Rodzice uczyli mnie, by szanować książki, nie pisać po nich, nie rysować. Nie byłem jednak pilnym uczniem. Do dzisiaj mają kolekcjonerski egzemplarz Pana Tadeusza, który pamięta moje burzliwe dzieciństwo. Na kilku stronach można znaleźć moje kolorowe bazgroły sprzed wielu lat. Na pięknie ilustrowanych stronach są dla mnie do dzisiaj wyrzutem sumienia i wspomnieniem smutnego wzroku zmartwionej matki. Od tamtej pory nie mazałem już po książkach. Jednak do czasu. Gdy jako nowicjusz w zakonie jezuitów zobaczyłem Biblię jednego z kaznodziejów, oniemiałem. Nie było w niej strony bez podkreśleń i pokolorowanych kredkami słów. Na marginesach tłoczyły się drobne zapiski po polsku, grecku, hebrajsku. Właściwy tekst z trudem wybijał się na pierwszy plan. To było coś fascynującego.
Dzisiaj mój egzemplarz Pisma Świętego wygląda podobnie. Gdy go otwieram, przypominam sobie chwile, w których pokolorowane słowa nabierały dla mnie znaczenia. Te refleksje sprzed lat wciąż mnie rozpalają i prowadzą do kolejnych, coraz bardziej osobistych interpretacji. Wchodząc dziś w biblijne sceny, mam poczucie, że żyję w wiecznym teraz, otoczony słowami głębszymi od myśli. A najpiękniejsze jest to, że zostałem zaproszony do współtworzenia tej Księgi, do ożywiania jej nie tylko kolorem kredki, ale przede wszystkim własnym życiem.
Zachęcam każdego chrześcijanina, by swój egzemplarz Biblii spersonalizował, zintegrował z tym, czym żyje na co dzień. Gdy czujesz się samotny, weź konkordancję (spis słów Pisma Świętego; więcej – patrz ramka) i wyszukaj w niej wszystkie fragmenty Pisma Świętego, w których występuje słowo „samotny, samotność”, a potem otwórz swój egzemplarz Biblii i pokoloruj te zdania, które mówią ci coś ważnego na temat samotności. Nie spiesz się. Koloruj, medytując słowa. Nie doszukuj się symboli, nie filozofuj, nie dorabiaj ideologii. Oddychaj słowem. Niech ono w tobie osiądzie. Gdy jakieś zdanie poruszy cię do głębi, naucz się go na pamięć. To takie proste.
Rodzinna refleksja nad słowem Bożym
Do rozważania Pisma Świętego zaproszona jest cała rodzina i dobrze byłoby wybrać jedną osobę, której obowiązkiem będzie troska o regularność takiej modlitwy, o wyznaczenie czasu, przygotowanie miejsca i stworzenie przyjaznego klimatu. Ważne, by określić początek i koniec modlitwy. Pilnować punktualnego rozpoczęcia i punktualnego zakończenia, nie spóźniać się i nie przeciągać jej zakończenia. Wtedy nie będzie ona ciążyła nawet najmniej pobożnym członkom rodziny.
W Księdze Wyjścia czytamy, że Mojżesz dostał instrukcję od Boga, jak zrobić kadzidło, przy którym ma się z Nim spotykać (por. Wj 30, 34–38).
Wonności używane w starożytnym Izraelu miały przypominać wierzącym, by byli miłym zapachem dla Boga i dla ludzi, by pozostawiali po sobie woń świętości. Zadbajmy więc, by nasza refleksja nad słowem Bożym odbywała się pośród miłego zapachu wonnej świecy lub kadzidła. Nauczmy się przy tym wyciszać nasz umysł, a jeśli mieszkamy w hałaśliwym miejscu, włączmy relaksującą nas muzykę.
Dobrze jest także zatroszczyć się o to, by w naszym domu, a szczególnie w miejscu codziennej modlitwy, wisiały na ścianie biblijne sceny i cytaty z Ewangelii, a pomieszczenie było skromnie urządzone. Dla większości rodzin najlepszym miejscem do wspólnej modlitwy z Pismem Świętym będzie stół, przy którym je się zwykle posiłki. Zamieńmy ten stół w ołtarz słowa Bożego. Na czas modlitwy wysprzątajmy i wywietrzmy pomieszczenie, rozpalmy kadzidło lub zapalmy świecę.
Wspólne czytanie możemy rozpocząć na stojąco krótką modlitwą: „Boże Wszechmogący, stajemy przed Tobą jak niegdyś Samuel i prosimy: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha. Daj nam łaskę zrozumienia, byśmy pojęli Twoje słowo i nim żyli. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.
Następnie odczytajmy fragment ze Starego lub Nowego Testamentu. Może to być jedno z czytań przewidzianych na ten dzień w kalendarzu liturgicznym. Po krótkiej ciszy, każdy – choć bez przymusu – dzieli się tym, co go zainspirowało w odniesieniu do tekstu i własnego życia lub zadaje Bogu pytanie, dziękuje za coś lub o coś prosi. Nie moralizujmy, nie pouczajmy się nawzajem. Każdy niech mówi o sobie, o doświadczeniu, które go spotkało, o swoich uczuciach, troskach, radościach. Czasem ktoś musi się wygadać i może się zdarzyć, że zajmie cały czas przeznaczony na modlitwę. Potraktujmy to ze zrozumieniem, a swoje refleksje przedstawmy Bogu później, w osobistej modlitwie.
Wypowiadane na głos refleksje proponuję zakończyć modlitwą za tego członka rodziny, który najbardziej jej potrzebuje. Fizyczna bliskość, położenie swojej dłoni na ramieniu siostry lub mamy, brata lub taty, uczyni tę modlitwę bardziej rodzinną. A całe spotkanie zakończmy błogosławieństwem udzielonym przez najstarszego członka rodziny.
To nie tak, jak się wydaje
Indywidualne studium Biblii i rozważanie jej w rodzinie napotyka dziś na wiele trudności. Przede wszystkim, skąd ludzie mają wiedzieć, że dobrze ją odczytują? Nie studiowali teologii, nie znają biblijnych języków, nie mają czasu ani przygotowania do czytania profesjonalnych komentarzy biblijnych. To prawda, że Biblia jest trudna, ale chyba każdy zgodzi się ze mną, że jej najtrudniejsze fragmenty to te, które doskonale rozumiemy i które nie jest łatwo wprowadzić w życie.
Ponadto współczesnemu człowiekowi, goniącemu za gotowymi i prostymi rozwiązaniami, coraz trudniej jest czytać ze zrozumieniem, również proste teksty biblijne. Przyzwyczajono nas do spłyconych definicji i błędnych wręcz interpretacji: bliźnim jest każdy człowiek; nowym przykazaniem jest miłowanie Boga i bliźniego; wystarczy mieć małą wiarę, tak małą jak ziarnko gorczycy, aby góry przenosić. Ani jedno z tych twierdzeń nie ma uzasadnienia w tekście biblijnym. A tak mnie uczono na religii i takich kazań słuchałem.
Kto jest moim bliźnim? Nie jest nim każdy człowiek, lecz ten, który zatroszczył się o mnie, gdy potrzebowałem pomocy (por. Łk 10, 30–37) i nie tyle chodzi tu o zrozumienie, kto jest moim bliźnim, lecz o stanie się bliźnim dla drugiego człowieka. Na to i na inne pytania stawiane przez Biblię nie wystarczy odpowiedzieć słowami. Te pytania często niepokoją i przynaglają do dobrych uczynków. „Idź i czyń podobnie” – mówi Jezus, kończąc przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
Jesteśmy też w błędzie myśląc, że nowym przykazaniem jest kochanie Boga i bliźniego. Nieprawda. Nie jest ani nowym, ani najważniejszym. Znamy je już ze Starego Testamentu. Nowym przykazaniem jest trwanie w miłości Chrystusa, która uzdalnia nas do kochania Boga i bliźniego. Mówiąc innymi słowami „pozwól się Chrystusowi kochać”. To jest nowe i najważniejsze przykazanie. Tylko wszczepieni w miłość Chrystusa jesteśmy w stanie prawdziwie kochać, nawet wrogów (por. J 15, 1–12).
Kolejnym nieporozumieniem jest przekonanie, że mała wiara ma moc. Otóż, góry można przenosić, gdy ma się wiarę tak wielką, jaką ma w sobie maleńkie ziarenko gorczycy, z którego wyrasta krzew wysokości czterech metrów. Jezus nie pochwala małej wiary. Nie o małość Jezusowi chodzi, lecz o tkwiący w ziarenku potencjał.
Żeby dobrze zrozumieć biblijne przesłania, trzeba uwolnić się od wyuczonych niegdyś frazesów i zanurzyć w Bożym słowie. Jeśli będziesz czytał je ze zrozumieniem, wielokrotnie, nie spiesząc się, to za każdym razem powie ci coś nowego. Niekoniecznie musimy czytać komentarze wybitnych biblistów. Wystarczy skupić się na tekście, na tym, co mówi, i zadawać Biblii pytania. Warto też skorzystać z towarzyszenia kogoś, kto już od dawna pracuje z Pismem Świętym.
Wchodzenie wyobraźnią w sceny biblijne
Jeśli możesz poświęcić dłuższy czas na osobistą kontemplację słowa Bożego, polecam rekolekcje ignacjańskie w milczeniu, z duchowym towarzyszeniem osoby przygotowanej do takiej posługi. W Ćwiczeniach duchowych Ignacy Loyola proponuje wejście w świat Ewangelii poprzez modlitwę myślną angażującą wyobraźnię.
Modlitwa wyobraźni pomaga zobaczyć Jezusa, który rozmawia z uczniami i dokonuje wielkich dzieł, ale także podpatrzeć, jak się porusza i jak traktuje najprostsze czynności. Dzięki temu poznajemy Jezusa z Nazaretu jeszcze głębiej i bardziej osobiście.
Przenosząc się w czasy biblijnych wydarzeń, widzę i słyszę to, co się dzieje oraz niemal dotykam szat bohaterów z tamtych dni, wczuwam się w ich doświadczenia, dylematy i wybory, jakich wówczas dokonywali. Wyobraźnia rozbudza zmysły i pozwala widzieć rysy twarzy poszczególnych osób „rozważając i kontemplując w szczególności to, co ich dotyczy (…) słuchać uszami, co mówią lub co mówić mogą (…) wąchać i smakować zmysłem węchu i smaku nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót, i innych rzeczy wedle okoliczności osoby, którą się kontempluje” (ĆD 122–124).
Guia Sambonet, autorka książki Modlitwa wyobraźni (WAM, 2019), porównuje tę modlitwę do uczenia się pływania. Początkowo nasze ruchy są chaotyczne, przesadne. Dopiero po jakimś czasie udaje się zgrać ruchy rąk i nóg, dostosować oddech i osiągnąć jako taką harmonię. Gdy uchwycimy rytm, pływanie staje się naturalne i przyjemne. Podobnie „modlitwa wyobraźni wymaga synchronizacji szeregu ruchów”. Najpierw wybieramy fragment, którym będziemy się modlić, przyjmujemy pozycję i uświadamiamy sobie, że Bóg jest już obecny w miejscu, jakie wybraliśmy na modlitwę. Następnie zwracamy się do Boga w krótkiej modlitwie, w której powierzamy Mu nasze rozważanie. Czytamy fragment biblijny po raz pierwszy i, odnajdując jego sens, formułujemy prośbę – o jaką łaskę chcemy prosić Boga w nawiązaniu do tego tekstu. Czytamy go powtórnie kilka razy i wreszcie zanurzamy się wyobraźnią w opisaną scenę. Utożsamiamy się z postacią, która wydaje nam się najbliższa i uczestniczymy w scenie, wyobrażając sobie, że jesteśmy tą właśnie osobą. Przyglądamy się temu, co się dzieje, przysłuchujemy się głosom i dźwiękom, czujemy zapachy, dotykamy przedmiotów. Nawet możemy doświadczyć smaku potraw na weselu w Kanie Galilejskiej czy podczas ostatniej wieczerzy. Angażujemy się w wydarzenia.
Gdy „film” dobiegnie końca, wracamy do teraźniejszości, by po chwili, wraz z Jezusem, przyjrzeć się przeżytemu doświadczeniu. Czas tej modlitwy kończymy odmówieniem „Ojcze nasz” lub „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu”. Po czym zmieniamy pozycję i wybieramy inne miejsce na dalszą refleksję. Będzie ona polegała na podsumowaniu tego, w czym uczestniczyliśmy: Co odkryłem nowego? Czego dowiedziałem się o Jezusie i o mnie samym? Jak zmieniła się moja relacja z Bogiem? Co powinienem w takim razie uczynić i jakie wydarzenia z Ewangelii powinienem lepiej poznać przy kolejnej modlitwie?
Zjedz tę księgę
Sam Jezus nie pozostawił po sobie żadnej zapisanej strony, którą moglibyśmy dzisiaj oprawić w ramki i zbudować wokół niej sanktuarium. Dobrze wiedział, że nie wyjdzie to nam na dobre. Jezus nauczał przede wszystkim życiem. To On jest Słowem. Biblii nie powinniśmy więc traktować jako świętej księgi. Słowa w niej zawarte nie są do adorowania, lecz po to, by się nimi karmić i nimi żyć. Pięknie odmalowuje tę myśl scena z życia proroka Ezechiela: „A On rzekł do mnie: «Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów!». Otworzyłem więc usta, a On dał mi zjeść ów zwój, mówiąc do mnie: «Synu człowieczy, nasyć żołądek i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem». Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód” (Ez 3 ,1–3).
---
Konkordancja to alfabetyczny wypis wszystkich słów występujących w Piśmie Świętym z podaniem ich najbliższego kontekstu. Najpopularniejszą polską konkordancją jest Konkordancja do Biblii Tysiąclecia. Dzisiaj można się nią posługiwać również online.