Logo Przewdonik Katolicki

Ukraina to ty

Paweł Kęska
Mariupol, zabudowania fabryki Azovstal fot. Paweł Kęska

Kiedyś w Myrnem był kamieniołom. Pracowała w nim prawie cała wioska. Teraz kamieniołom zamknięty, sowchozy zamknięte, ludzie wyjechali. – Macie dzieci, czemu i wy nie wyjedziecie? – pytam Irinę. – Bo to moja ziemia – odpowiada.

Niebo jest niebieskie, a pola rdzawożółte. Wykręcone od upału słoneczniki odwracają głowy od słońca. Takie pola ciągną się tysiącami kilometrów od Lwowa po Charków i od Kijowa po Odessę. Są też tu.

Rozejm
W odległości może 500 metrów w drgającym powietrzu mijamy bokiem szlabany zamykające drogę do Donieckiej Republiki Ludowej. Granica jest martwa. Mignęła czerwona tablica z trupią czaszką i z rosyjskim napisem „Miny”. – Strzelają? – pytam Bogdana, który prowadzi samochód oklejony logotypami Polskiej Pomocy, Fundacji Most Solidarności i Caritas Mariupol. – Tak, strzelają – odpowiada młody lekarz. – A co z rozejmem? – Nic – dodaje.
Jechaliśmy tędy razem pół roku temu. Na jego rękach przybyło tatuaży. Wśród nich wzór bomb przekreślonych czerwonym pasem. Wizytujemy polski projekt pomocy. Jedziemy szybko, bo w bufornej zonie nie można przebywać długo, a odwiedzamy dziś kilka wiosek rozrzuconych pośród pól i wąwozów wokół Mariupola. Zona ciągnie się wzdłuż nieformalnej granicy Ukrainy z separatystami przez 450 km. – Jak tam Zełenski? – pytam. – Nic nie zrobił… – A co wam obiecał? – dopytuję. – Wszystko. Spadło mu z 70 do 30 procent. – A wy strzelacie? – drążę dalej. – W obronie własnej, taki rozkaz dla żołnierzy – mówi lekarz. – Czyli strzelacie? – upewniam się. – Strzelamy…

PZ-Donbas-3-fot-Pawel-Keska.jpg

Lekarz Bohdan Rudkovski bada mieszkankę wsi Kamianka

Cisza
Walentyna Iwanowna mieszka na piątym piętrze w zniszczonym bloku z białej, poszczerbionej cegły w wiosce Myrne. Nad rozpadającym się zsypem na parterze latają ociężałe muchy, mącąc ciszę. Obok schodów góra pożółkłych baniaków na wodę. Lamperia na klatce schodowej jest niebieska jak ze snu. Na  drzwiach kilku mieszkań wiszą kłódki. Wszystko się rozsypuje i chwieje. To co publiczne nie istnieje. Życie zaczyna się za drzwiami. – Polaczka! Tak na mnie mówili – opowiada, ocierając łzy i krztusząc się, staruszka, w której dziąsłach widać tylko dwa zęby. Jej mieszkanie jest ubogie. Na ścianie tradycyjnie wisi dywan. Na stole pudełko z wysypującymi się lekami. – Mojego pradziada, ich było siedmiu braci studentów, wywieźli z Warszawy na Sybir, do Archangielska. Ich familia Ulianowscy. Pożenili się z ruskimi kobietami i zostali. Mój dziad mówił po polsku, a wy tu z Polski…
Płacze. Lekarz słucha jej starego serca, trzymając stetoskop ręką z tatuażem przekreślonych bomb. Od ponad roku wykonywał tę czynność dla 150 pacjentów w 13 wioskach strefy ponad trzy tysiące razy. Jeździ z pielęgniarką, czasem z psychologiem, który oprócz pacjentów wspiera opiekunów socjalnych. – Ludzie tu wrażliwi, dużo płaczą – mówi ciepło Irina Nikolajewna, która jako opiekunka codziennie odwiedza babcię, a teraz podaje jej wodę i niebieską chustkę. – Jak wam się tu żyło przed wojną, babuszka? – pyta Bogdan, przeglądając leki w pudełku. – Oj dobrze. Kiedyś tu były tańce, śpiewy, oj gwarno było, radość! Teraz wioska nasza umarła. Tak już będzie z sześć lat. Kiedy idziesz ulicą… cisza.
Irina ma może 35 lat, krucze, kręcone włosy, jest jednym z 50 pracowników socjalnych polskiego projektu. Obejmuje babuszkę ramieniem i mówi: – Kiedyś w Myrnem był kamieniołom. Pracowała w nim prawie cała wioska. Ja też. Wojna. Kamieniołom zamknięty, sowchozy zamknięte, wszystko zamknięte. Ludzie wyjechali. Nawet w tym bloku nikt prawie nie mieszka. Ja mam dwójkę dzieci, trudno… – Macie dzieci, czemu i wy nie wyjedziecie? – dopytuję Irinę. – Bo to moja ziemia – odpowiada. – Czego potrzebujecie? – pytam dalej. – Czego? Żeby był mir! [ros. pokój] I żebyście o nas nie zapomnieli!
Takich wiosek jak Myrne są w zonie setki. Takich staruszków jest dobrze ponad milion. Takich kobiet jak Irina jest już znacznie mniej, bo bezrobocie sięga 80 proc. Dzieci jest jeszcze mniej. Coraz więcej jest ciszy.

PZ-Donbas-2-fot-Pawel-Keska.jpg

Spotkanie założycielskie NGO w miejscowości Myrne i organizacji Ilios w miejscowości Czermalyk (po lewej)​

Huta
Jedziemy przez Mariupol, południowe, portowe wrota Donbasu. Mijamy 50-letnie łady i nieliczne nowe lśniące mercedesy. Mignęła obok nas czarna limuzyna z zaciemnionymi szybami. Rejestracja AA0002. – Kijów – mruknął Bogdan. – Kosztuje z pół miliona dolców.
Powietrze jest nie do zniesienia. Przed nami potężne wrota huty Azovstal. Zamykamy okna. Gigantyczną jak miasto hutę wybudował Stalin w 1933 r. Uruchomiono wtedy pierwszy wielki piec. Dziś jest ich sześć i sześć miliardów dolarów ma zainwestować w modernizację główny udziałowiec Metinvest. Nazwa udziałowca pulsuje na czerwono nad wrotami, które pochłaniają i wypluwają ponad 10 tys. pracujących tu ludzi. Kolejnych 25 tys. pracuje w hucie Illicz, również zarządzanej przez Metinvest. Rzędy kominów obu hut wtopionych w pejzaż miasta wyrzucają tysiące ton białego pyłu, który mrozi sierpniowy błękit nieba. – W jaki sposób działa huta, jeśli kopalnie węgla są w rękach separatystów? – pytam lekarza. – Przemyt – kwituje. – Węgiel jedzie w pociągach z terenów niekontrolowanych. Podobno też wywożą go z DNR do Rosji, a potem płynie do Mariupola na rosyjskich statkach – opowiada. – Co to jest Metinvest? – ciągnę temat. – To Akhmetov, najbogatszy człowiek Ukrainy.
Mijamy grupkę młodych mężczyzn stojących w kręgu na wypalonej słońcem żółtej trawie pod niekończącym się murem huty. Piją piwo z butelek i puszek, śmieją się. – Hutnicy – mówi Bogdan. – Krótko żyją, ale nieźle zarabiają. – Co ich zabija? – pytam. – Niewolnictwo… Akhmetov sprzedaje stal do Włoch, Belgii, Anglii, Niemiec, a oni umierają, stojąc przy maszynach. – Umierają na co? – dopytuję. – Na ekologię. Warunki pracy w hucie są straszne: rak, choroby układu sercowego, gruźlica – recytuje lekarz. Pytam, co z tego biznesu ma państwo. – Nic. Podobno hutę obsługują firmy z rajów podatkowych. Akhmetov kupił ostatnio dom na Riwierze za 222 mln dolarów.
Wzdłuż arterii kominów i słupów elektrycznych widać rzędy niebiesko-żółtych tablic z napisem „Ukraina to Ty”.

PZ-Donbas-5-fot-Pawel-Keska.jpg

Walentyna Iwanowna „Polaczka” i jej opiekunka socjalna​

Dom
Ściany, dach, w oknie doniczka z kwiatem, dym z komina. Taki dym jest śladem istnienia: ciepło, ktoś czeka, ktoś komuś gotuje. Są tu tysiące domów – wiele żywych i wiele martwych. Ten jest narysowany na płachcie białego papieru. W sali domu kultury w wiosce Czermalyk wpatrują się w niego cztery kobiety. Na drzwiach budynku informacja o minach i o pandemii, na ścianach niebiesko-żółte dekoracje na dzień niepodległości Ukrainy. Za ścianą głośno śpiewają dzieci. – Życie jest jak dom. Budujesz ściany, czyli pracujesz, uczysz się, dojrzewasz. Budujesz dach, czyli masz marzenia… czegoś chcesz – mówi Ewgenia Stupnik, psycholog z Caritas Mariupol. Cztery mieszkanki wioski biorą udział w polskim projekcie pomocy dla lokalnej społeczności. Skończyły kursy, pracowały z psychologiem, z lekarzami i prawnikiem. Przez rok opiekowały się starszymi sąsiadami. Dziś, tak jak zespoły opiekunów w czterech innych wioskach zony, odpowiadając na brutalne wyzwania codzienności, zakładają własną organizację pozarządową. Jedna organizacja będzie dostarczała żywność żołnierzom, inna będzie piec chleb, kolejna będzie robić charytatywne produkty. Wszystkie będą poszerzały opiekę nad staruszkami. Ania ma 23 lata, przyszła na spotkanie z synkiem. Lena ma 45 lat, Natalia 50 lat, a Elena 60. Półtora roku temu były bezrobotne. – Co się w was zmieniło przez ten rok, czego się nauczyłyście? – pyta Ewgenia. – Zrozumiałyśmy, że mamy przyszłość – mówiąc to, Natalia płacze. Kobiety piszą na karteczkach hasła: pewność siebie, wrażliwość, wola walki. Naklejają karteczki na ściany narysowanego domu. Towarzyszy temu śpiew zza ściany. – Jaka będzie wasza przyszłość i czego chcecie? – pyta Ewgenia. Z powagą zapełniają się kolejne karteczki: chcemy tu zostać, chcemy dbać o nasze dzieci, chcemy zrobić dobre NGO. Zza ściany brzmią słowa piosenki na dzień niepodległości: „Wstańmy razem i módlmy się za siebie, Mater Boża, wspieraj Ukrainę!” – Jak nazywa się wasza organizacja? – pytam. – Ilios. To po grecku słońce. Nawet jak jest noc, to słońce zawsze w końcu wschodzi.

PZ-Donbas-1-fot-Pawel-Keska.jpg

Spotkanie prezes Fundacji Most Solidarności Marty Titaniec z zespołem polskiego projektu pomocy

W ramach projektu finansowanego przez Polską Pomoc MSZ, realizowanego przez Fundację Most Solidarności i Caritas Mariupol, 150 starszych osób w 13 miejscowościach otrzymuje regularną opiekę medyczną. 50 bezrobotnych osób, które otrzymały przeszkolenie w zakresie opieki socjalnej, udziela pomocy starszym podopiecznym. Dzięki wsparciu prawnika i psychologa opiekunowie założyli pięć organizacji pozarządowych, które będą kontynuowały pracę, pozyskując finansowanie z rządu ukraińskiego oraz z grantów. W Caritas Mariupol powstał nowocześnie wyposażony gabinet medyczny, w którym lekarze podejmą praktykę medyczną, kontynuując misję pomocy w strefie buforowej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki