Logo Przewdonik Katolicki

Rany, które otwierają na miłość

Ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
Katedra w Orvieto, relikwiarz z korporałem z bazyliki św. Krystyny w Bolsenie. W 1263 r. popłynęła na niego Krew z Hostii trzymanej podczas konsekracji przez kapłana fot. Wikipedia

Okoliczności historyczne, które odsłaniają początki procesji Bożego Ciała, ukazują istotę przesłania tej uroczystości, której – według objawień – chciał sam Chrystus. 

Korzenie uroczystości Bożego Ciała siegąją XIII w., kiedy miejsce mają objawienia Pana Jezusa św. Juliannie z Cornillon w Belgii. Jezus wyraził w nich pragnienie uroczystego uczczenia tego sakramentu w liturgii Kościoła i wskazał czwartek po uroczystości Trójcy Świętej. W kolejnych wiekach uroczystość była praktykowana w niektórych krajach w Europie, aż w końcu, w XIV w., na stałe wspisała się w życie Kościoła powszechnego. Można więc powiedzieć, że uroczystość Bożego Ciała jest wprost realizacją pragnienia Boga, tym bardziej że Kościół z czasem uznał doktrynalną poprawność i wiarygodność prywatnych objawień św. Julianny. To jednak, czego dla Kościoła chciał Chrystus w wiekach średnich, nie może pozostać jedynie wspomnieniem, powtarzanym przez wieki zwyczajem. Jeśli na czymś wtedy Bogu tak bardzo zależało, to pozostaje pytanie, na czym może w uczeniu Eucharystii zależeć Mu dzisiaj. 

Klimat duchowej drogi
Ważnym wątkiem dotyczącym objawień św. Julianny, a jednocześnie rzucającym światło na istotę przesłania w nich zawartego, jest historia jej życia. Julianna przychodzi na świat między rokiem 1191 i 1192, w pobliżu Liège w Belgii. Ale co ważne, mając zaledwie pięć lat, zostaje sierotą. Wraz ze swoją siostrą trafia więc pod opieką sióstr augustianek z klasztoru-leprozorium w Mont-Cornillon. Z czasem i ona przyjmuje zakonny habit. Można więc powiedzieć, że w klasztorze odnajduje nową rodzinę. Pozostaje jej wierna aż do końca życia, i to nawet wtedy, gdy jest przez nią nierozumiana i odsuwana na margines życia wspólnotowego z powodu podejrzeń o herezję.
Na jej formację duży wpływ ma również atmosfera religijna w diecezji Liège. O środowisku teologów tej diecezji mówiło się w tamtym czasie, że jest to „eucharystyczny Wieczernik”. A to dlatego, że tak wielką wagę przykładali oni do wyjaśnienia prawdy o realnej obecności Jezusa w Eucharystii. Z jednej strony była to polemika z rozpowszechnionymi wówczas błędami teologicznymi na ten temat, ale z drugiej, był to owoc rzeczywistego docenienia obecności Jezusa w Eucharystii w praktyce duszpasterskiej. Potwierdzeniem tego ostatniego są między innymi grupy kobiet, które powstawały w diecezji Liège w celu pogłębiania duchowości eucharystycznej i praktykowania związanych z nią dzieł miłosierdzia.

Rany, w których jest życie
Wspomniałem o ciekawej charakterystyce życia św. Julianny, ponieważ w kontekście odkrywania realnej obecności Chrystusa w Mszy św. ogromne znaczenie ma właśnie wątek rodzinny. Mimo poczucia opuszczenia przez najbliższych nie ukierunkowuje ona swoich uczuć na uzasadnione w takiej sytuacji rozżalenie. Nie brnie w kierunku niewiary w ludzką dobroć i miłość Boga. Skupia się natomiast na Komunii, która staje się dla niej źródłem konkretnie przeżywanej obecności Boga w jej życiu. W Komunii odkrywa wieczną miłość. Oczywiście ogromnie ważną rolę odegrała w odkryciu tego źródła siostra Sapientia, jej niejako druga matka, oraz wspomniany klimat religijny w diecezji. Decydującą rolę odegrała jednak ona sama, która swoją głęboką ranę, noszoną od dzieciństwa, zamieniła na gościnne miejsce dla Boga. W tym co po ludzku było niechcianą słabością i przejmującym cierpieniem, stało się przestrzenią objawiania się Chrystusa Eucharystycznego. W Najświętszym Sakramencie dostrzega najpełniejsze wypełnienie Jego słów: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Świadkowie życia Julianny podkreślają, że od dzieciństwa ma ona wyraźne skłonności do modlitwy kontemplatywnej. Stąd, mając zaledwie szesnaście lat, doświadcza pierwszego mistycznego widzenia. Jezus pokazuje jej obraz księżyca, a na nim ciemną rysę, którą ona interpretuje jako wyraźny brak w życiu Kościoła. Tym brakiem jest nieobecność uroczystości, która podkreślałaby ważność realnej obecności Jezusa w Eucharystii.
Julianna przez niemal dwadzieścia lat zachowywała w sekrecie to objawienie. Sama jednak podkreśla później, że mimo tego ukrywania spotkanie z Jezusem, który chciał potwierdzić swoją przy niej obecność w Eucharystii, było jednym z największych powodów do radości.

Bóg przychodzi do wątpiących
Można by oczywiście owo widzenie sprowadzić do kontekstu ogólnego epoki: do szerzących się eucharystycznych herezji lub też, niejako po przeciwnej stronie, do znaków, jakie Kościół otrzymuje w tym czasie od Boga w postaci cudów eucharystycznych. A warto przypomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie, w Bolsenie, ma miejsce jeden z nich. W momencie konsekracji chleba i wina jeden z księży przeżywa poważne wątpliwości dotyczące realnej obecności Ciała i Krwi Chrystusa w Eucharystii. Kiedy wylewa przez przypadek konsekrowane wino z kielicha, nagle widzi, jak zamienia się ono w Krew Chrystusa. Bóg przychodzi sam, aby przełamać zwątpienie i umocnić jego wiarę, daje mu znak, że On rzeczywiście jest nie tylko obecny w Eucharystii, ale jest obecny przy nim, przy człowieku, który przeżywa osamotnienie i wątpliwości. Zresztą, co jest również bardzo ważne, nigdy żaden z cudów eucharystycznych nie zdarzył się wobec człowieka, który wiarę stracił. Miał on miejsce tylko w życiu tych, którzy z powodu przeróżnych trudnych okoliczności odczuwali głęboką potrzebę bliskości Boga i pewnie dlatego w nią chwilami wątpili.

Czuła obecność
Wydaje się więc, że silne doświadczenie obecności Chrystusa w Eucharystii, jakie było udziałem Julianny, miało swoje źródło przede wszystkim w jej wnętrzu, w jej osobistej historii życia. To tam, gdzie ona szuka Go całym sercem, gdzie wydaje się, że Boga nie ma i gdzie zawodzi człowiek, tam Bóg przychodzi, aby objawić swoją obecność. Stąd w bulli ustanawiającej święto, zatytułowanej Transiturus de hoc mundo (11 sierpnia 1264 r.), papież Urban nawiązuje do mistycznych przeżyć Julianny i wyjaśnia, że: „Chociaż Eucharystia sprawowana jest uroczyście codziennie, uważamy za słuszne, aby przynajmniej raz w roku upamiętniana była ze szczególną czcią i bardziej uroczyście. Inne rzeczy, które wspominamy, ogarniamy bowiem duchem i umysłem, ale nie uzyskujemy przez to ich realnej obecności. Natomiast w tym sakramentalnym wspomnieniu Chrystusa, choć pod inną postacią, Jezus Chrystus jest pośród nas obecny w swojej istocie. Kiedy wstępował bowiem do nieba, powiedział: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20)”.

Znak sprzeciwu jest znakiem miłości
Jeśli takie są najgłębsze źródła uroczystości Bożego Ciała, to jest to wyraźna wskazówka dla nas, jak mamy ją przeżywać dzisiaj. Kontekst epoki jest zupełnie inny, nie mamy do czynienia z herezjami eucharystycznymi, a jeśli tak, nie stanowią one centrum dyskusji w Kościele. To natomiast z czym mamy powszechnie do czynienia, przynajmniej patrząc na Kościół w Europie, to narastająca obojętność religijna. Paradoksalnie jednak, to właśnie ten czas i nam współczesna kultura jest wołaniem człowieka o wyrwanie go z poczucia samotności. Wciąż powracają w mediach niepokojące statystyki dotyczące pozrywanych więzi rodzinnych, a młodzi ludzie zdaniem psychologów mają poważne problemy w budowaniu trwałych i głębokich przyjaźni. Dzisiaj Boże Ciało – a może w pandemii w sposób szczególny, gdy odsłania się nasza kruchość i wrażliwość na brak obecności drugiego człowieka – może być więc przeżywane jako znak bliskości Boga, Jego czułej wśród nas obecności. Procesje eucharystyczne, nawet jeśli bardzo ograniczone, mogą być dla nas samych, wewnątrz wspólnoty Kościoła, ale też na zewnątrz, pośród ludzi szukających nadziei na trwałą miłość, znakiem Bożej obecności, która jest odpowiedzią na to wołanie. Możemy śmiało wierzyć, że Chrystus – przychodzący w przeszłości do ludzi samotnych, zranionych i wątpiących – chce przez tę uroczystość także dzisiaj objawiać swoje pragnienie przychodzenia do ludzi z egzystencjalnych peryferii. Jeśli chcemy Mu w tym rzeczywiście pomóc, nie możemy zamieniać procesji Bożego Ciała w demonstracje wiary w kontraście do niewierzącego świata, ale uczynić je znakiem Jego bliskości wobec tego świata.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki