Jak szczęśliwy jest nawet skazaniec, gdy widzi łzę ojca. Dla tej jednej łzy warto żyć, choćby życiem skazańca. Tę łzę rodzi serce; nie wszystko przepadło, gdy jeszcze serce pracuje. Może właśnie ta łza ojcowska omyła moją duszę? „Należało wszakże weselić się i ucztować, gdyż to jest brat twój, który umarł był, a ożył, zaginął był, a odnalazł się” (Łk 15, 32). Najbardziej gruntowne odrodzenie ma miejsce w retorcie ojcowskiego serca, właśnie wtedy, gdy już wszyscy inni opuścili ręce. Cóż dziwnego? Od Ojca wszystko się poczęło, do Niego wszystko wróci.
Tak bywa wśród ludzi. I dlatego jedynie Ojciec nie wydaje nigdy wyroków śmierci, nie wyrzeka się nigdy nadziei życia, chociaż tak często widzi na ziemi „ojczymów”, wojujących wyrokami.
Ojcze! Tak woła jedyny Syn do Ojca Jedynego. To wołanie wkłada w usta miliardów. „Jeśli ludzie, będąc złymi, umieją dobre dary dawać dzieciom swoim, to cóż dopiero Ojciec wasz, który jest w niebie”. Wszystkie światła zebrane z serc ojców ziemskich i zgromadzone na łonie Ojca Niebieskiego są zaledwie płomykiem wobec przedziwnej światłości odwiecznego ojcostwa. Dobroć ojca ziemskiego to zaledwie promyk zachęty, by spojrzeć w oblicze Dobroci nieogarnionej.