Logo Przewdonik Katolicki

Powrót rzek

Natalia Budzyńska
fot. Tytus Żmijewski

Rzeki zostały wymazane z planów polskich miast. Zmieniano im bieg, zasypywano, skazywano na zapomnienie. Dzisiaj wracają jako miejsca atrakcyjne dla mieszkańców, turystów, klubowiczów i deweloperów. To efekt trendów obecnych na całym świecie.

Można nie być jednak tak zadowolonym, jeśli jest się na przykład mieszkańcem warszawskiego Powiśla. Od co najmniej dwóch lat liczba miejsc spotkań towarzyskich nad Wisłą wciąż przejawia tendencję wzrostową, knajpki powstają jedna przy drugiej, a tłumy przesiadują na leżakach właściwie do wczesnych godzin rannych. Trudno znaleźć tak zwany złoty środek, bo przecież z jednej strony akurat w Warszawie rzeka powróciła do miasta w sposób spektakularny. Najmodniejsze z bulwarowych klubokawiarni to Hocki Klocki, Plac Zabaw, Temat Rzeka i Cud nad Wisłą, ale oprócz zimnego piwa można w tym roku zwiedzić przeszklony pawilon „iBarka”, w którym pokazana jest wystawa o historii rzeki „Skarby Wisły”. Latem więc nie ma co szukać miejsc na spotkania w centrum miasta, najlepiej iść prosto nad rzekę. Warszawie pod względem liczby tak zwanych punktów gastronomicznych nie dorównuje żadne inne polskie miasto, choć niemal we wszystkich rzeka odzyskuje znaczenie. Bo przecież u zarania dziejów miast miała niebagatelne.
Znikające rzeki
Miasta przecież powstawały nad rzekami. Rzeki były miastom niezbędne, dzięki nim mogły się rozwijać. Liczył się przecież przede wszystkim szlak komunikacyjny i handlowy. Ale rzeka to też zagrożenie – powodzie niejednokrotnie niszczyły miasta. Jeszcze po 1945 r. mieszkańcy miast potrafili się rzekami cieszyć, plaże miejskie były pełne ludzi, działały wypożyczalnie kajaków, porty rzeczne, pływały statki turystyczne. Potem się to zmieniło. Powojenna polityka urbanizacyjna postanowiła wykreślić rzeki z planów miast, skierować je jak najdalej od centrum, skazać na nieistnienie. Dlaczego tak się stało? Trochę ze względu na zabezpieczenie miast przed powodziami, trochę z powodu zniszczeń wojennych, trochę z powodu takich a nie innych trendów w planowaniu miast. Koryta zostały obetonowane. Brzegi i plaże zarosły chaszczami. Kto chciałby przesiadywać w tak nieprzyjemnych i oddalonych miejscach? Może wędkarze, a z pewnością drobni przestępcy. Wkrótce znikną nawet wędkarze – rzeki stają się pełne ścieków, nie nadążają z samooczyszczeniem. Czasy PRL są dla polskich rzek najgorsze. To nie tylko polskie doświadczenie, podobnie ta historia wyglądała w wielu europejskich miastach. Tyle że metropolie bogatych społeczeństw zachodnich potencjał rzeki i nadrzecznych terenów dostrzegły wcześniej. Dlatego w Berlinie czy w Madrycie, nie mówiąc o Amsterdamie, życie nad rzekami tętni od dawna i to stamtąd te trendy nadeszły wreszcie i do nas.
 
Bulwary i mariny
 
Ale przecież nie chodzi tylko o miejsca do jedzenia i picia. Rewitalizacja terenów nadrzecznych to coś więcej, to zwrócenie miasta ku rzece. Nie uda się to wtedy, gdy ograniczymy się do otwartych w sezonie letnim ogródków przeznaczonych do całonocnej konsumpcji. Potrzebne są długofalowe inwestycje. Jakie? Na przykład takie jak Centrum Nauki Kopernik, wybudowane nad Wisłą. To zresztą nie wszystko, bo potrzebny jest jeden zintegrowany plan zagospodarowania terenów przy rzece. Oznacza to na przykład zapewnienie dojazdu, a więc modernizację ulic, chodników, bulwarów, bo przecież trzeba jakoś oddalone od rzeki centra miast do niej przybliżyć. A na dodatek zrobić to tak, żeby rzeka nie dzieliła miasta, ale je scalała. Polskie miasta mają wielki rzeczny potencjał. Do rzeki zbliżyła się Bydgoszcz (która stała się wzorem dla innych polskich miast, z powodzeniem powracając nad Brdę już w 2004 r.), Gdańsk, Wrocław, Szczecin, Poznań. Niektóre z nich na razie w formie planów, ale za to coraz bardziej szczegółowych i konkretnych. Wrocław dla rewitalizacji ma odzyskać kilometrowy brzeg Odry, powstać ma przystań turystyczna, amfiteatr, ścieżki rowerowe i spacerowe, a Magdalena Abakanowicz wykona rzeźby ptaków, które zawisną na nadodrzańskim placu przed Akademią Sztuk Pięknych. Już dziś istnieją marina i wypożyczalnie kajaków, a niektóre apartamentowce mają dostęp do własnego pomostu. Nowe nadbrzeże ma Szczecin i planuje jeszcze lepiej wykorzystać deltę Odry, w obrębie której doliczyć się można ponad dwadziestu wysp. Szczeciński plan rewitalizacji Międzyodrza nosi nazwę Pływające Ogrody. W Lublinie zaczął działać plan zagospodarowania terenów przy Bystrzycy, w Gdańsku zadbano wreszcie o Wyspę Spichrzów, mieszkańcy Białegostoku chcą wypoczywać nad rzeką Białą, Gorzów Wielkopolski odnowił bulwary nad Wartą. Największe zmiany szykują się w Poznaniu, gdzie od kilku lat dyskutuje się o przyszłości rzeki. Warta odwróciła się od miasta zaraz po wojnie, kiedy zasypano stare koryto i wytyczono jej nową drogę obetonowanym brzegiem. Przez wiele dziesięcioleci opuszczona, od trzech lat została wybrana na letnie centrum miasta przez młodych mieszkańców. Na razie oprócz dwóch czy trzech miejskich plaż, jednego miejsca kulturalnego i miniprzystani, brzydkie brzegi Warty okupowane są przez pijących piwo poznaniaków. Ale do 2030 r. Poznań ma się stać miastem mostów i kanałów, powstać mają nad Wartą nowe osiedla połączone z nadbrzeżem, marinami, przystaniami i terenami rekreacyjnymi. Co ze szpecącym betonem? W niektórych dużych miastach europejskich sukcesywnie takie nadbrzeża likwidowane. Być może odkopane zostanie stare koryto rzeki, dzięki czemu miasto zyska kolejną wyspę, a rzeka zamiast dzielić znów połączy ze sobą dzielnice.  W ten sposób odkopując koryto rzeki, odzyskano z powodzeniem rzekę na przykład w holenderskim miasteczku Breda.
„Amsterdam” w każdym mieście
Spektakularnie odkopano rzekę całkiem niedawno w znacznie większym mieście niż Breda. Przez samo centrum dziesięciomilionowego Seulu płynęła rzeka Cheonggyecheon, od wielu już lat niewidoczna, zaniedbana i zarośnięta rzeczka została zalana betonem w latach 70. i zamieniona w kilkupasmową autostradę. Nowy burmistrz miasta postawił jednak na rewitalizację miasta, likwidując mimo protestów autostradę i odzyskując – dosłownie – rzeczkę. To działanie kompletnie odmieniło pejzaż Seulu, który zyskał zupełnie nową przestrzeń: wśród wysokich betonowych budynków „wyrosła” zielona oaza: kilkukilometrowy odcinek parku porastającego nadbrzeża Cheonggyecheon. O odkopaniu rzeki myślą też urzędnicy z Legnicy i Katowic. Także w tych przypadkach chodzi o małe rzeczki, dzięki którym jednak miasto zyska wiele uroku.
Pod względem długości rzek Polska zajmuje piąte miejsce w Europie, więc mamy duży potencjał. Zmęczeni betonem i zakorkowanymi ulicami spójrzmy na rzeki. Tak jak w Bydgoszczy, w której życie toczy się wzdłuż Brdy. Kajaki, rowery wodne, kawiarnie, imprezy kulturalne, plaże, restauracje, mosty i kładki, barki z pokojami do wynajęcia, tramwaj wodny. Często na wodzie jest po prostu tłok. A władze miasta co roku realizują rewitalizacje kolejnych nadrzecznych terenów. Właśnie z Bydgoszczy wzór powinny brać wszystkie polskie miasta. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki