Nie da się żyć bez tlenu, wody i pokarmu. Nie da się żyć również bez miłości. To z niej wypływa gotowość przebaczania. Chcąc nie chcąc popełniamy grzechy, a do tego przez swoje słabości wielokrotnie ranimy się nawzajem i zaciągamy winy wobec Boga i ludzi. To właśnie wtedy narasta między nami nieprzyjazna atmosfera. Jeśli nie zatrzymamy tej niebezpiecznej tendencji, może urosnąć do ogromnych rozmiarów zła. Bywa, że wtedy niektórzy z nas wkraczają na drogę wzajemnych oskarżeń i zemsty. Jednak odpłacając pięknym za nadobne, nie rozwiązujemy problemów, lecz pomnażamy je, i dlatego naszą jedyną nadzieją jest Jezus Chrystus. To On wziął na siebie wszystkie nasze winy. To Jego zdroje miłości obmywają nas z wszystkich grzechów. To On uczy nas przebaczać wszystko – i wielkie, i małe przewinienia, z którymi paradoksalnie, według Prymasa Tysiąclecia, mamy więcej problemów niż z wielkimi. Małe przewinienia dotyczą bowiem naszej codzienności, a więc są częstsze. Stąd też potrzeba, aby Boża modlitwa o przebaczenie rozszerzyła nasze serca i uzdolniła je tym samym do wzajemnej miłości, cierpliwości i uważności, gdyż tylko dzięki nim – tak jak Chrystus – będziemy potrafili w miarę szybko przebaczyć, a więc utorować drogę do życia w pokoju. Czyż to wszystko nie jest głęboką tęsknotą naszego serca? Wsłuchajmy się zatem w głos bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, który jako współautor polsko-niemieckiego przebaczenia po drugiej wojnie światowej ma w tym względzie wiele do powiedzenia.
Nie kanonizujmy samych siebie
Jeśli pragniemy autentycznego przebaczenia, musimy stanąć w prawdzie. Jakże łatwo bić się w cudze piersi, a jak trudno uderzyć w swoje. Ileż razy zdarza się, że jesteśmy adwokatami dla siebie, a prokuratorami dla innych. O tej zadziwiającej skłonności do uniewinniania siebie i oskarżania innych mówił Prymas Tysiąclecia: „Nieraz kanonizujemy się wewnętrznie, wyręczając Kościół, który zrobiłby to znacznie później i z większym trudem. Szybsza i łatwiejsza jest nasza autokanonizacja. Ale Pan Bóg pomimo wszystko zaprasza i nakazuje prosić: «Odpuść nam nasze winy!». Stań w prawdziwym stosunku do twego Boga i wiedz, że jednakże umiesz grzeszyć. Gdy to uznasz, wiedz, że nie jesteś w tym sam. Jest wokół ciebie cała gromada ludzi grzeszących jak ty, obciążonych słabością i winami. Dlatego najlepiej uczynisz, gdy wsunąwszy się w tę wielką gromadę dzieci Bożych, ale i synów Ewy, wołać będziesz do swego Ojca: «Odpuść nam…»”.
Jakże bardzo potrzebujemy przebaczenia! Jezus jako baczny obserwator ludzkiego życia doskonale o tym wiedział i dlatego zaraz po wołaniu o chleb powszedni polecił nam błagać o przebaczenie. Bez przebaczenia nie widzimy siebie w prawdzie. Bez przebaczenia nie potrafimy wysławiać imienia Boga. Jak to jest, że chętnie korzystamy z przebaczenia, a jednocześnie tak niechętnie darujemy winy? Być może dlatego, że nie wierzymy w Bożą miłość. To pewne, że nie jest łatwo uwierzyć w uprzedzającą i darmową miłość Boga, która czyni nas gotowymi do przebaczenia. Kiedy więc odkrywamy w nas jakąkolwiek blokadę w przebaczaniu, warto na nowo zachwycić się miłością wypływającą z Najświętszego Serca Pana Jezusa. On doskonale zna nasze serca i wie, że potrzebujemy najpierw doświadczyć obfitości Bożej dobroci, by dopiero potem tę dobroć okazywać. Im dłużej tego doświadczamy, tym bardziej nasze serca stają się skore do przebaczania. Jezus mówił o tym przy okazji spotkania z kobietą, która namaściła Go olejkiem nardowym w Betanii: jeśli komuś więcej przebaczono, to bardziej miłuje (por. Łk 7, 47). Bóg doskonale wie, jak powoli uczymy się kochać, dlatego potrafi na nas długo czekać, dostosowując się do naszej kondycji.
„Pan Bóg, który nas dobrze zna i uwzględnia nasze możliwości, uważa, że gdybym mówił: «Odpuść mi moje winy, jako ja odpuszczam moim winowajcom» – byłbym lichym sklepikarzem, sprzedawcą pieprzu, goździków i cynamonu na gramy. Bóg ma do czynienia z hurtowymi obrotami grzechów całego świata, a ja będę się wysuwał ze swoim małym sklepikiem? Już lepiej stanąć w obliczu Boga Trzykroć Świętego i za przykładem Chrystusa mówić w liczbie mnogiej: «Odpuść nam nasze winy!»” – stwierdził prymas.
Grzeszymy na swój rachunek
Zauważył on również, że w porównaniu do ludzi, a zwłaszcza osób wykonujących zawód sędziego, Bóg jest bardzo taktowny. Sędziowie bowiem zobowiązani są prowadzić proces i publicznie ogłaszać wyrok przy świadkach. Rzadko rozprawy sądowe odbywają się bez swobodnego dostępu opinii publicznej. Natomiast Bóg w dniu sądu ostatecznego dokona tego w sposób bardzo intymny, bo sprawi, że przez przebudzenie naszej świadomości inaczej spojrzymy na nasze dotychczasowe życie. Błogosławiony kard. Wyszyński mówił o tym, powołując się na uwieczniony Tradycją śpiew W gniewu dzień, w którym jest mowa, że Bóg otworzy przed każdym z nas księgę życia i wtedy będziemy mogli sami osobiście i naocznie przekonać się o tym, jaka jest prawda o naszym życiu. Wtedy również Bóg dyskretnie zbada nasze serca. To będzie moment najgłębszego poznania nas samych, w którym zrozumiemy, że – jak mówił św. Jan od Krzyża – cała nasza udręka wywodzi się z miłości własnej. To poznanie będzie bolesne i wyzwalające zarazem, bo wtedy bardzo wyraźnie odkryjemy, jaką wielką miłością umiłował nas Chrystus, który objawiając w Paray-le-Monial swoje Przenajświętsze Serce św. Małgorzacie Marii Alacoque, powiedział następujące słowa: „Oto Serce, które tak bardzo ukochało ludzi, że w niczym nie oszczędzając siebie, całkowicie się wyniszczyło i ofiarowało, aby im okazać swoją miłość”.
Dzięki miłości Chrystusa będziemy w stanie wytrzymać tę wyzwalającą i trudną chwilę, jaką będzie sąd ostateczny. W tym momencie prawdopodobnie otrzymamy wyraźne poznanie, że zło jest głęboko zakorzenione w nas wszystkich. Prymas Tysiąclecia mówił o tym w następujący sposób: „Nieraz się mówi o solidarności w złem. Zazwyczaj jednak każdy grzesznik grzeszy «na swój rachunek», tak jak każdy samotnie umiera. Człowiek nie lubi w innych tego grzechu, w którym sam się «specjalizuje», bo nie znosi konkurencji. Pyszałek nie lubi pyszałka, złodziej – złodzieja. Jak wszyscy będą kradli, to co dla niego zostanie? Kłamca nie znosi kłamcy, bo wie, że tamten nabiera. Skąd wie? Z własnego doświadczenia! Nie ma więc solidarności w złem. Jednakże stanowi ono jakąś masę i ogromny ciężar”.
Chcąc pozbyć się tego ciężaru, z którym sami sobie nie poradzimy, musimy skorzystać z propozycji Chrystusa i najpierw błagać o odpuszczenie grzechów, potem je wyznać i w końcu za nie choć w części odpokutować. Na tej drodze korzystamy z posługi kapłanów, którzy też popełniają grzechy i zaciągają winę. W ten sposób mogą na sobie doświadczyć potrzeby miłosierdzia, aby doświadczywszy jej, być bardziej skorymi do szafowania sakramentem pokuty. Zadziwiające jest – podkreśla prymas – że w tej solidarności w grzechu rodzi się pilna potrzeba błagania o przebaczenie dla wszystkich, w tym biskupów i papieża.
------
Tekst pochodzi z książki Modlitwa doskonała. „Ojcze nasz” oczami prymasa Wyszyńskiego autorstwa ks. Jerzego Jastrzębskiego, wydanej właśnie przez Esprit. Tytuł i śródtytuły od redakcji