W trzecią niedzielę Adwentu Kościół wzywa do radości. Oto Pan jest blisko! Ta świadomość nie ma nic wspólnego z emocjonalnym uniesieniem. Nie jest to też wezwanie do radości łatwej, przychodzącej spontanicznie. Radość, do której jesteśmy wezwani, rodzi się w nawróconym sercu, w codzienności przenikniętej Bożą obecnością. Jest darem, ale zarazem owocem ludzkiego zaangażowania w przyjęcie Tego, Który jest blisko.
„Cóż mamy czynić?” – pytają tłumy Jana Chrzciciela. Mesjasz ma przyjść, co mamy czynić? Prorok odpowiada bardzo precyzyjnie i konkretnie, odnosząc się do sytuacji życiowej każdego z pytających. Dzielić się z potrzebującymi, nie prześladować, nie oszukiwać i nie uciskać, nie stosować przemocy. Proste, zwyczajne wskazówki, które mogą budzić rozczarowanie. Tylko tyle? Żadnych wielkich, widowiskowych gestów? Żadnych heroicznych postanowień i rewolucji życiowych? Jan jest głosem Pana, a On zna ludzkie serca – nasze skłonności do przesady w deklaracjach, nasze małe i wielkie niewierności w spełnianiu zwyczajnych obowiązków i codziennych relacjach z Bogiem i drugim człowiekiem. Pan czasem wkracza w ludzkie życie gwałtownie, częściej jednak wybiera metodę łagodności i pokoju, małych kroczków do wielkiego celu. Dlatego wskazówki proroka są tak jasne i dostosowane do sytuacji. Można je właściwie sprowadzić do rady: „Bądź dobrym, przyzwoitym człowiekiem”. Wszyscy wiemy, jak łatwo to brzmi w teorii i jak trudne jest do wypełnienia w praktyce.
Trzeba współczesnym Janowi oddać sprawiedliwość – szczerze poszukiwali odpowiedzi na pytanie, co czynić, by przygotować się na przyjście Mesjasza. Byli otwarci na jego wskazówki i napomnienia, chłonęli słowa nadziei, które głosił. Ważne jest przy tym nie tylko to, by z otwartością zadać właściwe pytanie, ale także – by zadać je właściwej osobie. Fałszywych proroków było wówczas wielu i dziś wciąż nowi się rodzą, zwłaszcza w sprzyjającej im przestrzeni internetu, gdzie wydaje się, że wszystko można powiedzieć dla poklasku. Charyzmatyczni „mówcy” potrafią zdobyć zaufanie ludzi, którzy – spragnieni pociechy, poszukujący sensu – bezkrytycznie ich słuchają i nie potrafią zweryfikować prawdziwości nauk.
A przecież pierwszym kryterium różnicującym prawdziwych i fałszywych proroków jest pokora. Jan Chrzciciel był mocną osobowością, postacią wyrazistą, może nawet ekscentryczną, ale wiedział, kim jest i znał swoje miejsce w porządku świata. Byli tacy, którzy snuli domysły, czy to nie on jest Mesjaszem. Dla wielu na jego miejscu pokusa, by tak się przedstawiać, byle tylko zyskać posłuch i popularność, choćby na chwilę, byłaby nie do odparcia. Ogrzać się w uwielbieniu tłumów – jakże to pociągająca perspektywa! Ale Jan mówi: „Idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów”. Ten Boży człowiek był konsekwentny od początku do końca. Został wezwany do tego, by być drugim i nie skupiał uwagi na sobie nawet wtedy, gdy później opuścili go uczniowie, którzy poszli za Jezusem. Nie zatrzymywał ich. Pokora i bezgraniczne oddanie misji głoszenia, bez oglądania się na własne korzyści, nawet za cenę osamotnienia, to najważniejsze wyznaczniki wiarygodności proroka.
Pokorny prorok Jan, mocarz Boży, jest więc świadkiem, któremu warto wierzyć, bo całe życie podporządkował posłannictwu, które z pewnością go przerastało. Wypełnił je do końca nie dlatego, że był silny i obdarzony imponującymi przymiotami charakteru. Wypełnił je, bo uwierzył obietnicy Najwyższego. Czyż nie był to dla niego powód do radości – widzieć nadchodzącego Pana, Baranka Bożego, któremu poświęcił wszystko? Na własne oczy zobaczyć, jak Bóg wypełnia swoją obietnicę?
Tak, Jan został nam dany jako nauczyciel adwentowej radości. Wskazując na Tego, który przychodzi, by chrzcić Duchem i ogniem, wzywając do nawrócenia, głosząc dobrą nowinę, jest zwiastunem nadziei wykraczającej poza ludzkie horyzonty, wypełniającej ludzkie serca radością i pokojem bez miary.