W mowie skierowanej do arcykapłanów i starszych ludu Pan Jezus przywołuje obraz uczty. Opowiada o niepojętej reakcji niedoszłych biesiadników, których król chciał widzieć przy swoim stole. Pierwsza grupa gości ostentacyjnie zlekceważyła zaproszenie. Z kolejnej grupy jeden wolał pracę na roli, drugi preferował handel, a jeszcze inni posunęli się do przemocy, zabijając wysłanników króla.
Zachowanie zaproszonych trudno logicznie wytłumaczyć. Oto król chce ich ugościć, sprawić im radość, nakarmić wyszukanymi potrawami i najzwyczajniej pokazać im swój dom. Oni zaś – z błahych powodów – odmawiają mu. Zbagatelizowanie tak wyjątkowego, nobilitującego zaproszenia musiało zostać odebrane jako zniewaga dla królewskiego majestatu. Nietrudno sobie wyobrazić, co czuł zlekceważony król, gdy patrzył na puste miejsca przy suto zastawionych stołach.
Jednak determinacja, by wypełnić gośćmi salę weselną, była tak wielka, że król wydał polecenie, by szukać ludzi na rozstajach dróg. Jak mówi Jezusowa przypowieść, słudzy sprowadzili wszystkich: złych i dobrych. Biesiada się odbyła, bo nowi goście z radością skorzystali z zaproszenia. Tego entuzjazmu zabrakło tym, po których zostały puste miejsca.
Bóg wychodzi ze swoim zaproszeniem do wszystkich ludzi. Jest ono powszechne i darmowe. Niebiańska uczta nie jest biletowana. Jednak nie każdy to zaproszenie przyjmuje. Nie każdy potrafi na miłość odpowiedzieć wdzięcznością. W efekcie drzwi do sali biesiadnej, gdzie odbywa się wymarzona uczta, zamykają się dla tych, którzy zobojętnieli na perspektywę szerszą i wspanialszą niż codzienne zatroskanie o doczesność. Ulotne „tu” i „teraz” staje się dla nich ważniejsze niż niekończące się „jutro”. Swoje siły, zdolności, talenty lokują w teraźniejszość, a najważniejszą sprawę ludzkiego losu – zbawienie i szczęście wieczne – traktują jak mało atrakcyjną obietnicę.
Czytając przypowieść o uczcie weselnej, warto zadać pytanie o powody, dla których zaproszenie Króla nie spotyka się z entuzjazmem. Pierwszym z nich jest fascynacja światem i tym, co on oferuje: prestiż, powodzenie, przyjemność, władza. Innym powodem są trudne doświadczenia, które przesłaniają prawdziwy sens życia i odbierają mu smak. Jednak najczęstszym powodem negatywnej reakcji na Boże zaproszenie do ucztowania z Nim w niebie jest stawianie jakiegoś doczesnego dobra ponad miłość i perspektywę wieczności.
Stąd misją Kościoła jest nieustanne przypominanie, jaka jest właściwa hierarchia wartości. Kościół jest po to, by troszczyć się, by człowiek nie marginalizował potrzeb duchowych, by dobra doczesne wspierały godne życie, a nie stanowiły celu samego w sobie.
Jednak w pełnieniu tej misji Kościół jest wiarygodny tylko wówczas, gdy kieruje się Bożą logiką, a nie światowymi kryteriami; gdy zasadą i regułą życia jest Ewangelia, a nie układy i traktaty ze światem; gdy pragnienie służby jest większe od chęci panowania, a prawdę, która wyzwala, stawia się wyżej niż dobro instytucji, wyżej niż pragnienie ochrony jej wizerunku.
Postępowanie przeciwne przynosi druzgocące konsekwencje. Gdy we wspólnocie Kościoła ważniejsze od Jezusa są ludzkie kryteria myślenia i postępowania, jego bycie w świecie traci sens. Bowiem sednem istnienia Kościoła jest zapatrzenie w sprawy ponadczasowe, a nie sojusze z doczesnością. Strach przed życiem w prawdzie, pokusa kompromisów, zamknięte i głuche na Boskie wezwania serca stanowią realne zagrożenie dla rozwoju i kontynuowania misji ewangelizacyjnej w świecie.
O tym, jak wiele osób wejdzie na ucztę, decyduje nie tylko ich osobista tęsknota za przebywaniem w obecności Boga, ale także zaangażowanie Kościoła w rozpalanie w nich tego pragnienia. Jeśli ów zmysł tęsknoty będzie stale ożywiany przez świadectwo wiary i życia ludzi Kościoła, wówczas nawet ci, którzy dziś żyją na manowcach, przywdzieją godową szatę i nie pozwolą, by ich miejsce przy biesiadnym stole pozostało puste.