Pierwsze kroki przed rozpoczęciem swojej ziemskiej misji Jezus kieruje nad Jordan, gdzie prorok Jan obmywa oczyszczającą wodą tych, którzy pragną nawrócenia, nowego początku. On, Syn Najwyższego, nieskalany złem, nie musiał tego robić. Chciał jednak z ludźmi dzielić ich los. Był ponadto posłuszny Ojcu i pragnął wypełnić prorockie zapowiedzi.
Nie rozumiał tego prorok pustyni. Zapowiadał Mocarza, który będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem, tymczasem przyszedł do niego pokorny Galilejczyk, prosząc o obmycie w wodach Jordanu. Jan oczekiwał, że to On go ochrzci. Nie spodziewał się, że Ten, którego zapowiadał, zachowa się jak zwyczajny Żyd. Gdzie wyjątkowość Mesjasza, który „ma wiejadło w ręku i oczyszcza swój omłot”? Gdzie Jego boskość? To dzięki wyostrzonej wrażliwości prorok rozpoznał Przychodzącego i spełnił Jego wolę. Po ludzku zdumiony, przyjął Innego od swoich oczekiwań, bo zrozumiał, że Pan przekracza wszystkie wyobrażenia i objawia się tak, jak sam chce.
Wielkość proroka przejawia się w jego pokorze, w tym, że nie jest przywiązany do własnej wizji Boga, nie forsuje jej na siłę. On pojmuje, że ludzka logika znacząco się różni od Boskiego działania. Posłuszeństwo słowu Pana jest dla niego ważniejsze niż pragnienie oddawania Mu chwały po swojemu, według własnej koncepcji, ukształtowanej i uświęconej wiekami tradycji, przekazywanej z pokolenia na pokolenie pobożności, form kultu, które go uformowały. Jezus od pierwszych chwil życia na ziemi zaskakiwał i łamał schematy. Taki jest Jego sposób działania. Nie spotkamy się z Bogiem, jeśli nie jesteśmy otwarci na zmianę – mentalności, postępowania, myślenia. Nie doświadczymy, że Bóg jest wierny swoim obietnicom, jeśli nie pozwolimy, by wypełniał je tak, jak zamierzył, a nie tak, jak sami tego oczekujemy.
Dialog Jezusa z Janem nad Jordanem jest lekcją otwartości i pokory. Wiemy dobrze, jak trudno się na to zdobyć, bo schematy, w jakich żyjemy, zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Niełatwo się od nich uwolnić, nawet jeśli to bezpieczeństwo jest pozorne, a jego fundamenty chwiejne. Bóg, który przychodzi inaczej niż nakazuje zwyczaj, logika czy prawo, zawsze będzie jakoś „niewygodny”, jak niewygodny był dwa tysiące lat temu Jezus dla swoich rodaków. Dlatego w imię obrony Boga, Kościoła, tradycji, tak łatwo rozminąć się z Ewangelią i nie zauważyć, że barykady stawiane przed światem w istocie odgradzają od obecnego w nim Chrystusa.
Ale w spotkaniu nad Jordanem uderzająca jest nie tylko pokora Jana. Pokorny i łagodny jest Jezus, który staje w tłumie ludzi jak równy między równymi i prosi o chrzest, jakby to od Jana zależało, czy zostanie obmyty. Z pokorą i łagodnością Zbawiciel traktuje również wahanie proroka, rozwiewa jego wątpliwości. Tak w nasz świat wchodzi Bóg – cicho i niemal niedostrzegalnie. Tak solidaryzuje się z naszymi doświadczeniami i tak dotyka ludzkich serc. Jego delikatność potrafi jednak zmienić wszystko i ma większą moc niż przetaczające się przez nasze życie burze. Co jest jej źródłem? Odpowiedź przynosi wyznanie Najwyższego: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Słowa ojcowskiej miłości nie zabrzmiały jak grom z jasnego nieba, raczej jak subtelny powiew powietrza poruszanego skrzydłami gołębicy. Wiele wskazuje na to, że usłyszał je tylko Jezus.
Trójca Święta objawiająca się nad Jordanem to zapewnienie o tym, że Syn nigdy nie będzie sam. Nawet gdy ludzie Go opuszczą i będzie cierpiał niewyobrażalne męki, nie pozostanie sam. To obietnica, którą Bóg składa także nam, po cichu. Świat nie musi jej słyszeć. Najważniejsze, abyśmy sami usłyszeli wyznanie miłości Ojca i nie zapomnieli, że On jest jej niewzruszenie wierny.