W oczach Żydów przepędzenie kupczących w świątyni nie uwiarygodniło Jezusa. Przeciwnie, byli zbulwersowani i w oburzeniu zadawali sobie i Jemu pytanie, jakim prawem rozrzuca monety, wywraca stoły i przepędza zwierzęta. Kto Mu dał do tego upoważnienie?
W tamtym momencie Zbawiciel nie pokazał „legitymacji” uprawniającej Go do działań, które daleko wykraczały poza ustalone w społeczności Izraela zwyczaje, bo to, co miało Go ostatecznie uwiarygodnić, dopiero miało nadejść. Tym znakiem uwiarygodnienia były Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie – wydarzenia, które Jezus zapowiedział, mówiąc o zburzeniu i odbudowaniu świątyni swego ciała.
Gorliwość i troska o dom Boga, o której czytamy w Ewangelii Świętego Jana, nie dotyczy więc wyłącznie świętej przestrzeni świątyni. To nie o murach myśli Jezus, skręcając bicz ze sznurków. To nie mury, kult, pobożne rytuały są przedmiotem Jego troski, gdy po kolei wyrzuca kupczących ze świątyni, gwałtownie wywracając ich stoły, uwalniając zwierzęta i rozrzucając pieniądze zdobyte na religijnym handlu. Pożerająca Go gorliwość o dom Boga dotyczyła świątyni Jego ciała, co dziś trzeba odnieść do Kościoła i każdego z jego członków. Jezus jest rozpalony gorliwością o nas, o wspólnotę, którą tworzymy wraz z Nim i Jego uczniami.
Co więc budzi tak żarliwy gniew Zbawiciela? Jakie stoły w naszych sercach wywraca, skąd biorą się monety, które rozrzuca, dlaczego wypuszcza na wolność zwierzęta przeznaczone na ofiarę? Pan oczyszcza swój Kościół z gestów i czynów, za którymi już nie miłość stoi, ale przyzwyczajenie i rutyna; tradycja, która nie jest wypełniona życiem, lecz mechanicznie powtarzanymi, choćby nawet i najpiękniejszymi, formami oddawania czci Najwyższemu.
Jezus nie chce, by w Jego Kościele odbywał się handel wartościami, z powodu których oddał życie na krzyżu. Nie chce, by sprzedawano w nim miłość i wolność. Nie chce, by godność dzieci Bożych była tylko kwestią ceny ustalanej ze światem. Jego sprzeciw budzi kupczenie Kościołem w zamian za ziemską walutę politycznych obietnic, poklasku publiczności, wpływu na doczesność. Jego ból wywołany jest brakiem bezinteresowności i wciąż brzmiącym na świątynnym progu pytaniem: „A co ja z tego będę miał?”.
Zburzcie tę świątynię – woła Pan. To nie jest zapowiedź destrukcji, ale oczyszczenia. Może znajdujemy się w czasie owych trzech dni, podczas których Bóg odbudowuje swój Kościół. A może wciąż trwa etap przewracania stołów, przy których próbujemy handlować Jego miłością? Oczyszczanie i odnowa nie są jednorazowym aktem, bo ten najważniejszy – w dniach śmierci i zmartwychwstania Pańskiego – już się dokonał. Jezus odbudowuje swój Kościół wciąż na nowo, bo w jego murach ludzie wciąż ulegają pokusie handlowania i składania pustych ofiar. Inni zaś wciąż poddają się pokusie braku nadziei i w niezrozumiałych dla siebie przemianach nie potrafią dostrzec znaków czasu i działania Bożej miłości.
Ale miłość Pana jest mocniejsza niż śmierć. Nikt i nic jej nie zabije. Taka jest najwyższa gwarancja, której udziela nam sam Bóg. Świątynia zostanie zburzona, przejdzie przez gwałtowne i bolesne akty oczyszczenia, ale znów się odrodzi, bo jej spoiwem jest miłość Chrystusa.
Słyszymy dziś na koniec: „Wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił Jezus”. Czy widzimy znaki? Czy budzą w nas wiarę? Pan zna nasze serca, wie, co się kryje w ich głębi. Nie ulegajmy pokusie zniechęcenia, bo Jego Serce rozpalone jest gorliwością o nasze dobro. Jezus nie składa pustych obietnic. Odbuduje swój Kościół. Odbuduje naszą wiarę.