Z przeprowadzonej w zeszłym roku przez reporterkę VOX FM sondy wśród młodych wynika, że duża część z nich nie wie, kiedy miał miejsce chrzest Polski, kto był pierwszym polskim królem, co to jest „Godzina W”, albo gdzie mieściła się pierwsza stolica naszej ojczyzny. A gdyby zrobić na ulicach (nie tylko wśród młodych Polaków) sondę na temat historii Kościoła? Na przykład zapytać, co się wydarzyło w roku 325 albo w którym roku kard. Karol Wojtyła został papieżem?
Jedna piąta otwartych
Dwa lata temu prof. Piotr Kwiatkowski, socjolog, badacz opinii i rynku, specjalizujący się w badaniach pamięci zbiorowej, w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”, uśredniając wyniki sondaży z ostatnich lat powiedział, że około 20 proc. Polaków jest „otwartych na historię”.
Badacz doprecyzował, że przeszłość nie zawsze jest ich największą pasją, ale chętnie oglądają filmy i seriale historyczne, wśród wybieranych przez nich lektur są biografie znanych postaci, są gotowi pójść na szeroko komentowaną wystawę. Dodał, że około 40 proc. nie odrzuca przeszłości, lecz interesuje się nią okazjonalnie. Natomiast kolejne 40 proc. żyje tylko teraźniejszością. Zauważył też, że zainteresowanie historią wzrasta wraz z wiekiem. „To dość oczywiste, bo kto dużo przeżył, ten wspomina i rozmawia z innymi o własnych doświadczeniach. Czasem tęskni za młodością” – wyjaśnił profesor w Instytucie Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS.
Mniej wartościowa niż poezja?
Czy da się żyć bez znajomości historii i być dobrym człowiekiem, patriotą, dobrym obywatelem swojego kraju? Odpowiedź od bardzo dawna wcale nie jest oczywista. Żyjący w piątym wieku przed Chrystusem Grek Herodot, nazywany „ojcem historii”, uważał ją za królową nauk. Trzysta lat później Cyceron, pisarz, polityk, dowódca wojskowy, filozof, mówca sądowy i kapłan rzymski, twierdził, że „historia jest świadkiem czasów, światłem prawdy, życiem pamięci, nauczycielką życia”. Ale na przykład zmarły w połowie czwartego wieku przed Chrystusem grecki filozof Platon i jego uczeń Arystoteles uznawali historię za poznawczo mniej wartościową niż poezja.
Faktem jest, że w każdych czasach w najrozmaitszych społecznościach znajdowali się ludzie, którzy interesowali się przeszłością i starali się ją, w miarę swoich możliwości, utrwalać dla przyszłych pokoleń. Dotyczy to również wyznawców Jezusa Chrystusa. Za twórcę chrześcijańskiego dziejopisarstwa uważany jest zmarły około 340 roku Euzebiusz, biskup Cezarei w Palestynie. Jest on autorem Historii kościelnej, uważanej za pierwszą próbę przedstawienia dziejów Kościoła od jego założenia do czasów zwycięstwa Konstantyna Wielkiego nad Licyniuszem (które miało miejsce w roku 324).
By nie przebrzmiały bez echa
Magdalena Drajkowska w swojej pracy doktorskiej Nowa Polska – nowa kultura – nowa historia. Przeszłość jako przedmiot propagandy w okresie PRL-u zauważyła, że już w starożytności wykorzystywano historię do różnych celów. Zwróciła uwagę, że zanim Herodot napisał swoje Dzieje, istniały rozmaite kroniki i inne zapiski historyczne, które jednak powstawały… z niehistorycznych pobudek. „Tworzone listy władców mogły służyć legitymizacji władzy, tworzono kamienne inskrypcje w celach religijnych, aby «podarować» zmarłym nieśmiertelność, bądź spisywano informacje o ważnych wydarzeniach na tablicach, co związane było zwyczajowo z kultem religijnym” – wyjaśniła autorka, dodając, że pierwsze „kroniki” miały najczęściej czysto administracyjne cele, dominowały bowiem wpisy dotyczące wydatków.
Jednak już Herodot nie ukrywał, że chodzi mu w jego dziele o coś więcej niż tylko zapis wydarzeń. „Herodot z Halikarnasu przedstawia tu wyniki swych badań, żeby ani dzieje ludzkie z biegiem czasu nie zatarły się w pamięci, ani wielkie i podziwu godne dzieła, jakich bądź Hellenowie, bądź barbarzyńcy dokonali, nie przebrzmiały bez echa, między innymi szczególnie wyjaśniając, dlaczego oni nawzajem z sobą wojowali” – napisał szczerze na początku swoich Dziejów.
Edykt, cesarz i niezależność
Także czytając dawne polskie dzieła historyczne, takie jak Kronika polska Galla Anonima, żyjącego na przełomie XI i XII stulecia, o około sto lat późniejsze dzieło biskupa krakowskiego Wincentego Kadłubka albo spisane w drugiej połowie XV wieku Roczniki Jana Długosza, łatwo się zorientować, że niosą one coś więcej niż tylko zapis faktów. Upraszczając, można powiedzieć, że zawierają też ich interpretację.
Niestety podobny problem dotyka próby opisania dziejów wspólnoty wyznawców Chrystusa, nawet wspomnianej wyżej Historii kościelnej Euzebiusza z Cezarei. Nie krył on swojej sympatii dla cesarza Konstantyna oraz przekonania, że cesarstwo i Kościół mają wiele wspólnego, wręcz są swego rodzaju jednością. Zupełnie inaczej postrzegają tę sprawę niektórzy współcześni historycy Kościoła, jak np. Henryk Pietras SJ, który 4 listopada br., podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej pt. „Jubileusz 1700-lecia zwołania Pierwszego Soboru Powszechnego w Nicei. Historia-Aktualność-Wyzwania”, powiedział wprost, że uznaje wydany w roku 313 edykt mediolański „nie za dar wolności dla Kościoła, tylko za utratę niepodległości”. Jego zdaniem Kościół po prostu przestał być niezależny, dostał się w ręce cesarstwa.
Telefon pisze historię
Może się wydawać, że przy tak wielkich rozbieżnościach w ocenie faktów z przeszłości lepiej trzymać się od historii, zarówno świeckiej, jak i kościelnej, z daleka. Nie interesując się tym, co było, człowiek nie czuje się zobowiązany do zajmowania własnego stanowiska wobec minionych wydarzeń i decyzji. Nie staje więc po żadnej stronie sporu. Ignorując przeszłość, skupiając się wyłącznie na teraźniejszości, ma wrażenie, że przyczynia się do pielęgnowania i utrwalania pokoju oraz spokoju w swojej wspólnocie. Idąc tym tokiem myślenia, można by nieznajomość historii traktować jako coś pozytywnego, zmniejszającego różnicę zdań i ewentualne konflikty. Może się to wydawać istotne zwłaszcza w społeczności Kościoła. Po co zajmować stanowisko lub mieć swoje zdanie na temat jakichś wydarzeń sprzed wieków?
Okazuje się jednak, że nie da się całkiem wyrugować spoglądania w przeszłość, żyjąc w trzeciej dekadzie XXI stulecia. Ona jest obecna w codzienności współczesnego człowieka, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Z każdą chwilą nie tylko tworzy się, ale również utrwala jego historia. Dokonuje się to nie tylko w działaniach historyków, ale również w zapamiętywanej nieustannie przez komputer lub telefon historii dokonywanych z ich użyciem działań. Nawet samochód musi mieć i ma swoją historię, do której w razie potrzeby można zajrzeć.
Dzieje każdego w Jezusie
Trudno znaleźć badania pokazujące znajomość historii Kościoła na przykład wśród polskich katolików. Wiadomo, że w podstawie programowej nauczania religii w szkole jest ona obecna. Może warto dziś zapytać, czy jest obecna w wystarczającym stopniu. Jak pokazał ks. Jerzy Bagrowicz w opublikowanym wiele lat temu artykule na temat nauczania historii Kościoła w katechetyce polskiej w latach 1919–1957, w roku 1924 postanowiono, że historię Kościoła powszechnego uczniowie będą poznawali systematycznie przez dwa lata w klasach piątej i szóstej. Od roku 1936 dzieje Kościoła poznawali przez dwa lata gimnazjaliści w klasach trzeciej i czwartej. Dwa lata poznawania historii Kościoła zakładał także program nauczania religii zatwierdzony w roku 1957.
Święty Jan Paweł II w homilii na placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979 r. powiedział, że nie można bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski – przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. „Dzieje narodu są przede wszystkim dziejami ludzi. A dzieje każdego człowieka toczą się w Jezusie Chrystusie. W Nim stają się dziejami zbawienia” – tłumaczył.
Dzisiaj, z perspektywy czterdziestu pięciu lat, widać, jak słuszne były i są spostrzeżenia papieża Polaka. Okazuje się jednak, że niełatwo też pojąć dzieje naszej ojczyzny, nie znając historii Kościoła. Ale też coraz wyraźniej widać, że nie jest łatwo polskim katolikom zrozumieć Kościół i to, co się w nim aktualnie dzieje, bez dobrej znajomości jego historii. Historii poznawanej ze świadomością, że oprócz faktów przynosi także ich interpretacje.