Logo Przewdonik Katolicki

Toksyczne aspekty kultury czystości

Angelika Szelągowska-Mironiuk
il. Agnieszka Sozańska

Wypaczony przekaz religijny w połączeniu z dyskryminacją kobiet może przyczyniać się do redukowania ich wartości wyłącznie do doświadczeń seksualnych lub ich braku.

Termin „kultura czystości” (z ang. purity culture) bywa używany w różnych okolicznościach i w zależności od kontekstu może oznaczać również coś pozytywnego. W tym artykule jednak będę odnosiła się do toksycznej kultury czystości, która składa się z przekonań i oddziaływań skupionych na promowaniu m.in. abstynencji seksualnej przed ślubem jako nadrzędnego celu w życiu. Elementami kultury czystości są także przywiązanie do tradycyjnych ról płciowych, wymaganie od dziewcząt skromności (by nie kusiły chłopców), zakazywanie dziewczynom spotykania się z chłopakami etc.

Nie tylko seksualność
Części składowe kultury czystości różnią się między sobą stopniem opresyjności. Łagodnymi przejawami purity culture są np. noszone przez młodzież tzw. pierścienie czystości, symbolizujące zachowywanie dziewictwa, albo romantyzowanie dziewictwa i tworzenie rozbudowanej mitologii wokół błony dziewiczej i jej znaczenia. Elementami brutalnymi są tzw. testy dziewictwa stosowane w niektórych krajach wobec kobiet planujących zamążpójście lub wreszcie morderstwa honorowe – czyli zbrodnie będące karą dla „nieczystych”. Kultura czystości rozumiana w taki sposób jest jednym z wytworów patriarchatu, a jej przejawy można znaleźć wśród wyznawców różnych religii oraz osób niewierzących.
Również chrześcijańscy kaznodzieje, ewangelizatorzy czy katecheci przemycają niekiedy do swojego przekazu toksyczne elementy kultury czystości. Jednak nie oznacza to, że chrześcijańskie nauczanie na temat seksualności jest samo w sobie tożsame z kulturą czystości. Co więcej, wbrew pozorom na ogół całkiem łatwo jest odróżnić przejawy toksycznej kultury czystości od przestrzegania religijnych zasad, które dotyczą seksualności człowieka. Religia bowiem, choć rzecz jasna posługuje się pojęciem grzechu czy nieczystości, nie redukuje człowieka do wymiaru wyłącznie seksualnego. Innymi słowy, zdrowa, dojrzała religijność skupia się nie tylko na tym, czy i kiedy dany człowiek współżyje, ale także na tym, czy się modli, jak traktuje innych, czy szanuje cudzą własność, czy odpowiedzialnie podchodzi do własnej pracy itd.
Dla toksycznej kultury czystości charakterystyczne jest coś przeciwnego. Jej piewcy koncentrują się bardzo mocno na kwestii seksualności, zaś pozostałe aspekty moralnego funkcjonowania schodzą jakby na dalszy plan. Promotorzy purity culture często mówią więc o konieczności wstrzemięźliwości od seksu przed zawarciem małżeństwa, o grzeszności masturbacji czy skromnym ubiorze, natomiast rzadko wspominają o tym, że głęboko niemoralne jest prowadzenie pojazdów pod wpływem alkoholu lub oczernianie innych.

To nie jest talizman
Kultura czystości w przeciwieństwie do głębokiej religijności oddziałuje na ludzi (zwłaszcza na kobiety) poprzez składanie im licznych obietnic, odnoszących się do życia doczesnego: czystość ma być gwarancją późniejszego szczęśliwego małżeństwa, zdrowia, a także szacunku ze strony innych osób. Przykład? Pewna influencerka promująca – jak sama napisała – „bycie dziewicą” sugerowała w jednym ze swoich filmów, że jeśli kobieta nie będzie zamieszczała w internecie „nieskromnych” zdjęć, to mężczyźni będą ją szanowali. Tymczasem chrześcijaństwo bynajmniej nie obiecuje (przynajmniej w swojej oficjalnej wykładni) doczesnych nagród za przestrzeganie religijnych zasad. Każdy rozsądny człowiek wie, że powodzenie w małżeństwie zależy od mnóstwa różnych czynników, zaś szacunek wobec kobiet to coś, co mężczyzna nabywa (lub nie) w toku własnej socjalizacji. Dla osoby religijnej, ale nieprzesiąkniętej purity culture, trzymanie się zasad etyki seksualnej jest narzędziem formacyjnym, pomagającym wzrastać duchowo (choć oczywiście może ono przynosić także pewne wymierne, doczesne korzyści), nie stanowi jednak gwarancji wspaniałego, wolnego od trosk życia. Człowiek jest wszak czymś zdecydowanie więcej niż swoją własną seksualnością i to, jak ułoży się jego życie małżeńskie, rodzinne czy zawodowe, jest zależne nie tylko od tego, czy poczekał z rozpoczęciem współżycia do ślubu. Właściwie rozumiana czystość nie jest talizmanem ochronnym.

„Dziewczyna jest świątynią, mężczyzna – pielgrzymem”
Adresatkami większości przekazów z puli purity culture są – jak nietrudno się domyślić – kobiety i dziewczęta. Wygląda to zatem zupełnie inaczej niż w doktrynie katolickiej – według nauczania Kościoła zarówno mężczyzna, jak i kobieta mają te same wytyczne dotyczące seksualności, a grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu obciążają sumienie wiernych niezależnie od płci. W kulturze czystości natomiast to kobiety są obarczane odpowiedzialnością za zachowania mężczyzn (młode dziewczęta słuchają o tym, że mogą „nauczyć” chłopców właściwego zachowania wobec siebie, jeśli będą odmawiały im współżycia). Toksyczna kultura czystości zakłada również, że grzechy związane z seksualnością są o wiele „gorsze”, jeśli popełnia je kobieta. Związane są z tym różne szkodliwe mity o tym, że kobieta staje się „uszkodzona”, jeśli podejmie współżycie.
Zdarza się, że lata karmienia ideologią purity przynoszą bardzo poważne konsekwencje, które determinują znaczną część życia kobiet. Czterdziestoletnia dziś Weronika przez długi czas żyła w przekonaniu, że jej najważniejszym życiowym zadaniem jest być czystą, a potem karała siebie za złamanie zasad wpajanych jej przez otoczenie. – Dorastałam w rodzinie, w której podejście do moralności było specyficzne. Tata z mamą się nie lubili, byli skłóceni z moim wujostwem, a dziadek pił, ale z pozoru wszystko było dobrze. Nie byliśmy zbyt religijni. Chodziliśmy do kościoła „ze święconką” i czasami, gdy była Msza w intencji kogoś ze zmarłych z rodziny – wspomina Weronika. – Ale matka zawsze wpajała mi, że największym grzechem dziewczyny jest „puszczanie się”. Mówiła, że żaden mężczyzna nie poślubi i nie potraktuje poważnie „wywłoki”, że jeśli w ogóle myślę kiedyś o założeniu normalnej rodziny, to muszę się wyróżniać skromnością. Często straszyła mnie chłopakami, którzy żądają od dziewczyn „dowodu miłości”, czyli seksu przed ślubem, a potem je wyśmiewają i zostawiają. Ojciec mówił, że dziewczyna musi być jak świątynia, a mężczyzna to pielgrzym, i że „tak już po prostu jest”. Wierzyłam, że jeśli będę się trzymać tych zasad, to może życie będzie idealne – opowiada 40-letnia dziś kobieta. – Na studiach poznałam chłopaka. Zakochałam się bez pamięci. Po około roku zaczęliśmy współżyć. Myślałam, że skoro oddałam mu „dar” dziewictwa, to on zawsze będzie mi wierny i będzie mnie kochał. Ale niestety po jakimś czasie okazało się, że tak po prostu nie jest. Mój partner zaczął stosować wobec mnie przemoc psychiczną. Straszył mnie, że mnie zostawi, jeśli nie zrobię czegoś, czego on oczekuje. Potrafił przez kilka dni nie odbierać telefonu i nie odpisywać na SMS-y. Zdradzał mnie, a kiedy się o tym dowiedziałam i wpadłam w płacz, powiedział, że przecież mnie przy sobie nie trzyma. Wtedy to ja zaczęłam błagać go, by mnie nie zostawiał. W moim mniemaniu było tak, że skoro mnie zdobył, to ja musiałam za niego wyjść, bo żaden inny mężczyzna nie będzie już mnie chciał. Przez parę lat byłam więc poniżana i czekałam, aż mój „jedyny” mi się oświadczy i weźmiemy ślub, co mnie „oczyści”. Zerwałam z nim dopiero wtedy, gdy mnie uderzył. Czułam się brudna i zniszczona. Szukałam wsparcia na forach, na których niektórzy mężczyźni pisali, że w życiu nie związaliby się z „używaną” dziewczyną. Byłam załamana, a matka dodatkowo obwiniała mnie o wszystko. Mówiła, że byłam za łatwa i dlatego facet mnie nie szanował – wspomina Weronika. – Przez długi czas byłam sama, bo miałam poczucie, że nie zasługuję na miłość, że należy mi się kara za błędy. A potem, w pracy, poznałam obecnego męża. Był zdziwiony, gdy powiedziałam mu, jak bardzo żałuję tego, że miałam kogoś przed nim. Po prostu to przyjął i nie było tematu. A ja potrzebowałam lat terapii, aby odzyskać zdrową religijność i zrozumieć, że nadal jestem wartościowa – kończy swoją opowieść kobieta.

Ani jabłko, ani nadgryzione
To, że kultura czystości rozumiana zgodnie z definicją przywoływaną na początku tego tekstu może mieć destrukcyjny wpływ na psychikę młodych ludzi, nie oznacza bynajmniej, że Kościoły i wspólnoty religijne mają zrezygnować z głoszenia swoich zasad dotyczących realizowania seksualności przez ludzi. Podkreślę raz jeszcze, że zasady etyki seksualnej obecne w różnych religiach czy wyznaniach to nie to samo, co opresyjna purity culture. Decydujące pod względem psychologicznym jest jednak to, w jaki sposób się te zasady głosi i jakiej argumentacji się używa.
Mówienie młodym ludziom, że z perspektywy wiary seks jest piękny i ważny, a miejscem realizowania potrzeb seksualnych kobiet i mężczyzn powinno być małżeństwo, jest jak najbardziej w porządku. Podobnie jak odwoływanie się do teologicznego rozumienia miłości i małżeństwa. Krzywdzące i seksistowskie jest natomiast podpieranie swoich tez porównywaniem kobiet podejmujących współżycie do „nadgryzionych jabłek” czy „brudnych szklanek” (tak, spotkałam osoby, które były „ewangelizowane” w taki właśnie sposób). Takie słowa to nie Dobra Nowina, lecz uprzedmiotowienie młodych kobiet. Ludziom w trakcie formacji religijnej – zwłaszcza tym młodym – należy także przypominać, że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje słowa i reakcje. I że nawet jeśli mężczyzna odbiera zachowanie kobiety jako zalotne czy prowokujące, to nie daje mu to przyzwolenia na obrażanie jej lub na lubieżne komentarze.
Niestety nieadekwatne podejście do odpowiedzialności za własną seksualność można odnaleźć także w katolickich mediach. Przykładem może być pewien tekst, zamieszczony na jednym z katolickich portali kilka lat temu, który opowiadał o świętej Monice i jej relacji z mężem. Autor artykułu opisywał, że mąż Moniki w latach młodzieńczych nie szanował kobiet, ale – jak zaznaczył twórca – większość kobiet, które znał przed zawarciem małżeństwa z przyszłą świętą, na ów szacunek nie zasługiwała (sic!).
Przypominajmy także osobom wierzącym czy poszukującym, że fakt uprawiania seksu przedmałżeńskiego nie sprawia, że stają się mniej warte. Każda młoda osoba, która poznaje katolicką doktrynę, powinna usłyszeć, że jeśli zgrzeszy, to powinna „czekać ją” po prostu spowiedź, a nie skazanie przez innych wierzących na duchową banicję. Godność człowieka – niezależnie od płci – nie sprowadza się do jego dziewictwa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki