Logo Przewdonik Katolicki

Niekończąca się opowieść

Paweł Kęska
wezwanie do prokuratury, które znaleziono przy ks. Jerzym w dniu śmierci fot archiwum

Skąd to promieniowanie za przyczyną prostego księdza, który nigdy nie był wybitnym uczniem i nie miał talentu do kazań? Jeśli można gdzieś znaleźć odpowiedź na pytanie o tajemnicę ks. Jerzego Popiełuszki, to na pewno w tym pokoju.

Od beatyfikacji minęło 10 lat, od męczeńskiej śmierci prawie 36. Podłoga skrzypi tak samo jak wtedy, kiedy mieszkał tu Jerzy – jak najczęściej mówili do niego licznie odwiedzający go przyjaciele. Drzwi do niedużego pokoju, do którego wracał po tłumnych Mszach za Ojczyznę, po samotnych przesłuchaniach na SB, wciąż się nie domykają. Na drewnianym stole w pokoiku na plebanii parafii Świętego Stanisława Kostki w Warszawie leży czerwona watykańska księga beatyfikacyjna z tłoczonymi złotymi literami POSITIO SUPER MARTYRIO SERVI DEI GEORGII POPIEŁUSZKO. – Pamiętam, jak żeśmy pilnowali go przed esbecją w grudniu przed Mszą za poległych górników. On przyszedł do nas i miał paczkę papierosów – relacjonuje w swoim świadectwie wydarzenia z 1983 r. emerytowany hutnik z Huty Warszawa, Tadeusz Wiliński. – I mówi, że musi pisać homilię i żartował, że ta paczka mu przez noc musi wystarczyć. I poszedł na górę. Wyczuwał, że jemu grozi śmierć. Niewiele mogliśmy zrobić. Ja znałem bardzo dużo księży, ale on był wyjątkowy. Ta dobroć. Hutnicy płakali, jak zginął – wyjaśnia dalej. W szczerej opowieści robotnika – tak jak w czerwonej księdze zawierającej zeznania świadków życia kapłana – skupia się ta cała dramatyczna historia. 

Tajemnica
Historię młodego rezydenta z parafii Świętego Stanisława Kostki, zamordowanego przez bezpiekę za bezkompromisowość i beatyfikowanego jako męczennika komunizmu, wszyscy znamy. Jest w niej fundamentalna tajemnica i nie chodzi tu o tajemnicę zła… przeciwnie. To tajemnica emanującej siły dobra. Od pamiętnej jesieni 1984 r. przy grobie kapelana „Solidarności” były blisko 23 mln pielgrzymów z ponad 120 krajów świata. Do Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu bł. ks. Jerzego Popiełuszki przesłano do dziś 570 świadectw łask, uzdrowień, ponad 20 z nich posiada dokumentację medyczną. Relikwie ks. Jerzego znalazły się w blisko tysiącu miejsc kultu w Polsce i w prawie pięciuset w 61 krajach na świecie, w tym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Libanie, Wietnamie, Korei Południowej, na Filipinach. Ulice i place imienia ks. Jerzego Popiełuszki znajdziemy w Nowym Yorku, w Budapeszcie, a przed tygodniem odsłonięto jego kolejny pomnik we Francji. Skąd to promieniowanie za przyczyną prostego księdza, który nigdy nie był wybitnym uczniem i nie miał talentu do kazań? Jeśli można gdzieś znaleźć odpowiedź, to właśnie w tym pokoju pełnym niegdyś podsłuchów, w którym podczas niekończącej się liczby spotkań i podczas samotnej modlitwy dojrzewał do świętości. Z dźwiękiem skrzypiącej podłogi przekraczamy więc próg tajemnicy. Wsłuchajmy się w głosy świadków.

Solidarność
– Pamiętam, tu stałam, a Jurek mówił: „Wy będziecie musieli teraz inaczej działać”. Mówił o tworzeniu wspólnot. Żeby ludzie znali się w domach, na klatkach schodowych, w zakładach pracy, żeby nie byli anonimowi – przypomina postać ks. Jerzego, nie kryjąc wzruszenia, dr Anna Gręziak, związana z „Solidarnością” – mówił, żebyśmy tworzyli odnowioną społeczność kraju. Traktuję to jako jego testament. W momencie śmierci miał przy sobie białą zapalniczkę. U jej dołu znajduje się podobizna Lecha Wałęsy, u góry znak „Solidarności Walczącej”, pośrodku klasyczny napis „Solidarność”. Jak wiadomo, idee te dzieli przepaść. Ks. Jerzy znał przedstawicieli wszystkich nurtów „Solidarności”, wśród których byli:  Adam Michnik, Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Zbigniew Romaszewski, Andrzej Gwiazda… można by  długo wymieniać, wszyscy oni bywali na celebrowanych przez niego Mszach i prowadzili z nim długie rozmowy, a niektórzy proponowali mu udział w poważnych inicjatywach, do których nie przystąpił. – Znał ludzi wszystkich opcji. Nie pamiętam, żeby kogokolwiek osądzał. To był przykład tego, jak można widzieć to, co łączy, a nie skupiać się na tym, co dzieli – mówi ks. Adam Boniecki, który zafascynowany osobą młodego kapłana spędził z nim dzień w pokoju na plebanii w grudniu roku 1983. – To był facet, który nie robił żadnych interesów, żadnej kariery, nic. Ryzykował tylko. Absolutna czystość intencji. Służył tym ludziom, którzy walczyli o Polskę i o prawdę. Oczarował mnie odpornością na nieprawdopodobną popularność, którą miał, jego to nie kręciło. Nie czuł się bohaterem narodowym. Poczuł się szalenie potrzebny jako ksiądz. Był jednym z najważniejszych ludzi, jakich poznałem. 

Wolność
– Zachęcał nas do zmiany metod walki. Przekonywał, że trzeba walczyć o siebie, czyli poszerzać sferę wolności osobistej – mówi Adam Nowosad, przyjaciel ks. Jerzego, który spędzał noce w jego domu, dyżurując tak jak inni dla jego bezpieczeństwa. – Odradzał rozprawy siłowe, mówił, że nie wolno dać się zniewolić. Nie zachęcał do wychodzenia na ulicę. Mówił: „Chodźcie do kościoła, prawda was wyzwoli i komunizm przepadnie”. Częstym gościem ks. Jerzego był mecenas Maciej Bednarkiewicz, wspierający go w sądowych przeprawach. – To, co mówił, nie mieściło w sobie żadnych elementów nienawiści. Od początku Mszy za Ojczyznę prezentował program „zło dobrem zwyciężaj”. Potrafił zrobić coś takiego, że nasza reakcja na to, co się dzieje, nie była reakcją sporu. Ks. Jerzy był dla nich najtrudniejszym przeciwnikiem. Wierzył w to, że zło, które nas zalewało, pod wpływem dobra ustąpi. Miał udzielający się spokój. Oni tego nie mogli znieść. Nauka, jaką prezentował kapelan „Solidarności”, była na wskroś praktyczna. Elżbieta Murawska, pielęgniarka, wspomina: – Od pewnego momentu wiadomo było, że to nasze środowisko jest inwigilowane i ksiądz o tym wiedział. Zabronił nam jednak poszukiwania wśród nas donosicieli! Dlaczego? Wiedział, że my byśmy się zagryźli. A to już naprawdę nie były żarty.

Ofiara
Grażyna Dobrzyńska była jednym z jego tajnych „aniołów”. Wiedząc o jej chęci pomocy innym, ks. Jerzy w stanie wojennym przysyłał do niej ludzi w dramatycznych sytuacjach, a ona, tak jak inne „anioły”, udzielała im wszelkiej pomocy. Tak wspomina swoją ostatnią z nim rozmowę: – Wiedział, że to, co podejmuje, jest ponad jego siły, wchodzenie we wszystkie środowiska, zaradzenie wszystkim biedom ludzkim, temu, co się działo w Ojczyźnie. Ja mu mówię: „Oni cię zniszczą, żebyś przestał mówić prawdę!”. A on na to: „Zdaję sobie z tego sprawę… gotowy jestem. Chrystus też cierpiał. Nie zostawię tych ludzi. Bóg jest silniejszy od największego zła”.
Bardzo często na plebanii bywała Joanna Sokół, kurator sądowa zwolniona z pracy za kontakty z ks. Popiełuszką: – Ni z tego, ni z owego ksiądz mówi:  „Jeszcze trochę i wy mnie zostawicie, zostanę całkiem sam, was też przestraszą. Nie upilnujecie mnie. Ja jestem od tego, żeby ludziom służyć, a nie żeby mi służono”. Jeszcze dramatyczniejsze wspomnienia przywołuje Ligia Urniaż-Grabowska, która jako lekarz wielokrotnie wspierała duszpasterza: – Ta noc, kiedy byłam się pożegnać z nim… to była rozpaczliwa rozmowa. Mówił: „Przecież wy choćbyście nie wiem jak chcieli mnie pilnować… wiem, że te dyżury ustalacie – nie jesteście w stanie. Ja nie ucieknę przed tym, czy rozumiesz?”. Ks. Jerzy przepowiadał swoją śmierć wielu osobom, jedną z nich był Wiesław Janiszewski: – Powiedziałem mu: „Słuchaj Jerzy – za dużo robisz im kłopotu, oni cię zabiją”. A on powiedział, że więcej nieraz można zrobić po śmierci.
18 października 1984 r., dzień przed ostatnią podróżą do Bydgoszczy, ksiądz spotkał się z przyjacielem Markiem Chmielewskim, który wspomina: – Mówię mu: „Pojadę z tobą”, a on, że nigdzie nie pojedziesz, masz dzieci! Pierwszy raz na mnie tak huknął. Zrobiło się cicho... Mówi: „Pewnie głodny jesteś, zrobię ci kanapki”. Tak siedzieliśmy i właściwie nie rozmawialiśmy. Mówię: „Wiesz, Jurek, chyba pójdę do domu”. Objęliśmy się tak… on jakby się żegnał… Po 25 latach go zobaczyłem, przed beatyfikacją, podczas ekshumacji.

Wierność
– Podczas pogrzebu ks. Jerzego przysięgałem, że będę wiernie czuwał przy jego grobie. I czuwałem – kończy swoją opowieść Tadeusz Wiliński, robotnik z Huty. – Schodziłem z drugiej zmiany i przyjeżdżałem tutaj, i tak przez 30 lat. Po śmierci księdza przyszła tu armia ludzi, którzy dzień i noc strzegli jego grobu, pisali tysiące pism z prośbą o beatyfikację znaczonych niekończącymi się rzędami podpisów, w końcu stworzyli służbę informacyjną badającą kult męczennika. Wszystkie liczby świadczące o skali tego kultu nie zostały ustalone przez instytuty badawcze, ale przez rzeszę ludzi cierpliwie podnoszących z ziemi każdy ślad pozostawiony po Jerzym, ich księdzu, który był wierny do końca. Przed jego grobem klęczą dziś, stoją, są również ludzie młodzi, którzy nie pamiętają komunizmu. Często mówią do niego po imieniu… jakby czas nie miał znaczenia. Ostatnie słowo należy do ks. Jerzego Popiełuszki, który w jednym z ostatnich wywiadów powiedział: „Widziałem, spowiadałem ludzi, którzy zmęczeni do granic wytrzymałości klęczeli na bruku, tam chyba ci ludzie zrozumieli, że są silni, że są mocni właśnie w jedności z Bogiem, z Kościołem. I wtedy zrodziła się potrzeba pozostania z nimi”. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki