Logo Przewdonik Katolicki

Świeca wyzwolenia

Elżbieta Wiater
Kobiety z gromnicami w święto Ofiarowania Pańskiego, Ochotnica Górna, 1990 r. | fot. Krzysztof Chojnacki/East News

Uroczystość, którą obchodzimy 2 lutego, jest gęsta od znaczeń. Szczególnie że w naszym kraju nałożyła się na wierzenia pogańskie, między innymi kult ognia i jednego z najpotężniejszych bogów słowiańskiego panteonu.

Ostatnie święto odnoszące się do Bożego Narodzenia jest nie tylko jednym z najstarszych (pisze o nim pod koniec IV wieku w dzienniku z pielgrzymki do Ziemi Świętej Egeria), ale też jednym z podkreślających rolę Maryi. Pierwotnie miało jednak wyraźnie chrystologiczny charakter, mimo że już św. Łukasz łączy wyraźnie oba odniesienia, pisząc zarówno o ofiarowaniu Jezusa, jak i oczyszczeniu Maryi (zob. Łk 2, 22–24).

Prawo
Zgodnie z przepisami Prawa Jezus jako pierworodny należał do Boga (zob. Wj 13, 2), który ukazał swoje prawo do każdego narodzonego „otwierającego łono”, jak to ujmuje język biblijny, zabijając w Egipcie wszystko, co było męskie i pierworodne, z synami włącznie (zob. Lb 3, 11–13). Narodzeni jako pierwsi chłopcy należeli do Stwórcy i, w domyśle, mieli być Jemu oddani, by służyć przy sprawowaniu kultu, można ich jednak było wykupić (zob. Lb 13, 13b). Ich miejsce jako sług w przybytku, a potem w świątyni, zajęło pokolenie Lewiego, czyli lewici (zob. Lb 3,12). 
W kalendarzu chrześcijańskim wspomnienie tego wydarzenia nazywano także Qudragesima de Epiphania¸ co należałoby tłumaczyć w tym przypadku jako czterdziesiątnica Bożego Narodzenia. Jeśli zestawimy to z okresem wielkanocnym, Ofiarowanie Jezusa w świątyni okazuje się uroczystością analogiczną do Wniebowstąpienia i trudno odmówić tym wydarzeniom pewnego podobieństwa, gdyż w obu przypadkach Wcielony przychodzi do Ojca: za pierwszym razem do Jego świątyni, za drugim – do wiecznego Królestwa. 
Z kolei położnica, która urodziła syna, według Prawa przez czterdzieści dni po porodzie była nieczysta rytualnie (co zresztą pokrywa się z okresem połogu). Po upływie tego czasu miała udać się do świątyni i złożyć ofiarę za swoje oczyszczenie: baranka na ofiarę całopalną i synogarlicę lub gołębia jako przebłaganie. Jeśli rodziców nie było stać na pierwsze zwierzę, mogli ofiarować dwa ptaki (zob. Kpł 12, 1–8), i taką właśnie sytuację opisuje św. Łukasz, co, tak na marginesie, jest dla nas informacją, jaki był status materialny rodziny Józefa i Maryi. 
Święto kończące cykl bożonarodzeniowy ma więc podwójny charakter: chrystologiczny i maryjny. Obchodzimy wykupienie Jezusa z obowiązku bycia sługą świątyni i jednocześnie oczyszczenie rytualne Jego Matki czy też, jak ujmuje to Łukasz Ewangelista, ich obojga, a więc dopuszczenie ich do oddawania czci Bogu. Z czasem jednak obchody zdominował, szczególnie w naszym kraju, aspekt maryjny.

Skąd świeca?
Jak pisze w świetnym tekście „Światło na oświecenie pogan”. O Święcie Ofiarowania Pańskiego / Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny (blog Z pasji do liturgii) Jakub P. Klamecki, obchody te przez Bizancjum przewędrowały ze Wschodu do Rzymu. Tu pod koniec VII wieku włączono do nich pokutną procesję do bazyliki Santa Maria Maggiore, w której to procesji wierni szli ze świecami. Te w X wieku zaczęto przed wyruszeniem w drogę po ulicach Wiecznego Miasta święcić i tak narodził się obecny do dzisiaj zwyczaj, który przyjął się tak skutecznie, że w Wielkiej Brytanii mszę z 2 lutego nazywano Candlemass, czyli Mszą Świec (nam pewnie ta nazwa skojarzyłaby się raczej z roratami).
Tu oczywiście pojawia się cała symbolika zapalonej świecy. Bardzo istotna, wszak jednym z gestów należących do obrzędu chrztu, a więc wejścia w przymierze z Chrystusem, jest zapalenie świecy chrzcielnej (obecnie od płonącego Paschału). Katechumen słyszy wtedy: „Przyjmij światło Chrystusa” i od tego momentu w każdą Wigilię Paschalną, o ile uczestniczy w liturgii, będzie otrzymywał światło odpalone od symbolizującej Chrystusa świecy paschalnej, które będzie mu przypominać o przyrzeczeniach chrzcielnych, w tym wyrzeczeniu się diabła, zła i grzechu, oraz wezwaniu do tego, żeby być Jego światłem w świecie. Ten płomyk jest symbolem jego wiary oraz przynależności i podobieństwa do Pana. 
Świeca ta zapalana jest nie tylko w chwili narodzin do życia w Chrystusie, ale także w czasie, kiedy ktoś kona. To przypomnienie w ostatniej chwili życia, w Kim może konający złożyć całą nadzieję, ale też „przypomnienie” Bogu, że ten człowiek do niego należy, właśnie od chwili zanurzenia w wodach chrztu. Jest więc znakiem przejścia: najpierw ze stanu śmierci duchowej do życia w Panu, potem przez bramę śmierci cielesnej do przebywania z Nim na wieki. 

Gromnica czy raczej perunica?
W Polsce świeca ta nosi nazwę gromnicy, co, rzecz jasna, od razu przywodzi skojarzenia z burzą i lękiem przed uderzeniem pioruna. Co prawda wynalazek Benjamina Franklina w XVIII wieku sprawił, że pożary wywołane uderzeniem tego elektrycznego wyładowania są rzadkie, bo prawie wszystkie budynki obecnie mają piorunochrony, jednak wcześniej było to realne zagrożenie utraty całego majątku, o ile uszło się z życiem. W naszej kulturze ludowej płonąca świeca poświęcona w święto Oczyszczenia Matki Bożej była uważana za chroniącą przed wilkami (co piękne przedstawił na obrazie Gromnicznej Piotr Stachiewicz), ale i piorunami: jej płomieniem po powrocie z kościoła wypalano krzyże na odrzwiach i okiennicach, od niego też (w niektórych regionach) rozpalano po powrocie z kościoła ogień w piecu, wreszcie podczas burzy stawiano płonącą gromnicę w oknie lub na stole. Wbrew pozorom to ostatnie nie do końca musiało być przejawem myślenia magicznego, gdyż palący się wosk pszczeli jonizuje ujemnie powietrze, a ponieważ piorun ma ten sam ładunek, możliwe, że nasi przodkowie zaobserwowali jego odskakiwanie od miejsc, gdzie płonęły świece. Nie jestem fizykiem, ale ta hipoteza jest mi bliska.
Ta spora, ale wciąż niepozorna świeca miała jeszcze jedną wymowę, obecnie zapomnianą. Pioruny były przejawem mocy jednego z najpotężniejszych słowiańskich bóstw, Peruna. Obawiano się ich, jednocześnie pożar zapalony od ich uderzenia traktowano odmiennie niż pozostałe, uważając za płonące świętym ogniem, notabene traktowanym jak żywa istota. Płomień poświęconej świecy odrzucający pioruny był więc znakiem dominacji Chrystusa nad bogami pogańskiego panteonu. Nawet nie Chrystusa – wystarczyła Jego Matka. 
Ogień dla Słowian to było nie tylko ciepło i światło, ale był też znakiem oczyszczenia i obrony przed demonami. Zresztą motyw ten pojawia się w wielu kulturach. Stąd zapewne brały się wszystkie zwyczaje ludowe związane z przesuwaniem płomieniem gromnicy wokół szyi czy przypalaniem włosów, co miało chronić przed chorobami. Zresztą, jak wspomniałam już wyżej, także w chrześcijaństwie świeca poświęcona 2 lutego była związana z procesją pokutną do maryjnego sanktuarium, a sam ten obrzęd miał na celu uczczenie dnia powrotu Matki Boga po porodzie do czystości rytualnej. Jest więc znakiem przywrócenia do wspólnoty praktykujących i jednocześnie odzyskania pełni sił po zmaganiu, które we w pełni uzasadniony sposób można nazwać stanięciem na granicy życia i śmierci. 
Świętujemy oczyszczenie Maryi i wykupienie Jej Pierworodnego. Poświęcenie świec ma nam przypomnieć o potrzebie pokuty, ale i tym, w Kim pokładamy nadzieję. Bez Niego jesteśmy bezradni wobec zła obecnego w świecie i własnej słabości. Jeśli jednak spalamy się, płonąc Jego ogniem, on nas nie tylko oczyszcza – jest zaporą przed atakami złego. Jasnym znakiem, że jesteśmy wolni, a przed nami jako dar od Boga są drzwi otwarte, których nikt nie może zamknąć (zob. Ap 3, 8).

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki