22 lutego minęły 93 lata od dnia, w którym Jezus kazał św. Faustynie namalować obraz Jezu, ufam Tobie. 90 lat temu Eugeniusz Kazimirowski uwiecznił jej wizję. Według Pani malowanie trwa – w Dzienniczku jest zwrot „każesz malować”, czas tu i teraz. Chodziło tylko o obraz, przed którym modlimy się o łaski, czy każdy ma malować obraz Miłosiernego – w sensie: odkrywać go w sobie, stając się na Jego podobieństwo?
– Czas teraźniejszy podkreśla aktualność i żywość przesłania. Sam jednak obraz, jako że został objawiony, należy traktować jako wzorzec. Można malować własne wersje wizerunku, ale według wzorca znanego z Dzienniczka. On stanowi punkt odniesienia.
Można zinterpretować zapis świętej inaczej. Spoglądam na obraz Jezu, ufam Tobie, aby dowiedzieć się, czy obraz Boga, jaki w sobie noszę (wewnątrz maluję), jest właściwy. Jak wynika z pism św. Faustyny, człowiek ma okazywać drugiemu miłosierdzie Boże, a nie swoje, czyli ludzkie. To wymaga żywej i stałej więzi z Bogiem. Miłosierdzie jest tu relacją! Mówi o tym obraz, choćby poprzez podpis. Zaufanie jest odpowiedzią człowieka na to, co otrzymuje od Boga. Miłosierdzie rodzi ufność, oddala lęk. A dzięki temu, że Jezus życzył sobie być przedstawiony w pełnej postaci, każdy ma możliwość kontemplować Boże ciało, zastanawiając się nad tym, na ile każda część jego własnego ciała jest kanałem Bożego miłosierdzia.
Miłosierdzie okazujemy też językiem ciała: gestem, przytuleniem. Kampania „Namalować katolicyzm od nowa” Teologii Politycznej zaczęła się od wystawy dziesięciu obrazów Jezu, ufam Tobie. Nie wystarczy już kopiować obrazów Kazimirowskiego czy Hyły?
– Ani w Dzienniczku, ani w pismach bł. ks. Michała Sopoćki nie ma nakazu traktowania pierwotnej wersji jak ikony do kopiowania. Poza tym Jezus powiedział s. Faustynie: „nie w piękności farby” jest siła tego malunku, co również podpowiada, aby nie przywiązywać się do konkretnych ruchów pędzla. Nie chodzi bowiem o kult obrazu, ale o zrozumienie istoty orędzia. Wejście w relację z Jezusem tak, aby umieć żyć Bożym miłosierdziem na co dzień – i nim promieniować.
To daje nam też wolność. Nie ma obowiązku, aby „lubić” tę czy inną wersję malarską. Są zwolennicy Kazimirowskiego i są entuzjaści Hyły, dziś są też miłośnicy Głogowskiego czy Podbielskiej (ich obrazy po wystawie zostały kupione przez proboszczów i doznają kultu w parafiach). Największą tragedią byłoby, gdyby ci zaczęli się zwalczać: „Ja jestem Pawła, ja Apollosa” (1 Kor 1, 12). Wiele osób było rozczarowanych nowymi wersjami. Mają do tego prawo. Niezależnie od tego akcja była niezwykle potrzebna – dla odświeżenia dyskursu, szukania głębszych znaczeń, weryfikacji własnego stosunku do tego obrazu, sprawdzenia kondycji współczesnego malarstwa religijnego. Niektórym dała nowy impuls twórczy, inni wrócili dzięki niej do tradycji. A artyści, którzy wzięli udział w wystawie, przeżyli bodaj największe rekolekcje swego życia.
Badając Dzienniczek, odkryła Pani fakty, które zmuszają nas do konfrontacji z prawdą. Po dwudziestu wiekach od wcielenia Bóg podyktował wprost to, czego nie wyczytaliśmy w Piśmie. Mamy nowy obraz Boga Ojca. Jest bliski, współczujący. Podkreśla to Franciszek…
– Każdy, kto czyta Dzienniczek, kontempluje obraz, modli się koronką, doświadcza takiej konfrontacji. Narzędzia badawcze naukowców pozwalają po prostu lepiej wykrystalizować poszczególne sensy. Dzienniczek ukazuje Boga Ojca jako osobę czulszą niż najczulsza matka. Jest wielkim apelem, aby nigdy nie bać się wejść z Nim w relację! Sama koronka jest osobistym dialogiem z Ojcem. Jest jednocześnie ogromnym dowartościowaniem człowieka. W niej każdy ma prawo powiedzieć, że ofiaruje Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa – iście kapłańska godność!
Czego Bóg oczekuje od ludzi?
– O to pytano Jezusa już za Jego ziemskiego życia. Odpowiedział: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego” (Łk 10, 25– 7). Nie ma innej odpowiedzi. I kierunek działań wciąż jest ten sam: od Boga do człowieka. W przytoczonej perykopie pada pytanie: „A kto jest moim bliźnim?”. W odpowiedzi Jezus dał przykład Samarytanina, który okazał miłosierdzie cierpiącemu, skrzywdzonemu. Minęli go obojętnie kapłan i świecki. A my?