Logo Przewdonik Katolicki

Szczęśliwy wiek Krakowa

Marcin Nowak
Fot. A.Kurasińska/PK

Takiego określenia doczekał się niezwykły okres w historii Królewskiego Miasta, kiedy stawiali w nim swoje kroki wielcy błogosławieni. I tu niespodzianka, bo wcale nie chodzi o wiek XX, Faustynę i Jana Pawła II.

Przeddzień Światowych Dni Młodzieży to dobry moment, aby odkurzyć mało znany a spektakularny fakt w dziejach polskiej hagiografii. W stolicy Małopolski nieprzerwanie przez 125 lat mieszkali bohaterowie ze „świętych obrazków”, a czasem kilku jednocześnie! Błogosławionym czasem w historii miasta było XV stulecie.
 
176 cudów w rok
Rok 1993, homilia beatyfikacyjna, mówi św. Jan Paweł II:. „Żarliwy czciciel Eucharystii, nauczyciel i obrońca prawdy ewangelicznej, wychowawca, przewodnik na drogach życia duchowego, opiekun ubogich. Pamięć o świętości sługi Bożego żyje i owocuje do dzisiaj. Tej pamięci lud Krakowa, a zwłaszcza lud Kazimierza, dawał wyraz przez modlitwę u jego relikwii nieprzerwanie aż do naszych czasów. Jako arcybiskup krakowski nieraz tym modlitwom przewodniczyłem”.
Wykazanie heroiczności cnót postaci, które żyły wiele lat temu, bywa bardzo trudne. Ale ze św. Stanisławem Kazimierczykiem (1433–1489) – to nasza pierwsza „szczęśliwa postać” – było dość łatwo: ciągłość kultu przez 500 lat, powiększający się „dorobek” wyproszonych łask... Tylko w ciągu pierwszego roku od jego śmierci odnotowano 176 cudów za jego wstawiennictwem. Do kanonizacji przyczyniło się uzdrowienie właściciela Suchej Beskidzkiej, któremu wypłynęło oko.
Kazimierczyk należał do elity intelektualnej Krakowa. Był kanonikiem regularnym i mistrzem życia zakonnego. Kochał Jezusa eucharystycznego. Urządzał nocne ucieczki do kaplicy, aby trwać na adoracji. Rozwijał swoje umiejętności homiletyczne. Spisywał kazania, dawał przełożonym do akceptacji, a potem uczył się ich na pamięć, „zawsze to w uściech i sercu maiąc: tak należy kochać ludzi, aby nie kochać ich błędów”.
Będąc wyrozumiałym dla innych (np. swoim wychowankom zalecał popołudniowy wypoczynek), nie oszczędzał samego siebie. Gdy w latach 80. XV w. Kraków dziesiątkowała zaraza, Stanisław zasłynął jako opiekun cierpiących. Brakowało rąk do pracy, z placu boju uciekli nawet kanonicy regularni. W zakonie został tylko jeden ochotnik. Namaszczał chorych, grzebał umarłych. Niektóre biografie podają, że zmarł ze skrajnego przepracowania.
Wróćmy na chwilę do tytułu artykułu. Szczęśliwy wiek Krakowa ma „malarską” genezę. W kościele Bożego Ciała wisi obraz Łukasza Porębskiego z 1628 r. Dzieło przedstawia Kazimierczyka w gronie czterech przyjaciół, o których mamy przekonanie, że dzielą z nim chwałę nieba. Są to św. Jan Kanty, św. Szymon z Lipnicy, bł. Michał Giedroyć i Świętosław Milczący. Porębski zatytułował swój obraz Felix saeculum Cracoviae, czyli właśnie Szczęśliwy wiek Krakowa.
 
Przymierze nauki i świętości
Kolejna biografia z papieskim akcentem. W 1997 r. podczas pielgrzymki do Polski św. Jan Paweł II pragnął się pomodlić przed grobem słynnego profesora. Szczątki św. Jana z Kęt (1390–1473) spoczywają w uniwersyteckiej kolegiacie św. Anny. Kościelne ławki wypełnili wtedy przedstawiciele środowisk akademickich, a chór zaśpiewał Gaude Mater Polonia. Dlaczego papież chciał uklęknąć przed Janem Kantym?
Prawdopodobnie pochodził z zamożnej rodziny. Studiował na Akademii Krakowskiej, uzyskując bardzo dobre wyniki. Święcenia kapłańskie przyjął w Tuchowie. Był nauczycielem w szkole klasztornej, proboszczem i dziekanem Wydziału Sztuk Wyzwolonych Akademii Krakowskiej, a po uzyskaniu doktoratu objął katedrę teologii i dożywotnio nią zarządzał. Pasją profesora Jana były manuskrypty. Przez 40 lat kopiował dzieła m.in. św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu. Był niezwykle pracowity – Biblioteki Jagiellońska oraz Watykańska przechowują ponad 18 tys. stron jego rękopisów! Jan Kanty słynął też z troski o ubogich. Podczas posiłku w profesorskiej jadalni poinformowano go, że przed drzwiami stoi żebrak. „Chrystus przyszedł!” – krzyknął święty – i podzielił się z biedakiem jedzeniem.
 
Cudowne dziecko
Kolejny „szczęśliwy” urodził się w Lipnicy Murowanej; tej samej, którą znamy z konkursu najpiękniejszych palm wielkanocnych. Jednak większość życia św. Szymon z Lipnicy (1435–1482) spędził w Krakowie, gdzie najpierw studiował na Akademii Krakowskiej, a potem pracował w klasztorze oo. bernardynów. Maryję kochał całym sercem – w „Szymonówce”, czyli skromnej celi, która była jego domem, znajduje się napis: „ktokolwiek będziesz mieszkał w tej celi, pamiętaj, byś kochał Maryję Matkę...”. Choć był skromny i nie pchał się na salony, zapraszano go na Wawel i ceniono jako filozofa, kaznodzieję i królewskiego spowiednika. Chociaż chciał, „by po mnie jak po robaku deptano!”, to jego życzenie się nie spełniło – w bernardyńskim kościele ma marmurową konfesję. Ale czy mogło być inaczej, skoro już jako dziecko cudownie ugasił pożar, a gdy za darmo rozdał upieczony na sprzedaż chleb, jego sakiewka wypełniła się monetami?
Jedną z najcenniejszych Szymonowych relikwii jest jego płaszcz. Krótko po śmierci bracia bernardyni zanosili go chorym i kobietom w ciąży, które do dziś modlą się przy jego grobie o szczęśliwe rozwiązanie.
 
„Kościół umiatał”
Po ludzku – „nic specjalnego”. Brzydki, karłowaty, jedna noga krótsza, więc choć miał książęce pochodzenie, nie nadawał się na rycerza. Bł. Michał Giedroyć (1425–1485) pochodził z Litwy. Tam wstąpił do Kanoników Regularnych od Pokuty. Ponieważ był zdolny, przełożeni wysłali go na Akademię Krakowską – tym sposobem został pierwszym studentem Litwy. Mógł przyjąć święcenia kapłańskie, ale wybrał skromną posługę brata zakonnego. Poświęcił się pracy zakrystiana w kościele św. Marka w Krakowie, z którym związał całe swoje życie: „W kościele ustawiczny abo do Mszy świetey służył / abo Ołtarz ubierał / abo Kościół umiatał”. Zainteresowanie budziło najpierw jego kalectwo, potem niezwykła pobożność. Napotkani ludzie widzieli w nim „przyjaciela Boga” i prosili o modlitwę wstawienniczą, której nie odmawiał. Z powodu fizycznych ułomności miał szczególne nabożeństwo do Męki Pana Jezusa. Sam Chrystus powiedział mu: „Bądź cierpliwy aż do śmierci, a otrzymasz koronę chwały”.
 
Cichy miłośnik Maryi
Ostatnim „szczęśliwym” przyjacielem Kazimierczyka był Świętosław Milczący (zm. 1489). Zdecydowanie nie gaduła – powściągliwością w mowie czcił Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Mól książkowy, rozmiłowany w lekturach, które pomagały mu ćwiczyć ascezę milczenia. Miał ogromną biblioteczkę, a swoimi zbiorami chętnie dzielił się z innymi. Sprowadzał dzieła teologiczne i filozoficzne, które po przeczytaniu ofiarowywał zakonom. Był uznanym duszpasterzem i spowiednikiem. W jego biografii jest wiele białych plam, ale wiemy na pewno, że długie lata służył przy ołtarzu w kościele Mariackim, gdzie go pochowano. W kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej znajduje się tabliczka z informacją, że Świętosław jest patronem osób przystępujących do sakramentu pokuty. Wciąż czeka na wyniesienie na ołtarze.
Kazimierczyk, Kanty, Szymon z Lipnicy, Michał Giedroyć, Świętosław Milczący. Ale „święty kwintet” to mało. Szczęśliwy wiek XV dał Krakowowi jeszcze inne wspaniałe postacie, m.in. św. Kazimierza Jagiellończyka (1458–1484) i sługę Bożego Izajasza Bonera (1399–1471). O królewiczu, patronie Polski i Litwy, wiemy sporo. „Był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu” – pisał o nim Jan Długosz. Już w wieku 13 lat stał na czele wojsk. Wypełnianie obowiązków wynikających z życia publicznego przenikała głęboka duchowość. Zmarł nieoczekiwanie na gruźlicę. Miał 26 lat.
Augustianin Izajasz Boner (1399–1471), niezwykle chłonny umysł, studiował w Krakowie i Padwie. W zakonie powierzano mu odpowiedzialne posługi. Dbał o wypełnianie reguły i wysokie standardy moralne swoich współbraci. Zatapiał się w modlitwie do Maryi. Legenda mówi, że najpierw odnowił obraz Matki Bożej Pocieszenia, a potem wskrzesił przed nim zmarłe dziecko. Tak jak Świętosław, również czeka na beatyfikację.
 
Ciągłość ducha
Kraków zaprasza nas więc nie tylko do odkrywania zakamarków miłosierdzia, co jest tematem papiesko-młodzieżowego spotkania. W przewodnikach po mieście zaznaczmy także te miejsca, których tradycja i duchowość karmiły kolejne pokolenia. Dla nas to tajemnica, ale Pan Bóg wie, w jaki sposób „wielka siódemka” ukształtowała proroków „iskry miłosierdzia”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki