N iewiele jest tak malowniczych zakątków naszego kraju jak Beskid Niski. Pasmo górskie ciągnące się od Krynicy aż po Komańczę, opiewane w poezji Harasymowicza:
„I był Beskid, i były słowa
Zanurzone po pępki w cerkwi baniach
Rozłożyście złotych
Smagających się wiatrem do krwi…”
Łagodne grzbiety, przeważnie zalesione, i puste doliny z niknącymi powoli śladami dawnych mieszkańców – cmentarzami, pozostałościami cerkwi, dziczejącymi sadami. Ziemia ta ma w sobie niezwykłą siłę przyciągania. Chyba każdy, kto sobie ją upodobał, wraca, i to wielokrotnie, wędrując po tych samych ścieżkach.
Niejasne pochodzenie
Łemkowie są grupą etniczną, której korzenie nikną w dalekiej przeszłości i wciąż są przedmiotem sporów. Lud od wieków zamieszkujący beskidzkie doliny po obu stronach grzbietu Karpat, wzdłuż którego przebiegała przez wieki granica polsko-węgierska, po 1918 r. polsko-czechosłowacka, a dziś polsko-słowacka. Gdy przekroczymy granicę w Barwinku, na przełęczy Dujawa, powyżej Koniecznej i Ożennej napotkamy podobną architekturę cerkwi i dwujęzyczne nazwy miast i wiosek. Tu i tam mieszka lud rusiński, prawosławny lub greckokatolicki, identyfikujący się w różny i nie zawsze jednolity sposób. Łemkowie są częścią większej wspólnoty rusińskich górali. Niektórzy definiują się jako samoistny naród, inni jako część narodu ukraińskiego. Tak czy owak, wyróżniają się silną tożsamością i przywiązaniem do własnego języka, obyczaju i wiary. Pierwotni Łemkowie nazywali się Rusinami lub Rusnakami, ale nazwy te dotyczyły całej ludności ukraińskiej żyjącej w Galicji oraz na Rusi Zakarpackiej. Określenie „Łemki” wprowadził do literatury polskiej językoznawca Osyp Lewicki w 1834 r. Pochodzi ona od słowa „łem” często używanego przez Łemków, które znaczy: „tylko”, „jeno”. Nazwa ta przyjęła się i zaczęła być używana powszechnie.
Nie ma do dziś pewności, jakie jest ich pochodzenie. Jedna z hipotez wiąże Łemków z falą tzw. osadnictwa wołoskiego w XV i XVI w., która z terenów dzisiejszej Rumunii przemieszczała się wzdłuż Karpat ku północy i zachodowi, pozostawiając swój trwały ślad na terenach Beskidu Niskiego, Sądeckiego oraz Bieszczad. Konsekwentnie głosił ją Roman Reinfuss, najwybitniejszy polski badacz Łemkowszczyzny. Autorzy ukraińscy twierdzą, iż ludność łemkowska jest autochtoniczną pozostałością z czasów Rusi Kijowskiej, a zatem ma te same korzenie co Ukraińcy.
Kult Talerhofu
Kilka wydarzeń historycznych miało decydujący wpływ na formowanie się łemkowskiej tożsamości. Jako pierwsze należałoby wymienić przemarsz przez przełęcze karpackie rosyjskiej armii, która podążała w 1848 r. na Węgry, aby pomóc Austrii w stłumieniu niepodległościowego powstania narodowego. Łemkowie ujrzeli wojsko prawosławnego mocarstwa i poczuli się częścią tej potęgi, budując na tym poczucie dumy, przyspieszającej formowanie odrębnej świadomości.
Kolejnym etapem była bez wątpienia I wojna światowa, podczas której walki w Beskidach przybrały wyjątkowo dramatyczny charakter. Początkowo wojska rosyjskie uzyskały przewagę i posunęły się w głąb Galicji, aż po przedmieścia Krakowa. Na południu front rosyjsko-austriacki oparł się o grzbiet karpacki, a walki przybrały formę wojny pozycyjnej. Tereny zamieszkane przez Łemków stały się zimą 1914/1915 miejscem zażartych starć, ale również wydarzeń, które do dziś stanowią jeden z fundamentów łemkowskiej tożsamości. Otóż władze austriackie zaczęły postrzegać Łemków, szczególnie łemkowską inteligencję, jako potencjalnych lub rzeczywistych agentów rosyjskich. Rozpoczęto zatem szeroko zakrojoną akcję represji, która boleśnie dotknęła dużą część tej niewielkiej społeczności. Władze austriackie utworzyły obóz koncentracyjny w Talerhof, opodal Grazu, i uwięziły tam Ukraińców, Rusinów (w tym Łemków) z Galicji i Bukowiny, oskarżonych o tzw. rusofilstwo. Znaleźli się tam niemal wszyscy łemkowscy duchowni prawosławni, lekarze, prawnicy i nauczyciele. Wielu z nich straciło w obozie życie. Po I wojnie światowej w Galicji powstał wśród Rusinów „kult Talerhofu” – organizowano zjazdy (w 1928 i 1934 r.), wydawano książki i pamiętniki. Do dziś w wielu łemkowskich wsiach spotkamy „krzyże talerhofskie”, wciąż żywe miejsca pamięci. Szczególną czcią otaczana jest postać św. Maksyma Sandowycza (Gorlickiego), który został na początku 1914 r. rozstrzelany przez austriackich żołnierzy. Te wydarzenia wzmocniły poczucie łemkowskiej tożsamości, która już wtedy zaczęła formować się wokół poczucia krzywdy i braku sprawiedliwości. Konsekwencją tych zdarzeń było masowe przechodzenie Łemków z Kościoła greckokatolickiego do Cerkwi prawosławnej, szczególnie nasilone na Łemkowszczyźnie zachodniej w latach 20. i 30.
Na obczyźnie
Trzecim filarem łemkowskiej pamięci są wydarzenia lat 1945–1950, w wyniku których ludność łemkowska niemal całkowicie zniknęła z beskidzkich dolin. Już w 1945 r. władze Polski Ludowej zawarły umowę z rządem sowieckim, która przewidywała „wymianę ludności”. Polacy zamieszkujący ziemie na wschód od tzw. linii Curzona mieli zostać przesiedleni na zachód, do Polski, ludność ukraińska i łemkowska miała być przeniesiona na sowiecką Ukrainę. W latach 1945–1946 dobrowolnie i przymusowo wyjechała tam spora część mieszkańców beskidzkich i bieszczadzkich wsi. Już na miejscu, przerażeni rzeczywistością, którą zastali, próbowali wracać do Polski. Udało się to niewielu.
Ci, którzy pozostali w Polsce, padli ofiarą wysiedleń w ramach „Akcji Wisła”. W 1947 r., dzień po śmierci gen. Karola Świerczewskiego, o którą oskarżono UPA, zebrało się politbiuro PPR i pomimo że sprawcy zamachu byli nieznani, przyjęło postanowienie o przymusowym wysiedleniu ludności ukraińskiej i łemkowskiej. Decyzję tę realizowano z żelazną konsekwencją. Wysiedlano rodziny ukraińskie, łemkowskie i mieszane bez względu na jakiekolwiek inne okoliczności. Nie chroniło członkostwo w PPR i pozytywny stosunek do nowej władzy, wywożono nawet tych Ukraińców i Łemków, którzy aktywnie współpracowali z władzami w walce z UPA. Jedynym kryterium była narodowość. Wysiedlana ludność była wywożona na ziemie zachodnie i rozsiedlana tak, aby nie mogła odbudować poczucia wspólnoty. Najpierw transporty jechały do punktów rozdzielczych. Jednym z nich był Oświęcim, gdzie bez oporów wykorzystywano hitlerowską infrastrukturę obozową. Później pociągi zdążały w rozmaite miejsca na zachodzie i północy Polski: w okolice Legnicy i Lubina, na Pomorze Zachodnie, Warmię i Mazury, byle dalej od beskidzkich i bieszczadzkich dolin. Najgorszy los czekał nieliczną ukraińską i łemkowską inteligencję, szczególnie unickich i prawosławnych księży, których kierowano do obozu koncentracyjnego w Jaworznie, gdzie znęcano się nad nimi w sposób, który niewiele różnił się od metod nazistowskich.
Po wysiedlonych pozostały opustoszałe wsie, puste domostwa i cerkwie, pola, łąki i sady, którymi nie miał się kto zająć. Próbowano tam osiedlać ludność polską, ale nie potrafiła ona gospodarować w trudnych, górskich warunkach. Kwitnący, ludny świat beskidzkich i bieszczadzkich wsi zmienił się w swoistą Atlantydę, zaginiony świat. Jego ślady można odnaleźć jeszcze dziś, wchodząc w doliny Radocyny, Nieznajowej, Regietowa, Świerzowej, Czertyżnego, odnajdując zagubione cmentarze, cerkwiska, zdziczałe drzewa owocowe i przydrożne kamienne krzyże. Dopiero po 1956 r. część ludności łemkowskiej uzyskała prawo powrotu w Beskid Niski. Choć musieli odkupywać dawne swoje gospodarstwa, wracali, zasiedlając ponownie niektóre z dawnych wsi: Bartne, Bielankę, Zdynię, Gładyszów, Hańczową i kilka innych. Większość Łemków pozostała jednak „na czużyni” (na obczyźnie).
Tam, na ziemiach zachodnich, przesiedleńcy próbowali odbudować swą wspólnotę, nieraz z sukcesem. Świadczą o tym, nieco zaskakujące dla osób nieświadomych ówczesnych zdarzeń, silne wspólnoty ukraińskie, np. w Białym Borze na Pomorzu (funkcjonuje tam ukraińskie liceum, można zobaczyć nowoczesną cerkiew z freskami Jerzego Nowosielskiego). W Michałowie na Dolnym Śląsku Łemkowie organizują corocznie spotkanie zwane „Watrą na obczyźnie”, gdzie można doświadczyć całego bogactwa łemkowskiej kultury i obyczaju. Na Uniwersytecie Zielonogórskim działa silny ośrodek naukowych badań nad Łemkowszczyzną, dzięki któremu wydawane są publikacje i organizowane konferencje naukowe. To wszystko, paradoksalnie, dziedzictwo „Akcji Wisła”.
Tożsamościowe niuanse
Dziś Łemkowie są jedną z czterech uznanych prawnie mniejszości etnicznych w Polsce (obok Karaimów, Romów i Tatarów). Podczas Narodowego Spisu Powszechnego w 2011 r. narodowość łemkowską zadeklarowało 10 531 osób – 7 086 jako pierwszą lub jedyną (w tym 5 612 osób jako jedyną), a 3 445 jako drugą narodowość. Spośród osób deklarujących narodowość łemkowską 5 tys. mieszkało w województwie dolnośląskim, a 2 tys. w województwie małopolskim.
Te tożsamościowe niuanse są przyczyną podziałów, które istnieją dziś w społeczności łemkowskiej. Można w jej łonie wyróżnić kilka środowisk różniących się narodową identyfikacją. Należą do nich Łemkowie-Ukraińcy – grupa, która uznaje Łemków za część szerszej wspólnoty rusińskiej nazywanej obecnie ukraińską. Według nich Łemkowie to grupa regionalna narodu ukraińskiego. Są oni w ogromnej większości wyznania greckokatolickiego i zamieszkują (oprócz Ziem Zachodnich) Łemkowszczyznę wschodnią. Stosunkowo nieliczna jest grupa Łemków-Polaków – ten typ identyfikacji wiąże się z silną więzią o motywacji propaństwowej. To raczej grupa Polaków pochodzenia łemkowskiego, dla której najistotniejsza jest świadomość obywatelska. Najliczniejsza jest bez wątpienia społeczność tzw. Łem-Łemków (tylko Łemków), którzy zdecydowanie odcinają się od ukraińskości, są wyznawcami prawosławia i podkreślają odrębność mowy łemkowskiej, jako samoistnego języka słowiańskiego.
Te różnice powodują, że łemkowskie stowarzyszenia, instytucje, festiwale i miejsca pamięci nierzadko się dublują. Przykładem jest tutaj fakt istnienia dwóch organizacji: Stowarzyszenia Łemków – propagującego łemkowską świadomość etniczną i Zjednoczenia Łemków – grupujące ludność łemkowską opcji ukraińskiej. Każde ze stowarzyszeń organizuje alternatywne imprezy i ma różny stosunek do prawnego uznania Łemków za mniejszość etniczną. Od początku budziło to sprzeciw ze strony Ukraińców i Łemków o ukraińskiej świadomości narodowej, którzy protestowali przeciwko „dzieleniu narodu ukraińskiego”.
Kultura łemkowska, powiązana z pięknem beskidzkiego krajobrazu, budzi fascynację wielu Polaków, choć, może na szczęście, nie przyniosło to pojawienia się tam masowej turystyki. W Beskid Niski idą ludzie z pogłębioną wiedzą, świadomi jego historii, kultury i różnorodności. Sami Łemkowie, mimo różnic, pozostają szczerze, czasem wręcz kurczowo, przywiązani do swej tożsamości. Niekiedy może to sprawiać wrażenie zamknięcia, ale pamiętajmy, że wynika to z lęku przed rozmyciem się w większej i silniejszej wspólnocie polskiej. Podziw może budzić ich przywiązanie do języka, wiary, obyczaju, własnej formy pamięci. To nieprawda, że jest to społeczność zamknięta, raczej ostrożna i nieufna. Jeśli jednak Łemko dostrzeże i doceni naszą wrażliwość, wiedzę i zrozumienie dla łemkowskiej kultury, historii i teraźniejszości, pojawiają się więzy prawdziwej i szczerej przyjaźni. To moje własne doświadczenie.