Carmen Hernández razem z Kiko Argüello i ojcem Mario Pazzim tworzyła Międzynarodową Ekipę Odpowiedzialnych za Drogę Neokatechumenalną. Chorowała od kilku lat, nie towarzyszyła już Kiko Argüello podczas jego podróży i spotkań. Modliliśmy się o wytrwałość i męstwo w cierpieniu i starości dla niej. Kiko Argüello i Carmen Hernández towarzyszyli mi od ponad 20 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Drodze i wstąpiłam do wspólnoty. Im obojgu mam za co dziękować, bo dzięki Drodze poznałam Boga, który mnie – grzesznika – kocha, zrozumiałam dar Eucharystii i cud żywego Kościoła jako wspólnoty braci. „Carmen, jakże wielka pomoc dla Drogi! Nigdy mi nie schlebiała, zawsze myśląc o dobru Kościoła. Jakże mocna kobieta! Nigdy nie poznałem nikogo takiego jak Ona” – pisał w liście zawiadamiającym o jej śmierci Kiko Argüello. Rzeczywiście, miała temperament prawdziwe hiszpański. Kiedy Kiko – przecież artysta – za dużo mówił, potrafiła mu przerwać, nie zważając na nic, miała cięty język, dużą wiedzę teologiczną i ogromną miłość do papieża i Kościoła. Jest takie zdjęcie z wczesnych lat 60. 35-letnia Carmen w prostej sukience stoi obok arcybiskupa Madrytu Casimiro Morcillo, który przyjechał do slamsów Palomeras Altas zobaczyć pierwsze wspólnoty. Lubię tę fotografię, bo pokazuje początki Drogi – nie wymyślonej przez intelektualistów przy stoliku z kawą, ale w żywym doświadczeniu, wśród tych, których się nie chce znać. To wspólnota stworzona nie mocą pomocy humanitarnej i społecznej, ale mocą tylko i wyłącznie słowa Bożego. Że stało się to pod natchnieniem Ducha Świętego, pokazują owoce: wspólnoty na całym świecie, misje rodzin, powołania i dziesiątki seminariów misyjnych Redemptoris Mater.
Duch misyjny
Carmen urodziła się w Hiszpanii, niedaleko miasta Olvega, w Aragonii. Mówiła, że przez kontakt z jezuickimi misjonarzami od dziecka marzyła o tym, żeby wyjechać na misje. Kiedy miała 15 lat, wraz z rodziną przeniosła się do Madrytu i usiłowała namówić ojca na pozwolenie wyjazdu na misje – myślała tylko o ewangelizacji. Posłuszna ojcu poszła jednak na studia – studiowała chemię na uniwersytecie w Madrycie. Potem krótko pracowała w fabryce ojca, ale jej powołanie było zupełnie inne. Dzięki pewnemu misjonarzowi z Japonii zaangażowała się w zupełnie nowy w Hiszpanii ruch misyjny o nazwie Misiones de Cristo Jesus w Tudeli. Spędziła tam kilka lat, przygotowując się do wyjazdu na misje. To stamtąd wyruszały grupy do Japonii, Konga, Indii. Były tam siostry zakonne, zakonnicy i osoby świeckie. W tym samym czasie Carmen zaczęła studiować teologię w Walencji. W 1960 r. została skierowana na misję do upragnionych Indii, ale w Centrum Misyjnym, które było właściwie zgromadzeniem żeńskim, nastąpiła reorganizacja, nie chciano już tak ściśle współpracować ze świeckimi. Zamiast do Indii wyjechała do Barcelony, mieszkała w tanich domach i w barakach w dzielnicy biedoty i pracowała w fabryce. Organizowała z innymi grupy, które wyjeżdżały na misje do Boliwii. Z takim zadaniem znalazła się w Madrycie. W tym czasie zdolny artysta z Madrytu, który przeżywał kryzys duchowy, zapragnął odnaleźć sens życia i żywego Boga wśród zła tego świata. Czy jest Bóg wśród cierpiących ludzi, którzy nie mają niczego? Wziął gitarę i Pismo Święte i zamieszkał w rozpadających się barakach wśród Cyganów, prostytutek, złodziei. Nie po to, żeby ich moralizować, mówić im, jak mają żyć, albo wykładać prawdy wiary. Wzorem Małych Braci Karola de Foucauld chciał po prostu z nimi być: jak ubogi wśród ubogich, w milczeniu. Modlić się i widzieć w nich Chrystusa Ukrzyżowanego. Spotkali siostrę Carmen. Mieszkanie w slumsach nie było dla Carmen niczym nowym – miała już takie doświadczenie. Nie w wygodnym domu ojca, ale wśród biedaków szukała odpowiedzi na pytanie: czego chce ode mnie Bóg? Początkowo się kłócili, a pojednał ich ze sobą abp Casimiro Morcillo. „Bez niego nie powstałaby żadna wspólnota” – mawiała Carmen Hernandez. Ale zbieranina ludzi w Palomeras Altas, w większości drobnych przestępców, alkoholików i sponiewieranych kobiet, którzy razem z Kiko śpiewali przy akompaniamencie gitary psalmy, zrobiła na niej wrażenie. Dotychczas bowiem myślała o wspólnocie jako o wyselekcjonowanych ludziach, którzy mają robić coś dla innych. Tymczasem Kiko mówił jej o wspólnocie na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu, gdzie drugi jest Chrystusem. To tam, w tej najgorszej z dzielnic miasta, gdzie nikt się nie zapuszczał, narodził się trójnóg, na którym opiera się Droga Neokatechumenalna: Słowo, Liturgia, Wspólnota. Carmen Hernández zobaczyła wspólnotę ubogich, ludzi, którzy nie mieli nic do ukrycia, którzy wołali do Boga z całkowitą szczerością. Ci bracia, z tej pierwszej wspólnoty, w czasie Mszy pogrzebowej Carmen stali dookoła jej trumny i śpiewali Credo – Wyznanie wiary.
Pascha
Dar Eucharystii Carmen Hernández odkryła dzięki prał. Farnesowi, którego poznała w Barcelonie w 1962 r. Jako członek Instytutu Liturgicznego przygotowywał materiały odnowy liturgicznej na Sobór Watykański II. To dzięki tej znajomości i dzięki faktom ze swego życia Carmen zrozumiała, na czym polega odnowa soborowa Eucharystii, Paschy, liturgii. Carmen mówiła, że baraki Palomeras Altas były ważnym wydarzeniem dla Kiko, a dla niej najważniejsze było wejście w Sobór i odnowa liturgiczna. „Pan dał mi dar poznania tego, że Sobór otwiera nowy etap w historii Kościoła” – mówiła w swoim świadectwie. To, co wydarzyło się w slamsach Palomeras Altas, to fakt, że nauka Soboru dotarła do ubogich. Dar Eucharystii to dotarcie do jej źródeł, do Tajemnicy Paschalnej. Żeby pojąć Eucharystię, trzeba zrozumieć Paschę żydowską. Dzięki ks. Farnesowi Carmen odkrywała te źródła Eucharystii. Dla nas, na Drodze Neokatechumenalnej, centrum życia jest Wigilia Paschalna – z tej całonocnej liturgii wywodzi się duchowość Kościoła pierwotnego. Moje życie toczy się od Paschy do Paschy, od Eucharystii do Eucharystii. W Paschę czuwamy całą noc – ta noc jest znakiem, ciemnością, którą zaraz rozświetli światło Zmartwychwstałego Chrystusa. To Pascha, ta noc, o której nie można mówić bez wspomnienia Paschy żydowskiej ze wszystkimi jej znakami. Doświadczenie przeżywania Paschy przez Żydów tak bardzo nas, chrześcijan, wzbogaca. Podczas tej nocy chrzcimy dzieci, przez zanurzenie. To też zawdzięczam Drodze i Carmen. Odkrycie Eucharystii jako sakramentu, jako znaku, jest dla mnie ogromnym skarbem.
Owocem życia Carmen Hernández jest – jak podkreślił podczas Mszy pogrzebowej w katedrze Amudena arcybiskup Madrytu – półtora miliona chrześcijan, którzy w 30 tysiącach wspólnotach neokatechumenalnych na całym świecie odkrywają korzenie swojego chrztu i głoszą Jezusa Zmartwychwstałego.
„Mam nadzieję umrzeć szybko i spotkać się z nią” – napisał Kiko Arguello.