Logo Przewdonik Katolicki

Czy optymizmu można się nauczyć?

Katarzyna Frużyńska, psycholog
fot. Unsplash

Pesymiści wcale nie mają więcej problemów i trudnych przeżyć niż optymiści, jedni i drudzy różnią się sposobem wyjaśniania tego, co ich spotyka. „Obronny pesymizm” może pomagać w radzeniu sobie z odrzuceniem, jednak to optymiści cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i emocjonalnym.

Dwaj mężczyźni brali udział w rozmowie rekrutacyjnej. Pierwszego spytano: „Jak się panu pracowało w poprzednim miejscu?”. Odpowiedział: „Trudni współpracownicy, atmosfera mnie frustrowała, a szef był niesprawiedliwy. A jak jest tutaj?”. Rekruter odpowiedział: „Tak samo”. Drugiego również spytano: „Jak się panu pracowało w poprzednim miejscu?”. Odpowiedział: „Fajni współpracownicy, dobra atmosfera i szef dbał o ludzi. A jak jest tutaj?”. W odpowiedzi usłyszał: „Tak samo”. To oczywiście tylko zasłyszana historia obrazująca nasze podejście do rzeczywistości. Jak optymiści i pesymiści patrzą na świat?

Kiedy pesymizm bywa potrzebny
Philip Zimbardo zapytany kiedyś „Dlaczego światu potrzebni są pesymiści?”, odpowiedział: „Optymista stworzył samolot, ale to pesymista wynalazł spadochron”. Umiarkowani pesymiści cechują się mniejszą podatnością na depresję, co może być związane z tym, że przygotowując się na najgorsze, lepiej radzą sobie z traumatycznymi przeżyciami niż optymiści. Ten „obronny pesymizm” może być cennym sposobem radzenia sobie z odrzuceniem, np. jeśli kilka razy zdajemy na wymarzony kierunek studiów albo długo szukamy pracy.
Jednak badania pokazują, że to optymizm pozytywnie wpływa na naszą odporność, optymiści mają niższy poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, który może przyczyniać się do problemów z układem krwionośnym i pokarmowym. Kiedy jesteśmy pesymistycznie nastawieni do świata, często przeżywamy negatywne emocje i obniżamy poziom dobroczynnych endorfin. To osłabia nasz układ odpornościowy i częściej możemy zapadać na infekcje. Według badań dr. Mirosława Kowalskiego, zajmującego się m.in. relacjami między zdrowiem i pracą oraz optymizmem i odpornością, optymiści chętniej działają, by zapobiegać różnym chorobom, np. badają się regularnie, stosują się do zaleceń lekarzy (czego nie robi aż 50 proc. pacjentów!), zmieniają dietę i nawyki. Wierzą w to, że mają wpływ na swoje życie, więc chętniej działają, by utrzymać dobre zdrowie.
Zdaniem Martina Seligmana, który jest twórcą psychologii pozytywnej, optymizm i pesymizm mają szczególne znaczenie przy podejmowaniu decyzji. Skrajni pesymiści podejmują decyzję na podstawie przeszłości, a szczególnie niezbyt pozytywnych zdarzeń. Umiarkowani pesymiści swoją energię skupiają na przyszłości – przewidywaniu i eliminowaniu niebezpieczeństw. Najbardziej skuteczni wydają się jednak optymiści-realiści, bo dokonują wyboru, kierując się obserwacją tego, co jest teraz, i faktami.

Skąd się bierze pesymizm?
Według psychologów do rozwoju pesymistycznej postawy może się przyczynić dzieciństwo, np. podobna postawa rodziców, nadmierny perfekcjonizm i wyszukiwanie błędów, brak zaufania i wiary w innych albo traumatyczne przeżycia (śmierć bliskiej osoby czy bycie ofiarą przemocy psychicznej). Osoby pesymistyczne wychwytują z otoczenia głównie negatywne bodźce, a swoją energię kierują w wyłapywanie i unikanie potencjalnych zagrożeń.
Rozwojowi optymizmu sprzyjają natomiast bezpieczne i przewidywalne dzieciństwo oraz wzrastanie w poczuciu zaufania do ludzi.
Profesor Seligman pisze, że oceniając postawę optymizmu i pesymizmu, powinniśmy zwrócić uwagę na trzy czynniki: trwałość (czy spodziewamy się, że nasza przyszłość jest dobra lub zła i pozostanie taka przez długi czas), wszechobecność (gdy oceniamy, że jeśli jeden element naszego życia jest dobry lub zły, to wszystko inne takie będzie) oraz poczucie sprawstwa (czy mamy w swoich rękach moc działania, czy rzeczy raczej dzieją się bez naszego wpływu?). To ostatnie jest szczególnie istotne, bo jeśli czujemy, że nie mamy tego wpływu, ten pesymistyczny styl wyjaśniania może powodować bierność i brak wysiłków, by zmieniać to, co nie działa (taki mechanizm zdarza się u osób bezrobotnych albo trwających w szkodliwych dla siebie relacjach).
Ten mechanizm prof. Seligman nazwał „wyuczoną bezradnością”. Może ona skutkować powstawaniem ograniczających nas przekonań, demotywacją, a nawet depresją. Co ciekawe, pesymiści w dorosłym życiu wcale nie mają więcej problemów i trudnych przeżyć. Od optymistów różnią się właśnie sposobem wyjaśniania tego, co ich spotyka, choć styl ten wykształca się pod wpływem naszych rodziców (np. kiedy słyszymy: „odchudzam się, ale nic nie pomaga, takie mamy geny po prostu” albo „dobrą pracę dostaniesz tylko po znajomości”). 

Czy Polacy są optymistami?
Pod koniec 2018 r. w badaniu CBOS Jaki będzie rok 2019? połowa Polaków spodziewała się, że będzie on dla nich lepszy od poprzedniego. 47 proc. osób miało też pozytywne oczekiwania co do sytuacji swojej rodziny. Co trzeci pytany (34 proc.) uważał, że nowy rok będzie taki sam jak 2018. 36 proc. respondentów przewidywało brak zmian. W zdecydowanej mniejszości (8 proc.) byli natomiast badani spodziewający się pogorszenia sytuacji, ale praktycznie nikt nie spodziewał się dużej zmiany na gorsze. Można zatem powiedzieć, że cechował nas umiarkowany optymizm, choć w bieżącym roku na pewno pandemia wprowadziła sporo zamieszania. Co ciekawe, optymistyczne prognozy związane z nowym rokiem najczęstsze są w grupie badanych pozytywnie oceniających poprzedni rok, czyli optymizm utrzymuje się na przestrzeni lat. Przewidywania zależą też od oceny warunków materialnych i wieku badanych. Im wyższa ocena warunków materialnych, tym częstsze prognozy, że kolejny rok będzie lepszy, im gorsze warunki, tym gorsza ocena. Jeśli chodzi o wiek osób badanych, najczęściej nadzieję na poprawę losu swojego i swojej rodziny wyrażają osoby poniżej 35. roku życia, natomiast wśród osób w wieku 65+ znacznie więcej niż wśród młodszych jest niepewności, co przyniesie kolejny rok.

Trening optymizmu
Według prof. Seligmana optymizm można trenować, zmieniając nasze przekonania na temat tego, co nas spotyka. Schemat, który jest w tym pomocny, nazwał TPSKA – od pierwszych liter poszczególnych kroków: trudność, przekonanie, skutek, kwestionowanie, aktywizacja. Jeśli na przykład trudnością jest to, że nie dostaliśmy wymarzonej pracy, może uruchomić się w nas przekonanie: „nie mam szans w tym zawodzie”. Skutkiem jest obniżona motywacja i brak dalszych starań. Jeśli jednak zaczniemy kwestionować przekonanie o braku szans, możemy zauważyć inne wyjaśnienia sytuacji i nowe fakty: np. rynek pracy w tym zawodzie jest bardzo konkurencyjny, a mój poziom angielskiego pozostawia wiele do życzenia. Mogę zatem podjąć kolejne działania: jeszcze lepiej przygotować się do rozmowy, dzwoniąc do koleżanki, która kiedyś pracowała jako rekruterka, albo podnieść poziom angielskiego.
Warto stosować też technikę „dekatastrofizacji”, czyli urealnić zagrożenia i szanse, sprawdzić, czy sytuacja rzeczywiście jest taka straszna, jak się nam wydaje – na przykład pamiętać, że mam oszczędności na kolejne trzy miesiące, a zawsze mogę znaleźć mniej idealną pracę, która pozwoli mi się utrzymać. Jeśli oblaliśmy jeden egzamin, to jeszcze nie oznacza wyrzucenia ze studiów, a poluzowanie zasad diety na jeden dzień to jeszcze nie powód, żeby z niej zupełnie rezygnować. Warto przyjrzeć się też wpływowi tego rodzaju myśli na nasze samopoczucie i działać, mimo że się pojawiają. Seligman zachęca: „Za każdym razem, gdy będziesz przybity, niespokojny czy zły, sprawdź, co mówisz sobie w duchu. Skoncentruj się na szukaniu sposobów, dzięki którym można zmienić sytuację i zapobiec temu, aby trudności przeobraziły się w katastrofę”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki