Kłodzko, Prudnik, Lądek Zdrój – kiedy zasiadłem do pisania tekstu, te nazwy z odległej o setki kilometrów od Warszawy Kotliny Kłodzkiej kojarzą się z dramatem. Wszystkie telewizje zrezygnowały z relacjonowania bieżących bijatyk politycznych. Widzimy obrazy strumieni spienionej wody mknące ulicami miasteczek, podchodzące do pierwszych pięter domów, porywające samochody. Dopiero co takie widoki były zarezerwowane dla serialu Jana Holoubka o apokaliptycznej powodzi z roku 1997, też na Dolnym Śląsku. A my ledwie co narzekaliśmy na suszę…
Zdawać by się mogło, że kataklizm wymusi chwilowy „pokój boży”. Nic podobnego. Prawicowi komentatorzy i politycy piętnują premiera Donalda Tuska. W sobotę powiedział: „Te prognozy nie są specjalnie alarmujące”. W niedzielę, kiedy fale wezbrały, mówił: „Tak jak przewidywaliśmy, prognozy nie są przewidywalne”. I opisywał je jako „niespecjalnie optymistyczne”. Zdaniem prawicy to z winy Tuska ludzie nie ewakuowali się zawczasu. Wiara, że takie decyzje zapadają wyłącznie pod wpływem komunikatów polityków w telewizji, to przesada. Tusk czegoś w sobotę nie wiedział, a w niedzielę się zdarzyło. Ale to nie on zarządza ewakuację, a odpowiednie służby, a ludzie nawet teraz nie zawsze chcą opuszczać swoje domy. Próba znalezienia u obecnego szefa rządu czegoś porównywalnego ze sławnym „Trzeba się było ubezpieczyć” premiera Włodzimierza Cimoszewicza z SLD w 1997 r. politycznie jest zrozumiała, ale idzie za daleko. Tyle że, zgodnie z poetyką polskiej polityki, rząd należy obwiniać o wszystko – także o to, że nie ma właściwości proroczych. Gdyby Tusk wezwał gromko do ewakuacji, a fala nie byłaby tak wysoka, obwiniano by go z kolei za sianie paniki.
Niektóre remanenty są jakoś uzasadnione. Wygrzebano stary wpis ekolożki Urszuli Zielińskiej, obecnie wiceminister klimatu. „W dobie zmiany klimatu i postępującego problemu suszy inwestowanie w zbiorniki zaporowe niszczące przyrodę jest w naszej ocenie najgorszym możliwym rozwiązaniem” – rozczulała się w 2020 roku. Czy teraz, kiedy jeden z tych zbiorników (w Raciborzu) utrzymuje bezpieczeństwo całego Dolnego Śląska, a szereg innych pozwala zminimalizować skutki fali powodziowej, polityczka wciąż tak uważa?
W sobotę PiS demonstrował w Warszawie przed resortem sprawiedliwości w sprawie braku praworządności. Natychmiast skorzystał z tego poseł Tomasz Trela z Nowej Lewicy, jeden z najbardziej agresywnych polityków koalicji. „Południe Polski walczy z żywiołem, a banda nieudaczników protestuje w Warszawie, broniąc kumpli kryminalistów i przyszłych kryminalistów. PiS to jednak stan umysłu” – obwieścił na platformie X. „Tomku, a ty walczysz z żywiołem czy może z klawiaturą w swoim telefonie?” – spytała posłanka Paulina Matysiak z Partii Razem, jedna z niewielu wolnych od partyjnego amoku parlamentarzystek. Trela na to, że pomaga córce w przygotowaniu się do kartkówki, więc z żywiołem nie walczy. Pomagać córce podczas powodzi można. Domagać się sprawiedliwości już nie, i to w dzień, gdy zdaniem premiera prognozy były niezłe.
Media liberalne skubią prezydenta Andrzeja Dudę. Nie odwołał prezydenckich dożynek w swoim pałacu, pozwolił na konkurs na najpiękniejszy wieniec. „Dudowie brylują” – napisał plotkarski portal. Tak naprawdę wykonują swoją pracę. Choć można uznać ten ich wybór za błąd. W dobie wielkiego spektaklu medialnego, permanentnej licytacji na empatię, powinni pędzić do Kotliny Kłodzkiej. Na nic by się nie przydali, ale to element rytuału.
Chcecie państwo wytchnienia od toksyczności? To pomyślcie o kierowcy koparki. Uratował kobietę z tonącego auta, w samym sercu powodzi.