Współcześnie dobrze rozumiemy mechanizmy odpowiedzialne za uzależnienia, wiemy na przykład, że alkoholizm nie jest zwykłym upijaniem się, a chorobą, w której człowiek zatracił poczucie kontroli nad swym zachowaniem. Na tyle dobrze zrozumieliśmy tę chorobę, że gdy ktoś mówi, że jest trzeźwym alkoholikiem, odpowiadamy: „bardzo dobrze” i czujemy do tej osoby szacunek. Inaczej jest z seksoholikami. Choć mechanizm uzależnienia (a zatem i terapia) wygląda podobnie, większość z nas nie spotkała osoby, która przyznałaby się do bycia anonimowym seksoholikiem.
Na czym polega seksoholizm?
Choć w międzynarodowej klasyfikacji chorób i zaburzeń nie doczekał się jeszcze osobnej kategorii, przypisuje się go do zaburzeń nawyków i popędów. Najprościej rzecz ujmując, seksoholik to człowiek, który utracił kontrolę nad swym popędem seksualnym i oddaje się w sposób kompulsywny czynnościom seksualnym, nawet jeśli stwarzają one zagrożenie dla zdrowia czy życia lub wkraczają w obszar przestępstw kryminalnych. Wydawać by się mogło, że seksoholik to osoba o tak rozbudowanych potrzebach seksualnych, że szuka ich zaspokojenia w sposób przekraczający granice normy, jednak w seksoholizmie wbrew pozorom nie chodzi tak naprawdę o seks. Jest to niezdrowy sposób zmieniania nastroju. Tym, co popycha seksoholika do zachowań seksualnych, nie jest popęd, a samotność, nuda, stres, niepokój, inne silne negatywne emocje, wstyd, strach, poczucie rozbicia lub rozpadania się. Seks staje się formą znieczulenia, zabicia bólu.
Przyczyny
Podobnie jak inne uzależnienia ma on źródło w zaburzeniach w tworzeniu zdrowych więzi z innymi ludźmi – zwłaszcza rodzicami. Na to może nałożyć się większa wrażliwość emocjonalna, nastoletnia izolacja, nieumiejętność radzenia sobie ze stresem i emocjami, trauma w dzieciństwie i niska samoocena. Z kolei tym, co pcha człowieka w stronę seksoholizmu, a nie innych uzależnień, jest seksualizacja: wczesny i częsty kontakt z pornografią oraz przyzwolenie społeczne. W tej chwili łatwiej zostać seksoholikiem niż alkoholikiem. Mamy wysoką świadomość społeczną zagrożenia, jakim jest dla dzieci alkohol i wiele skutecznych mechanizmów utrudniających dostęp nieletnich do alkoholu. Co do pornografii (będącej pierwszym krokiem do seksoholizmu), jest ona łatwo dostępna (wystarczy mieć smartfona z dostępem do internetu, a to ma niemal 100 proc. polskich nastolatków, a nawet dzieci). Czy to oznacza, że rosną nam nowe pokolenia seksoholików? Cóż, dowiemy się już za kilka lat.
Stadia uzależnienia
Jak każde uzależnienie, seksoholizm przechodzi kolejne etapy, pogłębia się, na początku nie utrudniając zbyt silnie funkcjonowania. Początkiem zniewolenia jest odkrycie, że można pomóc sobie za pomocą określonego zachowania, w błyskawiczny sposób uzyskać dobry nastrój. Może to być z początku oglądanie pornografii lub masturbacja, lub jedno i drugie. Zachowanie to zaczyna zajmować coraz więcej czasu – człowiek nie uczy się innych, wolniejszych, ale zdrowszych sposobów poprawy nastroju. Następnie uzależniony traci kontakt z innymi ludźmi, życiem, samym sobą. Jego uwagę pochłania dane zachowanie, które z kolei pogłębia samotność i izolację. Wskutek uzależnienia człowiek znieczula się na bodźce, które do tej pory przynosiły przyjemność i ulgę emocjonalną (zabicie bólu psychicznego), dlatego sięga po coraz drastyczniejsze, silniejsze bodźce. Utracie wolności towarzyszy założenie maski – staranne ukrywanie nałogu przed otoczeniem, a w ukryciu doprowadza do zachowań seksualnych, o których uzależniony wcześniej by nawet nie pomyślał – na przykład do gwałtu lub czynności pedofilnych.
Terapia
Jak już wspomniałam, seksoholizm jest o tyle wyjątkowy, że niszczy człowieka w jego najgłębszej tożsamości. Seks, będący normalnie wyrazem intymności, zjednoczenia z drugą osobą, dopełnieniem więzi, staje się mechanicznym sposobem już nawet nie zaspokojenia potrzeby seksualnej, lecz uzyskania chwilowej ulgi, zabicia bólu. W rezultacie seksoholicy pozostający w związku małżeńskim traktują drugą osobę bez szacunku, jak przedmiot służący zaspokojeniu. U osób religijnych pojawia się dysonans – oto chcę być dobrym człowiekiem, a żyję w grzechu, nad którym nie mam kontroli. Potęguje to poczucie winy, wstydu, bezwartościowości, co z kolei pcha jeszcze głębiej w grzechy seksualne lub stopniowo kieruje ku utracie wiary. Zauważał to już abp Fulton J. Sheen, który kilkakrotnie podkreślał wyraźny związek między narastaniem grzechów przeciw szóstemu przykazaniu a odchodzeniem od Kościoła.
Jednym z ekspertów współpracujących z Fundacją Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii, w której pracuję, jest pani Mirosława Majerowicz-Klaus, seksuolog, zajmująca się terapią seksoholików (głównie terapią par). To ona uświadomiła nam zagrożenie, jakim jest łatwy i szybki dostęp dzieci i młodzieży do pornografii. Generalnie im wcześniejsza seksualizacja, tym większe prawdopodobieństwo rozwoju seksoholizmu w dorosłym życiu. Jako terapeuta podkreśla ona też konieczność współpracy w terapii seksoholizmu co najmniej dwóch osób: psychoterapeuty i kierownika duchownego; w niektórych przypadkach potrzebne jest rozszerzenie współpracy o psychiatrę (farmakoterapia). Terapeuta pracujący z seksoholikami dotyka ich najbardziej wstydliwych, intymnych obszarów. Seksoholik musi całkowicie się obnażyć psychicznie przed terapeutą, zedrzeć wszystkie maski i samookłamywania. W tym pomaga też praca duchowa – na przykład stanięcie w prawdzie o sobie, niezbędne do odbycia dobrej spowiedzi. Wielu pacjentów równolegle do psychoterapii przygotowuje się na przykład do spowiedzi generalnej. Oba obszary – duchowy i psychologiczny – wpływają na siebie nawzajem.
Choć czasem można spotkać opinię, że psychologia próbuje stać się zeświecczonym odpowiednikiem religijności, a terapeuta zastępcą kierownika duchownego (owszem, zdarza się, że psycholog próbuje wejść w rolę guru prowadzącego klienta po jakiejś pseudoduchowości), w terapii seksoholizmu podział kompetencji i granice są bardzo wyraźne. Dopiero zdrowa współpraca między psychoterapeutą i kierownikiem duchownym daje pozytywne rezultaty.