Logo Przewdonik Katolicki

Odzyskać utracone

Natalia Budzyńska
Dzieła sztuki same nie upomną się o zwrot do swoich prawowitych właścicieli

Niejeden raz pisałam w „Przewodniku Katolickim” o dziełach sztuki utraconych, czyli zrabowanych przez nazistów i komunistów w ciągu wojennej i powojennej zawieruchy. Co jakiś czas mogliśmy się cieszyć, że odnalazło się płótno znane już tylko z przedwojennych zdjęć i muzealnych dokumentacji.

Znajdowało się najczęściej na jakiejś niszowej aukcji gdzieś w świecie, często jednak na aukcjach prowadzonych przez znane i uznane domy aukcyjne. Już w dzieciństwie fascynowała mnie praca bohatera ulubionych powieści młodzieżowych. Pan Samochodzik korzystając ze swej ogromnej erudycji, odnajdywał prawdziwe skarby. Dzisiaj zapewne korzystałby z rewolucyjnej aplikacji na smartfona o nazwie ArtSherlock (dostępna dla każdego za darmo). Kilkanaście dni temu zaprezentowano ją światu. Jej działanie jest bardzo proste: robisz zdjęcie dziełu sztuki, a aplikacja od razu daje znać, czy to dzieło utracone w wyniku działań wojennych i poszukiwane przez cały sztab Panów Samochodzików. Trochę trywializuję, z góry przepraszam specjalistów, którzy z poczuciem misji od lat prowadzą detektywistyczną pracę, ale felieton ma swoje prawa. Aplikacja rozpozna 63 tysiące pozycji – tyle, ile znajduje się w ogólnopolskiej bazie danych strat wojennych. A wśród nich dzieła Rubensa, Rafaela, Durera, braci Gierymskich, Matejki, Wyspiańskiego i tysiące mniej znanych artystów, a także przedmiotów sztuki użytkowej. Wywożono bowiem na potęgę. Wprawdzie Panu Samochodzikowi zdarzyło się odnaleźć także i takie dzieła zrabowane, ale tak naprawdę oficjalnie i w sposób zorganizowany zajęto się tym w naszym kraju dopiero w latach 90. ubiegłego wieku. Pełna lista dzieł sztuki utraconych w czasie II wojny światowej powstała w 1992 r. Od tego czasu kilka razy w roku otrzymujemy informacje o kolejnym odnalezionym obrazie czy rzeźbie. Jak tych odnalezionych przypadkiem przez policję kilka lat temu, należących do syna osobistego marszanda Hitlera, Corneliusa Gurlitta. Były ukryte, a prywatna kolekcja liczyła ponad tysiąc dzieł. Nikt o niej nic nie wiedział aż do 2012 roku. Natomiast pojedyncze obrazy albo zalegają w magazynach muzeów, albo wiszą na ścianach kolekcjonerów, którzy nawet nie znają ich pochodzenia. Dziwić się można profesjonalistom, którzy dopuszczają na aukcje dzieła o niepewnym pochodzeniu. Na przykład wiedeński dom aukcyjny Im Kinsky oferował w maju tego roku osiemnastowieczne popiersie bogini Diany autorstwa Houdona należące przed wojną do kolekcji Łazienek Królewskich. Rzeźba wróci do Warszawy.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki