Logo Przewdonik Katolicki

Finansowa kara za macierzyństwo

fot. Karol Porwich/East News

Niby wszyscy wiemy, że Polacy nie są specjalnie bogatym społeczeństwem, ale teraz mamy na to twarde dane podawane przez GUS. Najbardziej w wynagrodzeniach poszkodowane są kobiety. Zwłaszcza te, które są matkami.

Mediana wynagrodzeń w marcu była niższa od średniej krajowej o 23,9 proc. – informowały na początku września serwisy informacyjne. Mówiąc po ludzku, to co średnia krajowa znacząco zawyża, jeśli chodzi o nasze zarobki, mediana wynagrodzeń oddaje bardziej realnie. W rzeczywistości Polacy zarabiają sporo mniej, niż dotychczas słyszeliśmy w statystykach, i teraz Główny Urząd Statystyczny zaczął mieć na to twarde dane.

Nowy rodzaj statystyki
Na fakt, że GUS zaczął publikować medianę wynagrodzeń Polaków, ekonomiści zareagowali żywiołowo, ciesząc się, że wreszcie mamy twarde dane lepiej oddające realne zarobki w Polsce. Dotychczas bowiem to, czym dysponowaliśmy, stanowiła jedynie średnia zarobków, do tego obliczana na podstawie danych z największych przedsiębiorstw. Średnie wynagrodzeń jednak mają tę wadę, że zawyżają je zwykle wyniki najlepiej zarabiających. Wiemy zaś doskonale, że w Polsce dysproporcje zarobków bywają ogromne, zarówno jeśli chodzi o różnice między największymi miastami i małymi, jak i między poszczególnymi grupami zawodowymi. Intuicyjnie doskonale wiemy, że prawnik czy programista w dużym przedsiębiorstwie zarabia nieproporcjonalnie więcej niż nauczycielka w szkole podstawowej w małej miejscowości.
Nic więc dziwnego, że czytając czy słuchając o tym, że średnia wynagrodzeń w Polsce wynosi 8 145 zł brutto (dane za czerwiec 2024 r.), osoby pracujące w pocie czoła na swoje 3 500 zł netto mogły czuć się – delikatnie mówiąc – nie najlepiej. A z opublikowanej przez GUS mediany wyraźnie widać, że takich Polaków jest naprawdę sporo.

Biedny jak Polak
Wyjaśniając najprościej, mediana wynagrodzeń to wskaźnik, który mówi, że połowa zatrudnionych otrzymała wynagrodzenie nie wyższe niż ta kwota, a druga połowa otrzymała wynagrodzenie nie niższe niż ona. Najnowsza mediana podana jest za marzec 2024 r. i wyniosła 6 549 zł brutto. W przypadku umowy o pracę będzie to oznaczało „na rękę” jedynie 4 795 zł. A to już znacznie bliżej realiów, w których żyje ogromna rzesza pracujących Polaków.
Oczywiście ta mediana GUS nie uwzględnia wszystkich pracujących. Urząd był w stanie zebrać dane jedynie od pracodawców zatrudniających na umowę o pracę, a przecież naprawdę duża grupa osób pracuje na umowy o dzieło czy w ramach samodzielnie prowadzonej jednoosobowej działalności gospodarczej. W czasach, gdy z oszczędności coraz więcej pracodawców oferuje pracę tylko na tzw. umowę B2B (business to business, czyli „zatrudnimy cię tylko jako firmę”), to jednak znacząca część rynku pracy w Polsce. Dobrze, że mamy jednak choć i takie dane.

Kiedy w życiu zarabiamy najwięcej
Oprócz niskich zarobków Polaków dostarczają one jednak dowodów na inne poważne w skutkach zjawiska: na regionalne dysproporcje w zarobkach, na to, że w największych przedsiębiorstwach zarabia się najwięcej, a w małych najmniej, oraz na to, że istnieje okres tzw. prime’u, kiedy to w życiu zarabiamy najwięcej. Przypada on na czas, gdy mamy między 35 a 44 lata – wtedy mediana zarobków wynosi aż 6 885 zł. W danych GUS widać również, że naprawdę istnieje w Polsce spora dysproporcja w zarobkach kobiet i mężczyzn oraz istnieje coś takiego jak „kara za macierzyństwo”.
W przedziale 35–44 lata mediana zarobków mężczyzn w marcu wyniosła 7 306 zł brutto, a kobiet 6 508 zł. Natomiast mężczyźni z przedziału wiekowego 45–54 lata zarabiali 7 087 zł, a kobiety 6 552 zł.
Widać efekt „kary za macierzyństwo”, gdy te widełki płciowe się dosyć istotnie rozjeżdżają. W okresie przed narodzinami dziecka (czyli 24 lata i mniej) luka płacowa pomiędzy mężczyznami a kobietami jest niska. Potem rośnie, a największa jest między 35. a 44. rokiem życia. Mężczyźni, którzy mają dzieci, zaczynają zarabiać więcej, a kobiety mniej. I są też wtedy mniej aktywne zawodowo – podsumowywał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Andrzej Kubisiak, makroekonomista z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.


4 795 zł
„na rękę” wyniosła w marcu mediana wynagrodzeń.
Oznacza ona, że połowa zatrudnionych
otrzymała wynagrodzenienie wyższe,
a druga połowa nie niższe niż ta kwota



Jesteś mamą, więc zarabiasz mniej
Dlaczego ekonomiści nazywają to „karą za macierzyństwo”? W praktyce oznacza to bowiem, że mężczyźni w zasadzie wraz z rozwojem kariery i stażem pracy zarabiają tylko więcej i więcej. Nawet jeśli w tym czasie zostają ojcami – czyli teoretycznie również opiekują się dziećmi, zostają z nimi w domu na czas choroby czy tracą na zawodowej dyspozycyjności z powodu godzenia kariery z życiem osobistym. Wysokie zarobki oznaczają jednak, że niestety wcale tak nie jest i ciągle w Polsce gros obciążeń założenia rodziny spada na kobiety, co odbija się na ich niższych zarobkach oraz później na niższej emeryturze.
Niższe zarobki Polek mających dzieci nie wynikają jednak wyłącznie z tego, że to głównie one idą na urlop macierzyński czy wychowawczy. Biorą się też z tego, że to one zwykle biorą zwolnienie, gdy dzieci chorują, oraz to one nie awansują, szukają takich prac czy form zatrudnienia, które są elastyczne i łatwiejsze do pogodzenia z zarządzaniem życiem rodzinnym. Niestety właśnie te prace i formy zatrudnienia są najmniej opłacane. Nie dość więc, że łącząc opiekę nad dziećmi z pracą, kobiety realnie pracują więcej niż mężczyźni, to jeszcze są za to jakby karane niższymi wynagrodzeniami oraz potencjalnie niższym standardem życia na emeryturze.
„Problem sięga dużo głębiej niż wspomniane statystyki. To, że kobiety zarabiają mniej, jest wierzchołkiem góry lodowej. Gros z nich po urodzeniu dziecka do pracy w ogóle nie wraca. Trend ten umacnia redystrybucyjna polityka rządu, który już od kilku lat lekką ręką realizuje wielomiliardowe programy społeczne. Owszem, wspierają one konsumpcję, ale dzietność dzięki nim nie rośnie. Rośnie natomiast dług państwa” – komentuje publicystka Katarzyna Kucharczyk.
Ekonomiści, którzy krytykują programy społeczne takie jak 800 plus, uważają, że równolegle do nich podobne sumy rządzący powinny kierować do pracodawców w ramach programów zmiany warunków pracy dla kobiet, tak by były elastyczniejsze i łatwiejsze do godzenia z opieką nad dziećmi – bez spadku wynagrodzeń za korzystanie z nich.
Pozostaje żywić nadzieję, że rozwijająca się świadomość społeczna wpłynie realnie na kolejnych rządzących. Po drugiej stronie jest bowiem nie tylko bieda następnych pokoleń kobiet, ale przede wszystkim mniejszy rozwój gospodarczy, bo istniejące niesprawiedliwości nie pozwalają wykorzystać wielkiego potencjału matek, ale też pogłębiają i tak słabą polską demografię. Finansowa kara za macierzyństwo skutecznie przecież zniechęca do posiadania dzieci.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki