Żona pisarza Kinga Strzelecka poinformowała o jego śmierci dziennikarzy, dodając krótką charakterystykę swojego męża: „Był ciepłym, czułym człowiekiem. Kochał życie, nie był samotnikiem, jak próbowano go przedstawiać. Tak bardzo lubił rozmawiać z ludźmi, tak bardzo wciąż był ciekawy świata”. Rzeczywiście, gdyby zrobić przegląd tych, którzy żegnali go od razu po podaniu informacji o jego śmierci, trudno byłoby uwierzyć, że był samotnikiem – pisali o nim pisarze, aktorzy, profesorowie literatury, politycy (wszystkich opcji), nawet kibice piłkarscy (bo był zapalonym fanem Cracovii). Ściany mediów społecznościowych wytapetowano natomiast cytatami Jerzego Pilcha: błyskotliwymi, zaskakującymi, po których na twarzy pojawiał się uśmiech.
Fraza Pilcha
Chyba największym marzeniem artystów pióra jest wyrobienie oryginalnego stylu, takiego sposobu budowania zdania, po którym byłoby się rozpoznawalnym. Taką cechę miała właśnie twórczość Jerzego Pilcha. Podkreślają to wszyscy, którzy go wspominają. Równocześnie nie da się w jednym zdaniu określić, na czym ta oryginalność stylu polegała, z czego wynikała. Może taki dokładny opis jest w ogóle potrzebny tylko teoretykom literatury.
On sam pisał o książkach w Bezpowrotnie utraconej leworęczności: „Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać. Biblioteka jest zbiorem snów zapomnianych, ale utrwalonych, jest szansą nieustannego powrotu, a każdy powrót może tu na powrót stać się pierwszym przyjściem”. Ludzie wracają do całych książek, ale też do pojedynczych zdań Pilcha, chcąc na chwilę zanurzyć się w marzeniu, które zawarł w swoim dziele literackim czy felietonie.
Niektórzy mówią, że często nie jest ważny nawet temat, który porusza, ważne jest, w jaki sposób go wyraża. Dlatego mówi się o nim jako o styliście, kimś, kto nie skupia się na jakiejś szczególnej funkcji literatury, poza tą, że jest ona pięknym dziełem języka. Pisał: „W końcu nie jest wielkim sekretem ani literackim, ani egzystencjalnym fakt, iż mówić umieją wszyscy, natomiast zapisać swe mówienie mało kto potrafi”. W jakimś sensie tropił to „zapisywanie mówienia”, zanim debiutował jako krytyk literacki i wykładowca na krakowskiej polonistyce, potem w swoich felietonach dla „Tygodnika Powszechnego”, „Polityki”, „Dziennika”, „Przekroju” i innych czasopism. Ostrza jego frazy niektórzy się obawiali, ale wszyscy wiedzieli, że jeżeli kogoś ono dotknęło, było to wielkim wyróżnieniem. Fraza to także jeden z głównych budulców jego dramatów Inne rozkosze czy Narty Ojca Świętego.
Wokół nicości
Obok niepowtarzalnego stylu Pilcha wyróżnia także tematyka jego twórczości, która z kolei w jakimś sensie jest powtarzalna. Co zatem składa się na ten swoisty świat wyobrażony zmarłego niedawno pisarza? Jest to z jednej strony jego dzieciństwo i okolica, w której się wychowywał, kobiety, futbol. Często podejmuje on temat choroby alkoholowej, z którą sam się zmagał na pewnym etapie swojego życia, i jej konsekwencji, jak również choroby, z którą przeżył ostatnie lata życia – parkinsona. Tematy te pojawiały się w jego twórczości jak refren, modyfikowany przez aktualne doświadczenie, inną optykę.
Warto wspomnieć o pierwszym temacie – swojego pochodzenia. Pilch urodził się na Śląsku Cieszyńskim – w Wiśle, w roku 1952. Mimo że trwała wtedy stalinowska ateizacja życia, to jednak na tym terenie od wieków bardzo silnie trzymała się kultura protestancka. W ewangelicko-augsburskiej rodzinie przychodzi na świat Jerzy, przyszły pisarz. W początkowych latach życia wychowuje go babka. Ów protestancki etos pracy, to surowe i charakterystyczne spojrzenie na świat stanie się przedmiotem jego twórczości. Nawet o pisarstwie mówił, że powinno być ono ciężką pracą, jakimś rodzajem ascezy stosowanej godzinami wysiedzianymi przy biurku. „Trochę żałuję, że tak wcześnie opuściłem Wisłę, bo to była kopalnia tematów – wspominał po latach. – Na przykład przychodził listonosz do mojej babki i trzy godziny deliberowali o duchu jasności i duchu ciemności. Nie pamiętam tych rozmów, więc musiałem to w swoich książkach wymyślać. A gdybym tam został, w końcu wysłuchałbym ich rozmowy i opisał”. Tego listonosza pamiętamy z powieści Wiele demonów, a fakt, że luterańskie dziedzictwo Pilcha było dla niego istotne, podkreśla choćby to, że sam siebie nazywał „lutrem”.
Temat alkoholizmu, wyniszczającej choroby, od której niezwykle trudno uciec, pojawia się już w debiutanckiej powieści Spis cudzołożnic, najmocniej wybrzmiewa natomiast w uhonorowanej Nagrodą Literacką Nike powieści Pod Mocnym Aniołem. Mało kto tak odważnie i szczerze mówi o swoim upodleniu związanym z piciem alkoholu. I jest w tym pewna pułapka, bo przecież bohater literacki to ktoś inny niż autor. Dzięki sile literatury Pilch nie musiał prowadzić jakiejś osobistej antyalkoholowej krucjaty, boleśnie sugestywnie zbudowany bohater sprawił, że jego twórczość dla walki z alkoholizmem robi więcej niż profilaktyczne broszurki. Obnaża tym samym smutną prawdę o alkoholizmie, że można szukać mnóstwa jego usprawiedliwień, ale i tak ostatecznie: „Piję, kiedy wypijam pierwszy kieliszek, i piję, kiedy wypijam ostatni kieliszek, wtedy piję tym bardziej, ponieważ ostatniego kieliszka nie wypiłem nigdy”. Nagrodzoną powieść na ekrany kin przeniósł Wojciech Smarzowski, a w tym samym temacie Pilch napisał jeszcze scenariusz do filmu Żółty szalik z genialnymi kreacjami Jerzego Gajosa i Danuty Szaflarskiej.
Prof. Przemysław Czapliński wspominając pisarza, zaznaczył, że machina pisarska, którą wprawił w ruch Jerzy Pilch, pracowała wokół nicości, wokół tego, co zabiera, tego, co tracimy. Zazwyczaj są to tematy, od których wolelibyśmy uciec, które są bolesne. Pilch sprawiał, że mogliśmy z nimi stanąć twarzą w twarz.