budować i potwierdzać swoją tożsamość ucznia Chrystusa”. Zgadzamy się?
I wreszcie, dialog to jedno ze słów kluczy encykliki Fratelli tutti. Franciszek przekonuje, że „własna tożsamość kulturowa pogłębia się i ubogaca w dialogu z tymi, którzy się różnią, a autentycznym sposobem jej zachowania nie jest zubażająca izolacja”. Porozmawiamy?