Które z przykazań w Prawie jest najważniejsze?”. Myli się ten, kto sądzi, że to pytanie zadał jeden z najbliższych uczniów Jezusa. W błędzie jest również ten, kto uważa, że padło ono z ust osoby zafascynowanej nauką Mistrza z Nazaretu. To niepojęte, że o fundament chrześcijaństwa i o istotę relacji z Bogiem pyta uczony w Piśmie, którego zamysłem nie było poznanie prawdy, lecz wystawienie Nauczyciela na próbę. Stawiając to pytanie, miał on na myśli setki drobiazgowych regulacji, które porządkowały życie pobożnych Żydów. Musiał być mocno zaskoczony, że Jezus nie wyróżnił żadnego z nich, lecz wskazał na miłość.
Warto ten Jezusowy styl dialogowania naśladować w Kościele. Zauważmy, że On nie wchodzi w ideologiczne spory, nie używa języka i metod stosowanych przez Jego adwersarzy. Jego misją jest głoszenie Ewangelii i przekazywanie miłości Boga. Takie jest też posłannictwo Kościoła. Od tego, w jaki sposób wypełnia to posłannictwo miłości, zależy jego wiarygodność w świecie.
Jezus odpowiada faryzeuszowi, przywołując przykazanie miłości Boga i bliźniego. Jaka jest miłość, o której mówi? „Całym sercem, całą duszą, całym umysłem”. To miłość radykalna, całkowita, nieznosząca kompromisów. Z takiej miłości zostaliśmy stworzeni i do takiej miłości jesteśmy powołani. Boga nie interesuje połowiczność. Nie chce, byśmy ofiarowali Mu serca podzielone: trochę tu, trochę tam, trochę dla Niego, trochę dla siebie. On nas kocha bez reszty i tylko tak możemy na Jego miłość odpowiedzieć: kochając Go całym sercem, dzień po dniu dojrzewając do całkowitego oddania się Jemu.
Słowa Jezusa były właściwie zgodne z tym, co odczuwał każdy Żyd, powtarzający codziennie modlitwę: „Słuchaj Izraelu, Pan Jest twoim Bogiem…” i słuchający starotestamentalnych nakazów: „Nie będziesz gnębił…, nie będziesz krzywdził…”. Zbawiciel jednak, mówiąc o miłości bliźniego, idzie o wiele dalej.
Po pierwsze – bliźnim dla Niego nie jest tylko ktoś bliski, członek rodziny czy sąsiad, wyznawca tej samej religii. Z kart Ewangelii wiemy, że prawo miłości dotyczy również obcych, a nawet nieprzyjaciół. Jezusowe przykazanie miłości wyjątków nie przewiduje.
Po drugie – Jezus, który zna ludzką naturę, wie, jak łatwo tu o wypaczenie miłości, niewłaściwe rozumienie jej sensu. Dlatego mówi: „Będziesz miłował”, co oznacza w istocie: „Nie bądź obojętny”. Tu już nie chodzi o to, by nie krzywdzić, nie ranić. Nie wystarczy nie czynić zła, by być dobrym. Miłowanie oznacza zaangażowanie. Kochać drugiego i być obojętnym na jego los to sprzeczność.
Zło, które niestety dostrzegamy w Kościele i świecie, to często owoc bierności. Żaden człowiek, a zwłaszcza człowiek wiary, nie może z założonymi rękami przyglądać się wielorakim nieszczęściom, które dotykają innych. Nie może też ostentacyjnie odwracać oczu od wyciągniętych, wołających o pomoc rąk, głodnych spojrzeń, łez płynących po policzkach. Miłować to żyć w świadomości, że potrzebujemy siebie nawzajem. Tę zależność od siebie dobitnie uświadamia nam przeżywany czas pandemii. Ktoś, kto nie stosuje się do zaleceń służb sanitarnych, może przyczynić się do cierpień, choroby, a nawet śmierci innego człowieka. Ktoś inny, kto nie zwraca uwagi na potrzebujących, skazuje ich na samotność i poczucie bezsensu.
Nie żyjemy tylko dla siebie. Czas, który przyniósł nam to trudne doświadczenie, jest sprawdzianem naszej solidarności i braterstwa, wrażliwości i współczucia, czyli – sprawdzianem miłości bliźniego, a tym samym opowieścią o tym, jak my, chrześcijanie, kochamy Boga. To są rzeczywistości nierozłączne.