Choć pandemia się nie skończyła, warto już grubszą kreską naszkicować pewne podsumowanie tego, co się z nami stało jako wspólnotą tej wiosny. Jacy wyszliśmy z tego zamknięcia, początkowo bardzo ostrego, a od kilku tygodni już luzowanego? Boję się, że bilans tych tygodni jest negatywny. Pomijając już takie ekstrema, jak wzrost przemocy domowej i pojawiające się w rodzinach i innych relacjach międzyludzkich napięcia wynikające z lęku o przyszłość, z lęku o pracę, o wysokość dochodów, lęku o zdrowie własne i bliskich, bilans polityczny wypada zdecydowanie negatywnie. Tygodnie narodowej kwarantanny pokazały całą totalność naszej polityki – totalność władzy i totalność opozycji w dążeniu do swych celów.
Refrenem ostatnich tygodni były wybory prezydenckie, najpierw spór o ich datę, potem o sposób ich przeprowadzenia, gorszące spory dotyczące tego, kto jest winien temu, że 10 maja ostatecznie nie głosowaliśmy. Politycy potrafili dokonać niemożliwego: w czasie gdy potrzebowaliśmy społecznego zaufania, gdy potrzebowaliśmy oparcia, wprowadzili do polityki tak dużo nieufności, złej woli, podejrzliwości, że ostatecznie 10 maja zakończył się wielką awanturą i przerzucaniem odpowiedzialności, kto tu jest bardziej winny.
W tej sprawie uważam, że sporo winy leży po stronie obozu rządzącego, który zmiany w przepisach wyborczych przed majem przepychał kolanem, nie chciał o niczym dyskutować, na siłę parł do wyborów korespondencyjnych, choć wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że zamiast do legalnego wskazania nowego prezydenta doprowadzą do politycznego chaosu.
Niestety, do poważnego sporu doszło też na tle tego, jak sobie z koronawirusem radzić. Tu pretensje mam do opozycji, która za wszelką cenę starała się podważyć zaufanie do państwa, oskarżając rząd co rusz o różne zbrodnie – o to, że wprowadza za mocne restrykcje, że za szybko je znosi, że trzeba nosić maseczki albo że zbyt szybko obowiązek noszenia maseczek jest znoszony. Największe pretensje mam jednak o podważanie zaufania do statystyk chorób i zgonów. Kto zajrzy do roczników statystycznych, szybko dostrzeże, że w marcu i kwietniu tego roku zmarło mniej osób niż w analogicznych miesiącach poprzednich lat. To statystyki z bazy ewidencji PESEL, których nie da się sfałszować. Twierdzenie więc, że rząd masowo zaniża liczbę chorych i zgonów, jest zupełnie absurdalne i niezwykle szkodliwe, ponieważ sprawia, że obywatele tracą wiarę w to, że rząd działa na ich korzyść. W efekcie sposób walki z pandemią stał się kolejnym przedmiotem politycznego sporu i zamiast sprawić, że będziemy lepsi, znów nas mocniej podzielił. Oczywiście to zadanie polityki, by krytykować i zadawać pytania, ale bez minimalnej dozy zaufania wzajemnego nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Choć trzeba przyznać, że w jednym nasza klasa polityczna zdała egzamin. I rządzący, i opozycja wspólnie i sprawnie pracowali nad ustawami, które miały ratować polskich przedsiębiorców przed kryzysem ekonomicznym. Rząd w kolejnych tarczach przemycał niezbyt uczciwie jakieś wątpliwe rozwiązania, niemniej kierunek tych działań był słuszny – przechodziły one przez Sejm i Senat miażdżącą większością głosów przy poparciu PiS i większości posłów opozycji. To przynajmniej jakieś światełko w tym ciemnym tunelu, w którym się znaleźliśmy w ostatnich trzech miesiącach tej wiosny 2020, które z pewnością zapamiętamy na długo.