Logo Przewdonik Katolicki

Samotni bez rozmowy

Monika Białkowska
fot. Malte Mueller/Getty Images

O konieczności i sposobach na odbudowanie dialogu w społeczeństwie, rozmowa z Elizą Grzelak.

Wielu mówi dziś o zerwaniu dialogu społecznego. Coraz trudniej jest nam rozmawiać nawet w rodzinach. To jest chyba moment, kiedy przypomnieć trzeba elementarz. Czym tak naprawdę jest dialog?
– Dialog to budowanie relacji interpersonalnych. Jest przeciwieństwem jednostronnego monologu, który jest najczęściej opowieścią o sobie. W monologu nie koncentrujemy się na odbiorcy. Z góry zakładamy, że nas słyszy i rozumie. Specyficznym monologiem była nowomowa, przekaz „z góry na dół”, od rządzących do ludzi, których zadaniem było słuchać, nie odpowiadać. Dialog aktywizuje wszystkich uczestników komunikacji. W nim rezygnujemy z „ja” na rzecz „my”, „on”. Niestety powoli zapominamy o dialogu. Nie słuchamy innych. Najczęściej monologujemy, komunikujemy, co my myślimy, co my czujemy, co jest dla nas ważne, nie mamy czasu, by usłyszeć kogoś innego, nawet gdy próbuje on nam coś przekazać.

Z tego wynika, że zupełnie zachwialiśmy proporcjami. Wciąż nam się wydaje, że wchodzimy w dialog po to, żeby się wygadać, żeby o sobie opowiedzieć. Tymczasem dialog jest po to przede wszystkim, żeby najpierw zrozumieć innego?
– Dialog jest demokratyczną wymianą myśli. Służy poznaniu innych, ich perspektywy oglądu. Koncentracja na sobie, egocentryzm to konsekwencje determinizmu technologicznego. Mamy wielu wirtualnych znajomych, jednak relacje z nimi są często płytkie i ograniczone, to nie są długie nocne rozmowy Polaków, lecz migawkowe wymiany informacji. Często w tych kontaktach słowa zastępowane są ikonografią, która nie służy dialogowi, trudno w tej formie zawrzeć zniuansowane treści, język nadal jest podstawowym narzędziem komunikacji. Technologia sprawia, że nie angażujemy się w kontakt z innym człowiekiem w takim stopniu, jak w realnej rozmowie, a przecież dialog jest tym efektywniejszy im więcej włożymy wysiłku w jego prowadzenie.

Dialog jest po to, żeby się wzajemnie poznać – czy żeby przekonać kogoś do swoich racji?
– Służy głównie poznaniu, jednak nie jest pozbawiony funkcji perswazyjnej. Często dialogując, próbujemy przekonać interlokutorów do własnego zdania. W ramach dialogu dochodzi do konfrontacji; dyskusja, negocjacje, kłótnia to także formy dialogu. Każda z tych konfliktowych sytuacji, jeśli rozwija się na fundamencie dialogu, przynosi pozytywne efekty. Dyskusja polega na wymianie myśli, popartych prawidłową argumentacją. To wymiana poglądów, która służy obu stronom, pozwala poszerzyć horyzonty, generuje pytania, wątpliwości, uczy otwartości. Negocjacje są poszukiwaniem kompromisu między moimi a cudzymi oczekiwaniami. Wielu uważa, że bez manipulacji nie można ich prowadzić, jednak dobre negocjacje prowadzą do tego, że obie strony coś zyskują i z czegoś rezygnują, by osiągnąć satysfakcję. Negocjacje to najlepsza forma komunikacji prywatnej, codziennej. Kłótnia może także być dobra albo zła. Jest czasem potrzebna, bo są przecież istotne wartości, o które warto walczyć. Dobra kłótnia pozwala rozładować emocje, wymaga od nas jednak rozumnej interakcji, nie możemy w jej trakcie zerwać całkowicie relacji i stracić zaufania. Po jej zakończeniu musimy także zadbać o wzmocnienie osłabionych relacji. Emocje w dialogu nie zastępują racjonalnej kontroli przekazu. Jeśli widzę, że kogoś moje słowa bolą, staram się użyć innych, bardziej neutralnych. Jeśli ktoś nie rozumie słów, których używam, szukam takich, które zrozumie. Sięgam częściej po fakty i opinie autorytetów. Dyskusje oparte na emocjach czy fake newsach nigdy nie będą efektywne.

Emocje nie pomagają w dialogu. Co zatem pomaga?
– Po pierwsze – zaangażowanie. Swoich studentów uczę, że im bardziej się angażujemy, tym większym zaangażowaniem odpowiada druga strona. Od niedawna dodaję, że jest to już tylko idea, nie obowiązująca tendencja. Po drugie, niezbędny jest pewien zakres zaufania. Musimy założyć z góry, że ktoś mówi prawdę, inaczej wpadniemy w spiralę nieustannego weryfikowania treści i o efektywnej komunikacji możemy zapomnieć. Współcześnie jesteśmy tak podzieleni, że zaufanie niemal nie istnieje. Każda wypowiedź, inna od oczekiwanej, jest przez nas weryfikowana w taki sposób, żebyśmy mogli uznać ją za kłamstwo, akceptujemy tylko przekaz zgodny z naszymi przekonaniami. W świecie postprawdy, gdy coraz trudniej odróżnić prawdę od kłamstwa, a politycy i wielu dziennikarzy bezwstydnie kłamie, zaufanie umiera. Wielu uważa, że wraz z nauką mowy uczy się dialogu. To nieprawda. Efektywnego prowadzenia dialogu musimy się stale uczyć. To nie jest umiejętność oczywista i wrodzona, ale kompetencja podobna do liczenia czy pisania. W pierwszych klasach szkoły podstawowej dzieci powinny uczyć się odróżniać fakty od opinii i komentarzy, prawdę od fałszu, jak prowadzi się negocjacje, i czemu służy kłótnia.

Czy my, w społeczeństwie, jakie mamy, możemy jakoś nauczyć się z powrotem ze sobą rozmawiać? Co powinno być tym pierwszym krokiem?
– Myślę, że dobrym ćwiczeniem jest rozmowa z ludźmi, którzy myślą inaczej niż my. Istotne jest podejmowanie trudnych tematów, a nie ich unikanie. Zamykanie się w bańkach informacyjnych pogłębia napięcia i podziały, zabija dialog. Jest wygodne, nie wymaga od nas wysiłku podejmowania rozmowy, bo wszyscy myślimy podobnie.

Przecież przed każdymi świętami z różnych stron słyszymy dobre rady o tym, jak się nie pokłócić przy rodzinnym stole: jeśli mamy się nie pozabijać i nie obrazić na resztę życia, najlepiej unikać dzielących nas kwestii.
– Tak jest wygodniej i bezpieczniej, jednak w ten sposób budujemy relacje oparte na fałszu. Brak dialogu nie owocuje świętym spokojem, ale rodzi agresję. Przestajemy rozmawiać i stajemy się sobie obcy. Kiedyś przeczytałam zwierzenia młodej dziewczyny, która pisała, że kiedy spotyka się z kolegą myśliwym, nie rozmawia o zwierzętach. Kiedy spotyka się z osobą religijną, nie rozmawia o Kościele. Kiedy spotyka się z kimś o prawicowych poglądach, nie rozmawia o LGBT. Coraz częściej ma wrażenie, że już w ogóle nie komunikuje się, nie ma ludzi, z którymi mogłaby porozmawiać.

Łatwo sobie wyobrazić, że w tym właśnie momencie pojawia się samotność.
– Tak, brak kompetencji w zakresie dialogu skutkuje samotnością. Warto podtrzymywać kontakty z osobami o odmiennych poglądach, nie wszystko nas różni. Tematy trudne nie znikną, jeśli nie będziemy ich poruszać. Warto przekonywać racjonalnie i etycznie do swoich poglądów, przyjąć, że nie jest się wszechwiedzącym. Pytania, a nie stwierdzenia, zmuszają do zastanowienia się, dlatego zamiast narzucać innym swoje prawdy, pozostawmy im pewien zakres wolności wyboru. Pamiętajmy jednak, że wolność jednych nie może ograniczać wolności innych.

Wydaje się, że to są bardzo proste zasady, których w praktyce jednak trudno nam przestrzegać.
– Tych zasad jest znacznie więcej. Choćby reguły konwersacyjne Grice’a. Reguła ilości przypomina, by mówić tylko tyle, ile potrzeba. Łamią ją politycy, którzy powtarzają te same informacje wielokrotnie, nie dopuszczając do głosu interlokutorów. To nie dialog, a monolog. Zasada jakości wymaga, by nasz przekaz był prawdziwy, a nie oparty na plotce, domysłach. Ten wymóg jest obecnie najczęściej pomijany. Trzecia reguła zwraca uwagę, by przekazywać to, co istotne. Tymczasem coraz częściej nie odpowiadamy na pytania, mówimy to, co chcemy powiedzieć, w ten sposób osiągamy własne cele, i budujemy własny wizerunek, zgodny z naszymi oczekiwaniami.

To jest chyba dobrze widoczne zwłaszcza w przestrzeni publicznej. Zdecydowana większość komunikatów w mediach społecznościowych, komentarzy pisanych przez internautów nie ma na celu zrozumienia drugiej strony, ale pokazanie, jaki jestem fajny, mądry, jakim jestem błyskotliwym erudytą.
– Autokreacja zdominowała współczesną komunikację, najważniejsze żebyśmy byli lubiani i lajkowani. Zmieniła się także forma wypowiedzi publicznych, merytoryczna argumentacja, rzeczowość, zastępowane są nieudanymi metaforami, porównaniami, pustym tekstem. Taki przekaz jest nieefektywny, trudno w tej sytuacji mówić o dialogu. Ostatnia reguła Grice’a jest dla mnie, filologa, najistotniejsza, gdyż obrazuje szacunek, jakim powinniśmy obdarzać uczestników konwersacji. Należy tak dobierać kod przekazu i formułować treść, żeby został on zrozumiany przez odbiorcę. Nie mówię po to, żeby mówić, kieruję swoje słowa do kogoś i ten ktoś w tym momencie jest istotniejszy niż ja. To trudne zadanie, za każdym razem trzeba definiować granice otwartości na innego, nie chcemy przecież całkowicie zrezygnować z własnych przekonań.

Są w dialogu jakieś pułapki? Takie momenty, kiedy nam się wydaje, że coś jest oczywiste, a łatwo jest się o nie potknąć?
– Najważniejsze w dialogu jest słuchanie. Nie jestem zwolenniczką słuchania empatycznego, które wymaga w znacznym stopniu rezygnacji z własnego ja. Uważam, że słuchać należy dialogowo, czyli krytycznie. Kiedy ktoś do mnie mówi, angażuję się w aktywne słuchanie, ustalam na bieżąco, z czym się zgadzam, nad czym warto podyskutować. Koncentruję się na przekazie nadawcy, chcę go zrozumieć, dlatego proszę o wyjaśnienia, uszczegółowienie wypowiedzi. Innym problemem współczesnego dialogu, szczególnie prowadzonego na granicy kultur, jest odrzucany przez wielu relatywizm. Uważam, że bez relatywizmu nie ma dialogu. Relatywizm pozwala mi dostrzec i zaakceptować fakt, że każde spotkanie człowieka z człowiekiem to spotkanie obcego z obcym. Każdy z nas jest inny i ma do tego prawo. Jeśli zgodzę się, że inny nigdy nie będzie taki, jak ja – że ma swoje myśli, swoje uczucia, swoje sądy, których nie muszę za wszelką cenę zmieniać – wtedy łatwiej będzie mi z nim zbudować relacje. Słucham, widzę jego odmienność i ją przyjmuję. Wielu z nas postrzega relatywizm jako zgodę na zło, na rezygnację z własnych wartości. Dobrze rozumiany relatywizm to założenie, że mamy różne punkty widzenia, różne doświadczenia, różną pamięć społeczną, że wyjątkowo cenna jest możliwość poznania tych różnic poprzez dialog, który pomaga budować mosty, a nie stawiać mury.

Skoro dialog jest taki trudny, to czy warto się o niego bić? Skoro w bańkach informacyjnych można żyć spokojnie i nie szargać sobie nerwów w dyskusjach, które zwykle kończą się niczym?
– Człowiek jest istotą społeczną, czas izolacji sanitarnej pokazał, że relacje interpersonalne są dla nas najważniejsze. Są osoby, którym zależy na tym, żebyśmy byli w stanie ciągłego napięcia. Znajdują oni sens w ciągłym sporze, karmią się nim i wciągają w ten spór innych. Nie myślę tu o dialogu, wymianie poglądów, bo tego potrzebujemy, ale o odrzuceniu wszystkiego, czego nie rozumiemy, nie lubimy, co budzi w nas strach. Nie dostrzegają oni, że brak zrozumienia, akceptacji inności niszczy ich samych, rodzi frustrację, alienuje, pozbawia radości życia, że tracą w ten sposób rodziny, przyjaciół, znajomych.
Bez dialogu, wymiany myśli nie będziemy się uczyć i przekraczać kolejnych granic poznania, choćby kulturowych. Bez dialogu nie obniżymy napięcia, jakie rodzi się w sytuacji sporu – zarówno na płaszczyźnie indywidualnej, jak i społecznej. Nakręcana przez nas spirala w końcu pęknie, relacje zostaną ostatecznie zerwane. Pozostaną tylko frustracja i agresja. Dialog jest jedną z najpotrzebniejszych umiejętności. Uczy nas myśleć kreatywnie, być asertywnym, otwartym na świat. Uczy nas formułować sądy przez to, że zderza nas z sądami odmiennymi od naszych. Dialog nas zawsze rozwija – bez niego stoimy w miejscu, na dodatek samotni i wściekli.

Czy warto więc…
– Zdecydowanie warto.

ELIZA GRZELAK 
Profesor dr hab., kierownik Zakładu Badań nad Tożsamością Kulturową w Instytucie Kultury Europejskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki