Wprzywoływanej tym razem Ewangelii dziecko jest przedstawione jako wzór do naśladowania. Powinniśmy przyjąć Jezusa jak przyjmujemy dziecko. Jeśli potrafimy to zrobić, będziemy w stanie otworzyć się na Boga, który posłał Jezusa.
Często dziś wyobrażamy sobie świat dzieci jak świat bajek i marzeń, nawet jeśli sami nie mamy za sobą słodkiego dzieciństwa. Słowa Jezusa nie są jednak, wbrew pozorom, zaproszeniem w bajkową krainę. W starożytności ludzie nie myśleli o życiu dzieci naiwnie. Dzieci jako „aniołki”, które żyją beztrosko w baśniowym świecie, to nowoczesny pomysł.
Odwołanie do dziecka w czasach Jezusa kazało myśleć głównie o dwóch aspektach jego sytuacji. Po pierwsze, dziecko jest całkowicie zależne – potrzebuje pomocy, by móc wzrastać i działać. Im mniejsze, tym w większym stopniu. Po drugie, dziecko jest z natury ufne, jest otwarte na przyjęcie drugiego z otwartością niezatrutą goryczą złych doświadczeń. Te dwa aspekty postawy dziecka zanikają w nas, gdy dorastamy. Dorosły nie jest już zależny od swoich rodziców i jego zaufanie do innych przestaje być bezgraniczne. Nawet jeśli nie stajemy się zgorzkniali i nie odsuwamy się od innych, uczymy się, że nie każdemu możemy się powierzyć.
Jeśli o tym wszystkim pamiętamy, słowa Jezusa muszą stać się dla nas nie lada wyzwaniem. Właściwa postawa wobec Jezusa i Boga ma oznaczać bowiem uznanie zależności i bezgraniczne zaufanie. Zauważmy jednak także, a to przecież w przytoczonej Ewangelii najbardziej szokujące, że Bóg w Jezusie chce również wobec nas móc przyjąć postawę dziecka. Chce nas objąć jak dziecko i być przyjęty jak dziecko.
Cóż za pomysł! Czy jednak historia Jezusa z jego „oddaniem się w ręce ludzi” zarówno poprzez mękę, jak i w każdej Eucharystii nie jest spektakularnym potwierdzeniem wprowadzenia tego pomysłu w życie? Przypomniana nam historia ukazuje zaś jeden z powodów, dla których jego realizacja była tak bardzo potrzebna. Szokująca symetria zaufania między Bogiem a ludźmi, którą wprowadza w życie Jezus, ma pomóc nam zrozumieć, że są ważniejsze rzeczy niż gry o władzę, które, niestety, tak kochamy i którym, nawet naprawdę starając się iść za Jezusem, często zbyt wiele energii poświęcamy.