Logo Przewdonik Katolicki

Smutna książka o społeczeństwie

Natalia Budzyńska
Il. Materiały prasowe

Czytam Magiczną ranę w pastelowych okolicznościach i nie jest mi do śmiechu, choć w opisie dostaję informację, że będę się zaśmiewać do rozpuku. Chyba mam inne poczucie humoru. Mnie bowiem obezwładnia smutek bijący z każdej postaci, z każdej historii. Jest przeraźliwie źle.

Nie wiem, czy dobrze wybrałam wakacyjną lekturę. Kupiona na lotnisku nowa książka Doroty Masłowskiej kusiła mnie jednak od pierwszego dnia. Najpierw postanowiłam, że skończę to, co przygotowałam sobie na czytniku. Masłowska jednak wygrała. Zdjęłam okładkę, bo mi się nie podoba (poza tym nie chciałam, żeby się zniszczyła) i zabrałam czerwoną jak szkarłat książkę na plażę. Wokół kolory pastelowe: turkus bezchmurnego nieba, seledyn przezroczystego do niemożliwości morza, blada żółć piasku wpadająca w delikatny beż, a ja zanurzam się w „powieść trashową”, jak napisano na okładce (tej, którą zdjęłam). Magiczna rana – taki jest tytuł książki, która nie jest zwykłą powieścią, tylko zbiorem połączonych ze sobą opowiadań.
Masłowska patrzy na mnie z wszystkich pism i magazynów. Jej zdjęcia powtarzają się, bo sesja zdjęciowa była zamówiona prawdopodobnie przez wydawnictwo. Już nie jest genialną nastolatką, która napisała swą pierwszą powieść w czwartej klasie liceum. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną wydana w 2002 r. osiągnęła wielki sukces, Wikipedia podaje, że do końca roku sprzedanych zostało około 40 tys. egzemplarzy, a to niesamowity wynik. W każdym razie chcę napisać tylko, że Masłowska przez kilka lat, kiedy pisała kolejne książki i dramaty, była głosem swoich rówieśników. Dzisiaj żaden uczeń w liceum nie powie, że to głos jego pokolenia, bo oczywiście to nie jest głos jego pokolenia i Masłowska nic z tym nie zrobi, choćby nagrała milion kolejnych płyt rapersko-hiphopowo-techno-trashowych. Dla licealisty Masłowska to boomerka, której nie czyta i w ogóle pierwszy raz o niej słyszy. Masłowska dorosła.
Więc czytam Magiczną ranę w pastelowych okolicznościach i nie jest mi do śmiechu, choć w opisie dostaję informację, że będę się zaśmiewać do rozpuku. Chyba mam inne poczucie humoru. Mnie bowiem obezwładnia smutek bijący z każdej postaci, z każdej historii. Jest przeraźliwie źle. Bohaterowie zawieszeni w próżni współczesności, zajadając śmieciowe jedzenie, opierając się na opiniach wyczytanych w internecie, tej śmieciarce świata, przeraźliwie szukają kogoś lub czegoś, co wypełni ich życiową pustkę, kto ich pocieszy. Rozdrapywanie ran jest tak bardzo bolesne, że nie da się tego znieść. Więc ucieczka jest konieczna i tu wchodzi do gry realizm magiczny. Ze stancji czy baru z tostami można się przenieść w inny wymiar, w krainę słońca i lazurowego morza.
Nie będę za dużo pisać, ale „nowa” Masłowska jak zwykle wykazała się idealnym słuchem, a do tego napisała współczesne baśnie, w których świecie niekoniecznie chcemy zamieszkać, ale który istnieje obok, choćbyśmy nie wiem jak mocno zaciskali powieki.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki